#16

309 15 8
                                    

Tamta noc była pamiętliwa i byłam pewna, że wiele wniesie, jeśli chodzi o Nasze relacje - jednak nie do końca tak było. Dla mnie pocałunek jest czymś wyjątkowym, wyznacznikiem uczuć. Nie byłabym w stanie pocałować kogoś, do kogo nic nie czuje. Biorąc pod uwagę, że to była inicjatywa Remka, wszystko wydawało mi się z góry takie proste i jasne, jednak zupełnie tak nie było. Szczerze mówiąc zachowywaliśmy się jak para. Ciężko było mi stwierdzić, kiedy to wszystko zaczęło tak wyglądać, ale po tej nocy uświadomiłam to sobie, a utwierdzałam się w tym przekonaniu przez następne dni. Nie skończyło się tylko na tym życzeniu, Remek obdarowywał mnie pocałunkami w innych sytuacjach. Nie było ich wiele, ale sam fakt, że nie skończyło to się tylko na tamtej nocy. Powinnam się cieszyć, że sprawy między nami miały się tak dobrze - i owszem, czułam prawdziwe szczęście. Radość rozsadzała me serce od środka, jednak w głębi czułam niepokój. Remigiusz nie potrafił porozmawiać szczerze o swoich uczuciach, zamykał się. Jasno wszelakimi gestami pokazywał mi, że rzeczywiście jest coś na rzeczy, jednak mimo to trzymał dystans. Byłam zakłopotana. Nie wiedziałam czy bał się mi w stu procentach zaufać, czy nie był pewny swoich uczuć, czy może był w to zamieszany ktoś inny. Moje myśli się plątały. Każdy Nasz dzień wyglądał podobnie. Odpowiadało mi to. Kochałam spędzać z Remkiem każdą chwile, szczególnie kiedy okazywał mi swoje uczucia, które nie do końca można było nazwać uczuciami. Była to bardzo skomplikowana sprawa. Przechodziło mi przez myśl, że właściwie to jesteśmy razem, ale nie miałam potwierdzenia. Próbując dowiedzieć się tego - wymigiwał się. Może potrzebował czasu... Może stwierdził, że zbyt szybko wszystko się stało... Może musiał sobie coś poukładać... Nie miałam pojęcia co mogło siedzieć mu w głowie. Obawiałam się, że po tym wszystkim stwierdzi, że nie ma sensu się angażować, w końcu ciężko było widać Naszą przyszłość. 

Było mi trudno, bardzo trudno. Zawrócił mi w głowie. Nie wiedziałam co myśleć, czego się spodziewać. W życiu potrzebuje stabilizacji i pewności, staram się wszystko planować. Wiadomo - często nie wszystko idzie po mojej myśli, jednak mimo to staram się robić wszystko, by być świadoma co mnie czeka. Niektórzy mają myślenie "co ma być, to będzie", "po co się martwić na zapas?" - ja nie należę do tego grona. Analizuje wszystko by wiedzieć czego się spodziewać, pragnę być przygotowana na każdą ewentualność, ale czasem jestem zależna od innych. Ten, na kim mi zależy ma ogromny wpływ na mnie. Jak zawsze jestem stanowcza, tak w jednej chwili staje się uległa. Jego zachowanie i postępowanie wpływa na mnie. Najdrobniejszy szczegół sprawia, że czuje się zamknięta, czuje wewnętrzną pustkę. I jego decyzje - a często raczej brak ich, doprowadzają mnie w stan zakłopotania, bo nie znoszę uczucia, kiedy muszę się stresować tym, jak się dalej sprawy potoczą. Zauważam, jak z dnia na dzień staje się coraz bardziej uległa, a to kompletnie nie jest do mnie podobne. Robię to tylko wtedy, kiedy naprawdę się emocjonalnie zaangażuje, a ja nie chcę się w pełni angażować. Nigdy na tym dobrze nie wychodzę. Ale nawet wtedy, kiedy wiem, że to nie jest dobre, nie potrafię w sobie wymusić tego, aby mniej mi zależało. Zawsze, ale to zawsze uczucia wygrywają z rozumem.

Zamierzałam z nim porozmawiać, ale za każdym razem omijał w jakiś sposób temat, a ja nie drążyłam dalej by nie naciskać i nie wyjść na desperatkę. Pewnego razu jednak powiedziałam sobie, że muszę w końcu podjąć pewne kroki. To wszystko, cała sytuacja nie podobała mi się. Choćby to miało popsuć Nasze relacje, to musiałam w końcu zapytać jakie ma zamiary co do mnie. Dni w końcu mijały, a każdy czas się liczył. Nie mogłam przecież zapominać o swoim dotychczasowym życiu i funkcjonować normalnie, do tego bez stabilizacji. Trzeba było raz na zawsze zdecydować co ze mną, czy warto wszystko pogodzić z Remkiem tak, by to miało sens, czy może jednak zrezygnować z uczuć, skoro On i tak na zawołanie je miał, a innym razem nagle stawał się obojętny, nieczuły, podchodzący lekceważąco. Do tego życie u Niego na garnuszku nie pomagało mi, przez to czułam się jeszcze bardziej skrępowana i zależna od Niego. Czasami naprawdę miałam ochotę się od tego oderwać, mimo, że niegdyś to było dla mnie nierealnym marzeniem. Mimo, że przy nim czułam się naprawdę szczęśliwa, momentami zastanawiałam się, czy dobrze się stało, że okazywaliśmy sobie uczucia pocałunkami. To było wspaniałe... ale bałam się tego, że niedługo to będzie tylko przykrym wspomnieniem, które będzie kłuć mnie w serce przypominając mi, że byliśmy tak blisko, jednak nic z tego trwalszego się nie rozwinęło.

Wyrzuciłam przed Nim wszystkie swoje obawy i niepewności. Byłam zła i miałam ochotę to pokazać, jednak coś mnie hamowało. Nie umiałam przed nim wybuchnąć, bałam się, że to jeszcze bardziej zepsuje naszą sytuację. W duchu oczekiwałam, że Remek jakoś załagodzi całą sprawę, że racjonalnie wytłumaczy mi swoje zachowanie tak, że już sama nie będę musiała go usprawiedliwiać. Jednak ani trochę mnie nie uspokoił. Sprawiał wrażenie bardzo obojętnego. Zachodziłam w głowę co mogło się stać, że tak nagle zmienił swoje nastawienie do mnie. Nie rozumiałam Go. Przecież jeszcze niedawno zdawaliśmy się być razem tacy szczęśliwi, a tak szybko ta wizja zniknęła. Miałam wrażenie, że jedyne co Go jeszcze utrzymuje w relacjach ze mną to, to że mieszkam pod jego dachem.

Całe życie uciekam - od wszystkiego. Widocznie było mi to już pisane. W tamtym momencie zaczęłam sobie uświadamiać, że po raz kolejny jest to najlepsze rozwiązanie. Trzymało Nas przy sobie uczucie. Widząc, że w Nim ono gaśnie, wszystko dla mnie traciło sens. Wcześniej nie dopuszczałam do siebie myśli o odrzuceniu. Nastał jednak czas, w którym zaczęłam to rozumieć.

Zawieść się na ukochanej osobie to uczucie porównywalne z wbitym nożem w serce. Odtrącanie od siebie i pokazywanie całkowitego braku zainteresowania, to grzebanie tym nożem wewnątrz serca. Wreszcie - pozostawienie jedynie ze wspomnieniami to skazanie na wieczną tęsknotę z krwawiącym sercem.

Mój stan psychiczny drastycznie się pogorszył. Nie potrafiłam sobie już wyobrazić szczęśliwej przyszłości z Remkiem. Nie potrafiłam już dłużej siebie okłamywać. Sam doprowadził mnie do tego, abym przestała myśleć o Nas poważnie - dopiął swego.

Wiedziałam, że muszę odejść. Nawet mnie nie zatrzymywał... Jedynie słowami wyjaśnień zapewnił mnie, że nie chodzi tu o osobę trzecią (a więc moje obawy z byłą się nie sprawdziły) - ale właściwie kto go tam wie... Jego tłumaczenia brzmiały mniej więcej w taki sposób:

- Przepraszam, że tak wyszło. Naprawdę nie chciałem żeby to tak wyglądało. Ja... nie chcę być w związku, ani też być od kogoś uzależniony. Wiem, że źle postąpiłem i to tylko z własnej głupoty. Przepraszam, ale nie umiem czegoś robić wbrew sobie...

Nie potrafiłam jednoznacznie zinterpretować tych wyjaśnień. Mimo, że to nie były jasne słowa, to i tak sprawiły one, że coś we mnie pękło. To było takie dobicie, skreślenie na dobre. Ale byłam już na to przygotowana.

Nie potrafiłam uronić z siebie nawet łzy, za wiele miałam w sobie emocji, to był dla mnie zbyt wielki stres. Ledwo co wydobyłam z siebie słowa z podziękowaniami, bo mimo bólu, sprawił też, że byłam szczęśliwa. Wiem - krótkotrwałe, kruche i złudne szczęście, to nie szczęście. Jednak na prawdę mi pomógł w wielu kwestiach, więc należało mu się to.

Nie mogłam sobie pozwolić na to, by mnie odwoził do domu po tym wszystkim... ale miałam potraktować jako drugie życzenie prośbę o to, bym wróciła prosto do domu. Tak na prawdę zrobiłabym jak bym zechciała bo szczerze mało mnie już obchodziły jego prośby. Ale sama wiedziałam, że lepiej wrócić. Zatęskniłam za normalnym życiem - z problemami do których się przyzwyczaiłam. No i oczywiście za swoją rodziną, która pewnie odchodziła od zmysłów. Może to jak mnie potraktował Remek, to "karma" za to jak ja potraktowałam swoich najbliższych.

Remek  objął mnie i podziękował "za wszystko". W tym momencie się wzruszyłam rozumiejąc, że chyba właśnie żegnam się z miłością swojego życia. Chociaż... gdyby to była miłość życia, to czy to było by ostatnie pożegnanie? Jeżeli jesteśmy sobie przeznaczeni to los znajdzie sposób by jakoś Nas złączyć...

To nie koniec.

Trzy ŻyczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz