Z nienawiści do eliskirów 4/1

6K 217 470
                                    

Zbieg okoliczności?
Nie raczej nie.
Więc jak to było możliwe? Jak?
Każdy z nich pytało się o to w myślach. To, że wplątali się w niezłe kłopoty, wiedzieli już wcześniej. Ale teraz? Było już pewnym. Hogwart na długie lata będzie miał nową legendę mówiącą o tym, jak skończyło się wspólne ważenie autorskiego eliksiru przez Ślizgonów i Gryfonów. I w żadnym wypadku nie skończyło się ono żadnym eliksirem.

— Eee... — Blaise za bardzo nie wiedział co powiedzieć. Podrapał się tylko po swojej czuprynie, udając głębokie zastanowienie.

— To niemożliwe. — Złoty Chłopiec również nie za bardzo wierzył, że to, co właśnie widzą jego bohaterskie oczy, jest prawdą.

— To jest możliwe, Harry — stwierdziła dobitnie Hermiona. To było możliwe tylko jak? Jakim cudem?

Jak to mogło się stać, że tunel jaskini nagle zaczął się dziwnie zmieniać. Najpierw pojawiły się jakieś drewniane schody. Zeszli nimi, ostrożnie uważając na każdy stopień, trzymając się dość niepewnie wyglądającej balustrady. Schody zaprowadziły ich do pomieszczenia, wyglądającego jak stara piwnica. Potem były kolejne schody tym razem prowadzące w górę. Wspięli się po nich. Na samym szczycie czekały na nich drewniane drzwi, które zostały pchnięte przez Harry'ego, ukazując to, co kryło się za nimi. A kryło się sporo.

— To niemożliwe — powtórzył Gryfon.

— Harry! To jest do jasnej cholery możliwe — krzyknęła na niego Hermiona.

— I co teraz? — zapytał lekko zdezorientowany Draco. Lecz jak na razie nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie.

— No to żeśmy nawarzyli sobie piwa. Iście londyńskiego piwa. — Zabini miał niezwykły talent do tworzenia bardzo dosadnych porównań, które sytuację realną odzwierciedlały w stu procentach.
Oj nawarzyli sobie piwa.

* * * * * *
— Powiedz mi, Weasley, dlaczego się ciebie posłuchałem?

Cisza.

— No właśnie. Też się nad tym zastanawiam. Ale na tę chwilę mogę gwarantować ci jedno już nigdy, ale to nigdy więcej.

Znów cisza.

— Milczysz? Ha! Oczywiście, tak milcz. Ale jakąś godzinę temu nie byłeś do tego taki skory. Pozwól, że zacytuję...

— Tr...

— Crabbe jestem Gryfonem, ja mam wrodzoną zdolność do odnajdywania zagubionych. Jak ci mówię, że to źródło jest tam, no nie ma innej opcji, aby go tam nie było."

— Tro...

— Ta jasne jak widzisz ja tu, jak na razie żadnego źródła nie widzę, a tym bardziej nie widzę Malfoya, Zabiniego, ani twoich znajomych. Bo jakże...

— Tro...

— Co ty tam do cholery jąkasz pod nosem!?
Blady jak kartka papieru Ron, przełknął głośno i ostatkiem sił i zdrowych nerwów zdołał odpowiedzieć.

— Troll.

— Niby gdzie!?

— Przy źródle — wysapał jeszcze na koniec. I sztywny niczym kłoda drzewa osunął się na ziemię. Crabbe nie dokładnie usłyszał, co mówi ten jakże odważny Gryfon. Więc odwrócił się za siebie, by na własne oczy...

— Yhhrr!!! — Wciągnął w nienaturalny sposób powietrze. Na wysokości jego oczu znajdowało się coś, nienaturalnie dużego, zgniło zielonego i włochatego. — Mamo. — Sparaliżowany strachem uniósł oczy ku górze. Jego największe w tej chwili obawy się sprawdziły. To ohydne, zielone "coś" miało na zakończeniu swojego ciała głowę, z ogromną paszczą, z której wydzielał się nie za bardzo przyjemny aromat. Na dodatek owe "coś" dziwnie kłapnęło szczęką. A jednak Weasley miał rację. Przemknęło mu na chwilę przez myśl. Wiedział już, że z tej sytuacji jest tylko jedno wyjście.

W Krzywym Zwierciadle ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz