Znaczyć wszystko

1.9K 102 51
                                    

Do budynku na wschodzie wioski dotarł całkiem szybko. O wiele więcej czasu zajęło mu przeszukanie go wzdłuż i wszerz. Nie dość, że była to całkowita ruina z walącym się sufitem, to do tego miała korytarze przypominające labirynt. Atmosfera zbyt przyjemna też nie była. Zapisał sobie w umyśle, na przyszłość, aby nigdy więcej nie włazić do opuszczonego szpitala. Kilka razy gwałtownie się obracał aby upewnić się, że nic za nim nie lezie. Człowiek dostawał paranoi. Po kilku godzinach bezowocnego szukania był wkurwiony jak cholera. Po jaki chuj proponują mu miejsce w które ma się udać skoro jest błędne? To miał być jakiś dowcip? Szkoda że nie wiedzą, że on ma wyjątkowo paskudne poczucie humoru. Takie na wpół zdechłe. Takie samo jak oni, gdy ich w końcu znajdzie. 

Warcząc pod nosem najgorsze przekleństwa, skierował się w miejsce gdzie wysłał Sharon. Był pełen cholernych obaw, bo znając tą dziewczynę to coś odwaliła. A on pewnie będzie musiał się po wszystkim za nią tłumaczyć. Jakby sama za siebie nie odpowiadała. Miał tylko szczerą nadzieję, że chociaż pieniądze przetrwają do jego nadejścia, bo co do informatorów nie był taki pewien. Jeśli zalezą jej za skórę, to jakoś nie będzie im specjalnie współczuł. Nie śpieszył się. Nie miał ochoty się z nią ponownie spotykać. Wydarzenia z nocy nadal siedziały mu w głowie i na upartego nie chciały wylecieć. Jej skóra, oczy, blizny. To co prawie powiedział... Postanowił skupić się całkowicie na misji. Ku jego wielkiej rozpaczy, budynek który zastał był takim samym badziewiem jak poprzedni. Tynk sypiący się na głowę i plątanina korytarzy. No po prostu nic lepszego znaleźć nie mogli. Jeszcze zaatakowało go jakieś białe gówno w postaci węża. Świństwo wylazło z pod kamienia. Ubił gada, nieco go przypalając. Nic nie będzie na niego syczeć! Krzywił się, patrząc na zwęglone cielsko. Od razu skojarzyło mu się z innym gadem jakiego miał okazję spotkać. Tamtego też z chęcią by spalił. Orochimaru nie należał do ludzi, których darzył sympatią. Jego zdaniem, ten wąż był zbyt zainteresowany jego maskami. Zresztą, on był zainteresowany wszystkim co dziwne i popieprzone. Nic dziwnego że go z wioski wykopali. Gdy odszedł z Akatsuki, Kakuzu był gotowy pomachać mu białą chusteczką na pożegnanie, a następnie zadźgać zanim złoży jaja. Wielu popierało jego pomysł. Ah, te miłe relacje w pracy. Człowiek poznaje drugą osobę na zupełnie nowy sposób. Jednak jednego był pewien. Nie chce spotkać tego popieprzeńca nigdy więcej. Chyba, że jako ozdobną skórę powieszoną nad kominkiem. 

Wyminął białą, martwą glizdę i ruszył dalej. Po pewnym czasie zdołał odnaleźć drogę, którą poruszała się Sharon. Jej ślady butów wyraźnie odbijały się w kurzu. Nie chciało mu się wierzyć, że ktoś może mieć tak małe stopy. Jakim cudem ona na nich tak popylała? Przecież idąc zasadą logiki, on powinien być od niej szybszy bo miał dłuższe nogi, robił większe kroki. Niestety logika nie sprawdzała się w praktyce. Czasami z trudem nadążał za jej tempem. Może miała jakieś małe kółka dorobione w podeszwach? Nie wiedział, ale za to był pewien, że gdy nie jest skupiona to słabo wyrabia się na zakrętach. Raz, przez Hidana, zagapiła się do tego stopnia, że nieopacznie wbiegła na jezioro nie kumulując czakry w stopach. Przez resztę podróży fuczała na nich jak wściekły, mokry kot. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Brakowało jej tylko pary uszu i ogona. Czasami nie wiedział czym dokładnie jest. Niby człowiek, ale z natury przypominała kota, wilka, a nawet i smoka. Wyjątkowo złożony charakter i do tego wredny. Gdy wpadła do tego zakichanego jeziora, użyła jakiejś techniki wodnej i zmoczyła ich od stup do głów. To też była po części ich wina. Mogli się nie śmiać i nie sugerować pokrewieństwa z kotami. To pierwsze było głównie w wykonaniu Hidana, a to drugie jego. Oberwało się obojgu. Cała drużyna wrócił do bazy przemoczona co wywołało kilka pytań, na które odpowiedzieli warknięciem. 

Korytarz, którym przedzierała się uprzednio dziewczyna był dosyć wąski i ciemny. Nigdzie nie było źródła jakiegokolwiek światła. Mimo to powoli maszerował do przodu, skupiając się na otoczeniu. Nie pozwolił aby myśli na temat dziewczyny za bardzo go rozproszyły. Przecież na samym początku, gdy zaczął rozmyślać nad ich rozmową, prawie wpadł przez dziurę w podłodze na niższe piętro. Od tego czasu starał się nie rozpraszać. Nie było to proste. Jej twarz nadal migała mu na granicy pamięci. Nareszcie, na końcu korytarza ujrzał światło. Pewnym krokiem skierował się w jego kierunku wyczuwając czakrę shinobi. Nie próbowali się przed nim ukrywać, co było dobrym znakiem. Jedyne co budziło jego obawy to brak wyczuwalnej obecności Sharon. Normalnie powinien ją wyczuć od razu, jako pierwszą, a jednak jego umysł nigdzie jej nie znajdował. Może olała rozkaz i poszła na miasto? Było to nawet prawdopodobne. Wiedział, że tą całą wymianę ma całkowicie gdzieś. Znając życie siedziała w jakiejś restauracji, wcinając przysmaki, a on błąkał się po jakiś ruinach. Gdy ją znajdzie to sobie utnie z nią poważną pogawędkę na temat obowiązków. Uradowana nie będzie. 

Kakuzu "Bez wartości" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz