Granica dobra i zła

2.3K 134 73
                                    

Wokoło panował okropny ścisk. Mimo że prawidłowe świętowanie jeszcze się nie zaczęło, ludzi było sporo. Wszyscy tłoczyli się na placu ubrani w najbardziej kolorowe stroje jakie tylko można było znaleźć. Wielu miało także maski. Wszyscy byli podekscytowani i szczęśliwi. Gdzieś z oddali dochodził odgłos muzyki, na razie nieśmiałej i spokojnej, ale nikt nie miał wątpliwości że zaraz przerodzi się w dziki potok dźwięków. Wszędzie wokoło pozostawiamy były najróżniejsze stragany z jedzeniem czy jakimiś bibelotami. Sprzedawcy mieli zamiar się nieźle obłowić, już teraz mieli sporo klientów. Błyskotki przyciągały wzrok. Słońce powoli zachodziło i w końcu zapalono lampiony powieszone na domach i linach rozciągniętych nad placem. Ozdobiły teren wszystkimi kolorami tęczy. Ludzie zaczęli krzyczeć radośnie na ten widok. Świętowanie miało trwać całą noc. Wioska obchodziła rocznicę założenia, nazywaną Nocą Gwiazd. Podobno w ten jeden dzień roku można było oglądać spadające gwiazdy które świeciły wszystkimi kolorami tęczy. Dziwne zjawisko które trudno było wyjaśnić. Najprawdopodobniej światło rzucane przez komety odbijało się od dachów domów, które były wykonane ze specjalnego kamienia co dawało wrażenie kolorowych gwiazd. To była najprostsza teoria i możliwe że najbardziej trafna. Tak czy inaczej wielu ludzi chciało obejrzeć to zjawisko przy okazji dobrze się bawiąc.

Kakuzu starał się za bardzo nie kląć, ale chyba nie było to możliwe. Z trudem przeciskał się przez tłum, śledząc czarną kurtkę, która lawirowała między ludźmi. Udawało mu się to z czystym cudem. Plus był taki że Sharon ze swoim czarnym ubiorem, wyróżniała się z kolorowego tłumu. Jak cień biegnący poprzez tęczę. Oczywiście była jedyną osobą która bez problemu posuwała się do przodu. Przemykała przez tłum jak by wcale go nie było. Jej zgrabnej sylwetki nie mogła powstrzymać żadna przeszkoda. Pozostała trójka mężczyzn za to klęła siarczyście, gdy nie mogli się przepchać dalej. Coraz bardziej żałowali tego że dali się namówić dziewczynie na ta wyprawę w tłum. Z trudem za nią nadążali i jeszcze co chwila wpadali na ludzi. Sposobem okazało się odpychanie ich na wszystkie strony, ale to też nie było gwarancją sukcesu. Każdy z nich zdążył już z łokcia oberwać i pożreć się z jakimś przechodniem. Przed sobą mieli teraz wyjątkowo tragiczny i tłoczny odcinek. Skarbnik zerknął do tyłu gdy usłyszał trzask. Jakaś baba właśnie wydzierała się na Hidana, a ten patrzył na nią z niedowierzaniem, trzymając się za policzek. Wyglądał wyjątkowo żałośnie z tym niedowierzaniem na twarzy. Po chwili kobieta odpuściła i odeszła kręcąc tyłkiem. 

-Co żeś zrobił? -Spytał Kakuzu czekając aż jego partner się z nim zrówna. 

-No właśnie kurwa nic! -Warknął tamten rozcierając twarz. -To Kirame dotknął tyłka tej laski, a jak się zamachnęła, to się uchylił i mi przypieprzyła.

-Nie planowałem tego. -Powiedział blondyn pojawiając się obok. -Ktoś mnie popchnął. 

-Taaa, jasne kurwa! A ja jestem Budda. -Warknął Hidan.

-Miło poznać. -Tamten się wyszczerzył. -Ale kurwa trzasnęło. 

-Żebym to ja tobie nie trzasnął! -Warknął tamten.

Kakuzu pokręcił zrezygnowany głową. Już zdążył się pogodzić z myślą że ani on, ani Hidan nie trawią tego gościa. Był dziwny, wredny, zawzięty i przemądrzały. Jakim cudem się z Sharon nie pozabijali przy takich charakterach, pozostawało zagadką. Przecież oni powinni się zagryźć po pięciu minutach rozmowy. A jednak trzymali się dzielnie i stali za sobą murem. Nienawidził go z całych swoich pięciu serduszek. Gdyby tylko mógł, to wepchnął by go w tłum licząc że już się nie znajdzie. Miał tylko obawy czy Sharon się to spodoba. Nagle zdał sobie sprawę że zgubił dziewczynę z oczu. Zmiął w ustach przekleństwo i popchnął jakiegoś faceta który zasłaniał mu widok. Tamten warknął coś o niewychowanych cudzoziemcach i odszedł pokazując środkowy palec. Kakuzu zbytnio się nim nie przejął, miał większy kłopot na głowie. Stanął w miejscu i zaczął się rozglądać po tłumie szukając tej charakterystycznej sylwetki w kapturze. Po chwili pozostała dwójka mężczyzn zaczęła robić podobnie klnąc pod nosem. Oni także zauważyli zgubienie jednego członka ekipy. Jako że była jedyną kobietą w ich czteroosobowej grupie, reszta uznała za swój prywatny priorytet chronić ją i pilnować. Tylko fajnie by było, jak by jeszcze wiedzieli gdzie jest. Każdy po cichu zaczął liczyć że nic jej się nie stało. Wystarczyło pięć minut jej nieobecności a oni popadali w paranoje. Kakuzu był z nich wszystkich najwyższy, (Kirame był mniejszy o jakieś pięć centymetrów) miał największą szansę ją wypatrzeć. Tyle tylko że i tak jej nie widział. Warknął cicho pod jej adresem, kilka słów nadających się pod cenzurę.

Kakuzu "Bez wartości" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz