Z nienawiści do eliksirów 2/1

5.9K 288 248
                                    

Głośny trzask. Przewrócony kociołek i rozdarta książka.
— Jak ja cię nienawidzę, Draconie Malfoy!!! — Damski pisk rozszedł się po całej przestrzeni obszernego namiotu. Po chwili dołączył do niego dźwięk tłuczonej menzurki, rzuconej właśnie o podłogę. — Bo ja się pytam, po jaką cholerę ty się tak zmieniłeś i dlaczego właśnie ja!? — mówiła do rozbitego szklanego naczynia, dość histerycznym i rozbawionym głosem.
Po kilku minutach, gdy się już trochę uspokoiła, biorąc dwa głębokie oddechy, znowu przemówiła do rozrzuconych odłamków szkła. — Jeszcze tydzień, Hermiono. Jeszcze tydzień. A potem, choćbyś musiała go oszołomić jakimś eliksirem miłosnym, to mu ulegniesz i dasz się uwieść. Ale to za tydzień, za tydzień.
Wzięła do ręki zmiotkę i "starym" mugolskim sposobem, zaczęła usuwać zniszczenia, starając się, by jej myśli zajmowało wszystko tylko nie pewien blondyn.

* * * * *
— Wrr!!! Aaaa!!! — Potężny męski ryk obudził drzemiącego pod drzewem Blaise Zabiniego. Zszokowany momentalnie poderwał się na równe nogi, by po chwili obdarzyć autora owego wrzasku oskarżającym spojrzeniem.

— Czy...

— Jaka ona jest cholernie nieznośna!!! — Blaise podniósł ozy ku niebu. O nic więcej nie musiał pytać.

— Wykorzystuje mnie, rozumiesz. Ona mnie. Nie ja ją, ONA MNIE. I z dnia na dzień robi to coraz bardziej perfidnie. A najgorsze jest to, że z dnia na dzień ona coraz bardziej mi się podoba. Dasz wiarę? I coraz bardziej się od niej uzależniam.

Tak mniej więcej wyglądały, a raczej kończyły się przeróżne spotkania na osobności, czy też w otoczeniu świadków tej jakże "wspaniałej" dwójki. A dzieło się wtedy wiele. I o dziwo cierpliwość obojga głównych bohaterów była wtedy mocno wystawiana na przeróżne próby. Chociaż były również momenty przełomowe, to jednak zacięcie i upartość obojga brała górę. I mimo tego, że piękne chwile głęboko odcisnęły swoje pozytywne piętno w życiu obojga. I mimo tego, że wszystko się wtedy zmieniło i że powoli uświadamiali sobie oboje, że stają się dla siebie bardzo ważni. To jednak żadne nie chciało odpuścić drugiemu. Żadne nie chciało poddać się bez walki, zrezygnować z rzuconego wcześniej wyzwania.

A zaczęło się bardzo niewinnie.

* Pośrednia gra wstępna*

O dziwo im się udało. Choć nie do końca jeszcze mogli w to uwierzyć, to właśnie stali w szóstkę przed ogromnym namiotem, podobnym do tych, które posiadają żołnierze polowi. Wprawdzie musieli się z tym trochę pomęczyć, ale opłacało się. W końcu żadnemu z nich nie uśmiechało się nocować pod gołym niebem. Najgorzej było im ustawić główny stelaż bez użycia magii. Nie obyło się bez zażartych kłótni i wyzwisk. Ale i nawet przez to udało im się przebrnąć, bez większych starć fizycznych. Namiot był dość duży, w środku znajdowało się już małe laboratorium i kilka mebli. Jedyne co im pozostało to rozpakowanie reszty skrzyń i poskręcanie łóżek i komód z ich rzeczami osobistymi. Ale na razie sycili oczy ich wspólnym nowo powstałym dziełem.

— W życiu się tyle nie nadźwigałem co dzisiaj — stwierdził Diabeł rozmasowujący właśni swój lekko zesztywniały kark.

— Trzeba przyznać, że Snape przeszedł samego siebie — zawtórował mu Ron, nie do końca świadomy do kogo to mówi i z kim się zgadza.

— Jestem wykończony — jęknął pierworodny Lucjusza M., siadając, a raczej z impetem walając się na ziemi.

— No tak, pewnie zacznijcie teraz jeszcze wszyscy jęczeć — stwierdziła Hermiona, wręcz zdruzgotana ich, przynajmniej według niej niemęskim zachowanie. — MALFOY!!!
Chłopak uniósł ku niej swoje urocze oczęta.
— Natychmiast wstawaj i bierz się z resztą za wnoszenie tych skrzyń. — Wskazała palcem stojącą obok nich sporą kupkę.
Na jej słowa chłopka tylko ironicznie się roześmiał.

W Krzywym Zwierciadle ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz