Z nienawiści do eliskirów 4/2

4.4K 198 249
                                    

Powoli otwierał oczy. Mrugał powiekami, a obraz wciąż nie odzyskiwał swoich pierwotnych kształtów. Jednym słowem świat wirował. Koła były kwadratami, a kwadraty trójkątami. Na dodatek wszystko różowe.           

— Mamo?

— Panie Crabbe! No dałby już pan z tym spokój. — Basowy głos przywrócił równowagę w galaktyce. Świat nabrał normalnych szarych, szpitalnych barw. Zdecydowanie Rubeus Hagrid miał dość odgrywania roli rodzicielki pulchnego Ślizgona. 

A więc byli w szkole. Skrzydło szpitalne. Wszystko już było jasne.

— No w końcu wrócił pan do żywych. Jeszcze został tylko ten rudasek od Weasleyów.

Siostra Pomfrey zniknęła za białym parawanem.

— Cholibka, chłopcze, tyś to masz wybujałą wyobraźnię.

— To my żyjemy? — zapytał, jeszcze średnio kontaktujący Vincent.

— A no, żyjecie łobuzy. Ale strachu to żeście nam napędzili. — Zaśmiał się Hagrid.

— A gdzie reszta? — Crabbe wyjątkowo dziś wolno kojarzył.

— O resztę ty się nie martw, złociutki. — Za parawanu wyszła Poppy, wtrącając swoje trzy grosze, do tej jakże interesującej dyskusji. Nie siląc się na większe sentymenty, wepchnęła młodzieńcowi termometr do ust. — Nie odzywaj się teraz! A jak już wcześniej wspominałam, o przyjaciół bać się nie musi. Wprawdzie narobili większego ambarasu niż wy, ale dyrektor Dumbledore i profesor Snape już po nich wyjechali.

— Jłaaaaa...tło...wyłe...chłali!? — Mówienie z termometrem w ustach było nie lada sztuką.

— Mówiłam, żebyś się nie odzywał! A no wyjechali, aż w Londynie się znaleźli, tak to się zintegrowali. Zresztą podziwiam geniusza, który wpadł na pomysł Ślizgoni i Gryfoni: Razem! SAMI! PRZEZ DWA TYGODNIE!

— Oj, do mnie nie miej pretensji, Pomponio. Severusa się czepiaj. Severusa.

— No tak oczywiste, na wąchał się tam, bóg wie czego w tej pracowni, a potem doznaje olśnienia. Wizja ma! — zakpiła pielęgniarka, przyglądając się termometrowi. — Już rodzice tych dzieciaków mu pokażą wizje — dodała pod nosem.

* * * * * *
[...] Draco wchodząc do pokoju Hermiony, pamiętał bardzo dobrze o tym, by wyciszyć pomieszczenie, lecz nie pamiętał o tym, by je dobrze zamknąć. A klucz przecież leżał sobie spokojnie na toaletce dziewczyny.
Gdyby tylko któreś z nich spojrzało teraz w stronę drzwi, na pewno zobaczyłoby, jak złota klamka niebezpiecznie obniża się. I robi to tylko w jednym celu.
Jeszcze kilka sekund i do uszu obojga doleciał niebezpieczny zgrzyt. Hermiona na początku myślała, że jej się wydaje, lecz gdy zobaczyła, jak drzwi od jej pokoju powoli się uchylają.

— O cholera. — Malfoy wydobył z siebie dość nienaturalny i dziwny dźwięk.

Nie mieli zbyt wiele czasów. W geście totalnej desperacji Hermiona zrobiła to, co jedyne jej przyszło do głowy, czyli zarzuciła na Dracona kołdrę i przygniotła go jedną z poduszek. Zdążyła zarzucić na siebie nocną koszulę, po czym odwróciła się gwałtownie. Drzwi były już otwarte na oścież. A przez głowę mknęło milion bezsensownych i głupich myśli. Żadnej konkretnej wymówki, która była w tej sytuacji tak bardzo potrzebna. Potrzebna do tego, by... by zaśmiewać się pod nosem w najlepsze?
Nie, żeby było mu jakoś zbytnio komfortowo, ale żaby się od razu z niego nabijać i to w takiej sytuacji. Jak właśnie...? Zaraz, zaraz no właśnie. Przecież nie wydawało mu się. Wyraźnie widział, jak ktoś wchodzi do pokoju Gryfonki. Teraz powinien słyszeć rozmowę. Jakieś dociekliwe pytania, tłumaczenia dziewczyny. A w zamian tego on jedynie słyszy jej tłumiony śmiech.
Chrząknął znacząco, przypominając o swojej obecności.

W Krzywym Zwierciadle ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz