Z nienawiści do eliksirów 3/2

5.4K 222 250
                                    

Nad Zakazanym Lasem powoli swoje ramiona rozpościerało wczesne czerwone słońce. Promyki ciepłego światła wkradały się, gdzie tylko się dało, budząc powtórnie do życia wszystko, co żywe.
I w taki właśnie sposób został obudzony Vincent Crabbe, który po burzliwej nocy w stylu Las Vegas zasnął na siedząco z głową ułożoną na blacie stołu. Podniósł się leniwie i niezdarnie próbując złapać równowagę na krześle. Przecież nie tknął z Weasleyem ani kropli alkoholu, bo skąd? A czuł się jak po jednej ze słynnych imprez w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Gdy już jako tako ogarnął rzeczywistość, uświadomił sobie, że jednak nie grał wczoraj sam.

— Gdzie Ryży? — zapytał sam siebie, rozglądając się na boki. Nie było go w zasięgu jego wzroku. Nie spał na stole, ani też na żadnym z sześciu łóżek. No właśnie sześć łóżek.

— O cholera!? Weasley!!! — zawołał. — Weasley, gdzieżeś polazł!?

W odpowiedzi usłyszał jedynie przeraźliwe, "kulturalne" i zarazem porządne chrapnięcie. Podniósł zielony obrus i schylił się, by spojrzeć pod stół, skąd właśnie wydobywał się owy dźwięk.

— Nie no boski jesteś, Ronaldinio. — Zachichotał Ślizgon, widząc smacznie śpiącego Rona owiniętego dość nienaturalnie wkoło nogi od stołu. Jeszcze chwilę ponabijał się z tego, co zobaczył, aż w końcu nie siląc się na specjalnie delikatną pobudkę...

— Oppungo!

Stado wściekłych kanarków zaatakowało rudego, dziobiąc go, w co tylko się dało.

— AAaa!!! MIONA, ZWARIOWAŁAŚ!!! AAaa!!! ODWOŁAJ JE!!! — Zerwał się, jak oparzony widowiskowo wrzeszcząc i równie widowiskowo uderzając głową o spód stołu.
— HERMIONA, DO CHOLERY!!!!
Ron wygramolił się w końcu w szaleńczym tempie spod mebla i niezdarnie odganiając od siebie złowieszcze ptaki.

Crabbe omal nie spadł z krzesła, obserwując poczynania Gryfona. W końcu postanowił się nad nim zlitować i jednym machnięciem różdżki odwołał zaklęcie. Ale wciąż dusił się ze śmiechu, pokładając na stole. Weasley zdezorientowany stał na środku namiotu i kompletnie nie wiedział, co się dzieje. Vincent po chwili jako tako się uspokoił i dopiero wtedy zabrał się za wyjaśnianie.

— Och, żebyś ty się widział, Weasley. Uuu! To było dobre. Na serio.

— Czy tobie do końca odbiło!!!? — wrzasnął na niego. — Pożałujesz tego, ślizgoński padalcu!!!

— Dobra, dobra już tak się nie unoś, Ronaldi. Jakoś nie mogłem się powstrzymać. — Ślizgon wciąż naśmiewał się w najlepsze.

— Ta rzeczywiście to było prze śmieszne. No bardzo. Palant. — Ron zaczął niezdarnie ogarniać swoje poczochrane i sterczące w każdą stronę włosy. Ze złości zrobił się cały czerwony, co wyśmienicie kontrastowało się z jego płomienistą szopą na głowie.

— Och, nie znasz się na żartach. Wy Gryfoni jesteście tacy drętwi.

— Za to Ślizgoni, rozrywką za nas nadrabiają. Odwal się ok?

— Ok, ok, ale robię to tylko dlatego, że chyba mamy jakiś problem.

— Co znowu!? — Rudy zapytał wściekle.

— No nie zauważyłeś?

— Niby czego!?

— No!? — Crabbe kiwnął głową, wskazując puste łóżka.

— Co no? — Ach, ta ronowska bystrość.

— Zabini, Malfoy, Granger i Potter — wymienił po kolei, wskazując dobitnie dłonią ich zaścielone i nieruszone od wczoraj posłania.

W Krzywym Zwierciadle ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz