Ruda inwazja

1.2K 67 35
                                    

Wyobrażając sobie chwilę w której wychodzi na wolność, miał nieco co innego na myśli. Oczywiście nie liczył na wielki transparent z napisem "Witaj Kakuzu", ale na pewno nie wyobrażał sobie tej całej jatki wokoło. Wprawdzie widział już wiele okropnych rzeczy i sam niejeden raz był ich sprawcą, ale krajobraz, który się teraz przed nim malował zdecydowanie nie przypadał mu do gustu. Wszystko było w ruinie. Spora ilość budynków po prostu została zniszczona, a po ulicach walały się trupy ludzi. Niektórzy nosili na swoim ciele wyjątkowo potworne rany, a inny wręcz przeciwnie. Wydawało się jakby po prostu zasnęli, a bruk ulicy wydał im się najodpowiedniejszym łóżkiem. Jednak mężczyzna szczerze wątpił czy się ponownie obudzą. Chyba najgorszy był fakt, że większość nawet nie była shinobi, ale zwykłymi mieszkańcami. To właśnie ich ciała tak odstręczały. Tych którzy nawet nie potrafili się obronić. Owszem, bywał okrutny, ale zazwyczaj nie zabijał ludzi, których głowy nie były choć trochę warte. Pewne granice jednak miał. Jednak Pein najwyraźniej miał inne priorytety. On po prostu zabijał każdego kto stanie mu na drodze. A chyba wielu próbowało go powstrzymać, z marnym skutkiem. Shinobi walczyli o swój dom i rodziny cały czas ponosząc porażkę. Trudno walczyć z wrogiem, który ma nad tobą taką przewagę i sam siebie nazywa Bogiem.

Miał mieszane uczucia co do tego wszystkiego. Wprawdzie jakoś specjalnie mu na tej wiosce nie zależało. Ot jeszcze jeden punkt władzy na mapie kontynentu. Dla niego mogła zniknąć, ale widok tych wszystkich ludzi nieco kuł jego skamieniałe serce. Szczególnie że większość nawet nie zasłużyła na taki los. Utratę domu i wszystkiego co się kocha. Zresztą, czy ktokolwiek zasłużył na coś podobnego? Mimowolnie zerknął na kobietę biegnącą przed nim. Jej jasne włosy były upchnięte pod kaptur więc wyglądała niczym żywy cień z jasnymi oczami. Usta miała zaciśnięte w jedną prostą kreskę, a twarz nie zdradzała emocji, ale on wiedział swoje. W tych ruinach widziała odbicie swojego domu. W twarzach mijanych ludzi widziała szczątki swojego potrzaskanego życia. Ona już kiedyś biegła poprzez zniszczone ulice, mijała setki trupów i słyszała kroki prześladowców za swoimi plecami. W takim miejscu pożegnała się z umierającą matką. Właśnie w takim miejscu jej całe szczęśliwe życie obróciło się w zgliszcza. Teraz cień tych wydarzeń można było zobaczyć w jej oczach, które uważnie przeczesywały okolice. Lęk i koszmary pewnie cały czas atakowały jej podświadomość. A mimo to cały czas dzielnie się trzymało. Brnęła do przodu mimo tego wszystkiego, a nawet zdecydowała się pomóc. Wiedziała jak to jest tracić dom i wszystko co się kochało, więc nie miała serca skazać na coś podobnego tych wszystkich ludzi. Zawsze śmiała się, poprzez smutek, że kiedyś miała serce ze złota. Jasne i może dobre, ale zniszczyło się i musiała je zastąpić kamieniem. Zimnym i nieczułym. A jednak on wiedział, że złoto nie rdzewieje. Mogła je sobie otoczyć kamienną powłoką, ale nadal w niej żyło. Ciepłe i gotowe pomóc tym, którzy nigdy by nie oczekiwali jej pomocy. Była dobra, choć tak uparcie twierdziła że nie jest. W końcu przez sporą część jej życia wszyscy wmawiali jej że dobroć jest słabością. A jednak to właśnie w tym tkwiła prawdziwa siła. Bo gdyby nie ona, to on przecież nadal siedziałby w swojej celi zastanawiając się kiedy w końcu ktoś go zabije. A teraz? Biegnie poprzez ruin, w blasku słońca obok swojej towarzyszki i tego gnojka. Scenariusz raczej nie bajkowy, ale lepszy od krat. Miał szczęście że to akurat w niej się zakochał. Lepszej nigdy by przecież nie znalazł. Czuł się cholernie dumny patrząc na jej siłę. Nie miał zamiaru jej odstąpić nawet jeśli ceną miała być pomoc tej wiosce. Dodatkowym plusem tej roboty był fakt, że może wkurwić Peina. Już się nawet nie mógł doczekać, aż w końcu wpieprzy mu w tą rudą mordę. Miał wiele rachunków do wyrównania, a jednym z nich była krzywda jaką uczynił Sharon. To chyba najbardziej podsycało jego wściekłość. Że też Pein miał kiedykolwiek czelność podnieś na nią rękę. Nic tylko mu ją urwać. Tak więc biegł przed siebie, choć towarzystwo niektórych zdecydowanie mu się nie podobało, a to co robił kłóciło się z jego charakterem. W końcu zawsze sądził, że nie ma nic za darmo.

Kakuzu "Bez wartości" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz