#15

394 20 8
                                    

Kiedy dotarliśmy do samochodu, Remek otworzył przede mną drzwiczki. W dalszym ciągu byłam podekscytowana. Kiedy oboje wsiedliśmy i wyruszyliśmy, zaczęłam się stopniowo uspokajać, jednak gdy zauważyłam, że Remek skręca w jakąś podejrzaną drogę podporządkowaną, mój niepokój wzrósł. Nie było to oczywiście wynikiem braku zaufania, lub czegoś równie podobnego, po prostu byłam nieco spięta ze względu na całkiem nową sytuację. Kiedy dotarliśmy na miejsce, moim oczom ukazał się ceglasty, pięknie wykończony drewnem budynek. Obok znajdował się nieduży staw, w którym mieniło się światło rzucane przez lampiony, które to ozdabiały drogę do głównego wejścia. Podążając tamtędy u boku Remka, czułam się, jakbym wkraczała na jakieś ważne wydarzenie, niczym ślub. Kroki stawiałam ostrożnie, bo czułam, jakby wszystko nagle się spowolniło. To wszystko było dopiero początkiem.

Moim oczom ukazał się stół z przepiękną kremowo - krwistą zastawą. W tym, nie sposób było zauważyć świec, które dodawały niezwykłego klimatu. Remek odsunął mi krzesło abym usiadła. To dziwne - że na początku nie byłam w stanie usiąść, bo złapało mnie małe zawieszenie z wrażenia. Jednak gdy w końcu usiadłam, było to dobrą decyzją, bo jeszcze trochę, a chyba bym została zwalona z nóg. Nie znałam Remigiusza od tej strony. Owszem, nigdy w to nie wątpiłam, że jest gentlemanem ale, że taki z niego romantyk.... Jego zaangażowanie, praca, wysiłek, pieniądze i chęć tego wszystkiego, sprawiało, że ogromnie go podziwiałam. Nigdy w życiu ktokolwiek nie wyprawił mi czegoś tak wielkiego.

- Co chcesz zjeść? - Zapytał Remek z podstępnym uśmieszkiem.

- Nie jestem w stanie myśleć... zdaje się na Ciebie!

- Aaaaa tak też myślałem, dlatego już wcześniej ustaliłem całe menu, cieszysz się, prawda? - Zadał pytanie retoryczne.

Wiedziałam, że to znaczyło, iż czeka mnie uczta, po której pęknę i choćby nie wiem jak bym już nie mogła, Remek będzie mi to wciskał na siłę, "ahhh kochany, to miłe, że dba o moją linię".

- Bardzo! - Ta odpowiedź z nutką ironii była jedyną najlepszą, jaką miałam pod ręką.

Czułam się nietypowo, była to dla mnie całkowicie inna sytuacja. Wszystko było takie bardziej "oficjalne", jednak mimo to starałam się zachowywać tak, by nasze relacje i zachowania były takie jak zawsze.

Ciężko opisać jak pięknie wyglądało, a zwłaszcza, jak wyśmienicie smakowało podane jedzenie. Jednak wciąż nie ono było najważniejsze. Tak naprawdę całe otoczenie, cała sceneria, nie miała takiego znaczenia, jak obecność kogoś, przy kim mogłam być sobą, mogłam czuć się swobodnie i bezpiecznie. Uwielbiałam Jego towarzystwo, mogłabym właściwie jedynie patrzeć na Niego, a tyle by mi wystarczyło. Nie oznaczało to jednak, że nie doceniałam tego, co dla mnie przygotował, bo wszystko było idealne. Lepiej tego wyobrazić sobie nie mogłam. Każdy, nawet najmniejszy element dodawał uroku. Rozmawialiśmy ze sobą spokojnie, półgłosem, z większym naciskiem na poważne tematy, co nie znaczyło, że rozmowa była sztywna - przeciwnie. Zarówno ja, jak i On swobodnie wyrażaliśmy swoją opinię na dany temat, wiedzieliśmy, że nie zostaniemy źle ocenieni. Najzwyczajniej w świecie byliśmy szczerzy i nie baliśmy się tego.

Po skończonej kolacji, nie sądziłam, że będzie mnie jeszcze czekać coś równie cudownego - a jednak. Kiedy wyszliśmy z lokalu nie spodziewałam się, że Remek jeszcze miał coś w planach. Zaczął mnie prowadzić w stronę ciemnej nicości. Dosłownie nic nie widziałam, im dalej odchodziliśmy, tym światła z miejsca, w którym jeszcze przed chwilą byliśmy - bledły. Szliśmy kamienistą drogą wzdłuż lasu. Gdybym była w tamtym momencie z kimś innym, lub co gorsze – sama, na pewno czułabym lęk w obliczu tego miejsca. Z Remkiem jednak było bezpiecznie, właściwie ten las w środku nocy oddawał swój czar i klimat. Uciążliwe było jednak poruszanie się po tej wyboistej drodze z butami na obcasie. Remek zauważył, ze coraz bardziej zwalniam i radzę sobie z trudnością. Długo się nie zastanawiając podniósł mnie trzymając w zgięciu kolan i obejmując w talii. Zareagowałam piskiem, bo szczerze mówiąc zaskoczył mnie tym i w pierwszym momencie przeraziłam się, ale później - zaczęłam się śmiać.

- Dasz rade mnie nieść?! - Zapytałam ze zdziwieniem.

- No pewnie!

"Taa, jasne" - Pomyślałam.

- Gdzie ty właściwie mnie „porywasz"? - zapytałam, oplatając drugą ręką Jego szyję, aby lepiej się utrzymać.

- Zobaczysz.

- No tak, mogłam się spodziewać, że to powiesz.

Nie szliśmy długo, a raczej - Remek ze mną nie szedł długo. „Wdrapaliśmy się" na wzgórze, z którego było widać całą okolicę, a właściwie pewien jej obręb, bo pole widzenia ograniczała pusta ciemność, która jednocześnie dodawała elementu tajemniczości. Usiedliśmy blisko siebie na miękkim podłożu wśród traw. Gdy spojrzałam w górę, zwróciłam uwagę na bezchmurne niebo, na którym było widać rozsypane niczym mieniący się brokat małe punkciki. Księżyc zaś był srebrzystą kulą, która była w stanie oświetlić wszechobecny mrok światłem odbitym. Cichy szum wiatru kołyszący gałęziami drzew, zabijał martwą ciszę, która mogłaby być zbyt głucha. Świerszcze również przyczyniały się do przeszkadzania ciszy w jej dekoncentrujących poczynaniach. Za prawdę mogłaby trwać cisza, ale nie całkowita, pusta, bez żadnego wyrazu. Cisza z dodatkowymi detalami była ciszą idealną. Największym jednak urokiem ciszy nie była sama jej forma, lecz to, z kim ona była dzielona. Remek był mężczyzną, z którym ciszę mogłabym dzielić godzinami. Nie musieliśmy nic mówić, aby czuć przyjemność z przebywania razem. Wystarczyła sama bliskość i więź relacji. Co prawda nasze relacje były skomplikowane, w dalszym ciągu trudność sprawiało mi określenie kim dla mnie jest. Na pewno człowiekiem ważnym, na którym mi bardzo zależało i byłam gotowa trwać u Jego boku. Nie miało to dużego znaczenia jako kto. Liczyło się dla mnie, by po prostu być przy Nim. Spędzać z nim wszystkie szczęśliwe i smutne chwile. Był moją bratnią duszą, takim moim drugim "Ja". Rozstając się z cząstką samej siebie, kim bym była?...

Moje przemyślenia skłoniły mnie do tego, aby spojrzeć na osobę, która tak wiele wywołała we mnie uczuć. Wnet się okazało, że sama na mnie spoglądała. Mimo ciemności, byłam w stanie dostrzec te pięknie oczy, w których odbijała się cząstka światła.

- Chciałbym wykorzystać swoje pierwsze życzenie - Powiedział niespodziewanie swoim cichym, subtelnym głosem.

Milczałam czekając co ma zamiar powiedzieć dalej. Remigiusz powoli położył swoją dłoń na moim nieco chłodnym karku. Poczułam ciarki, ale nie były one z zimna.

- Pocałuj mnie

Zamarłam. Nie widziałam co się dzieje. Nie miałam nawet czasu na to, by myśleć. Położyłam dłoń na jego karku, lecz w odróżnieniu od Niego - odrobinę wyżej. Ten przyciągnął mnie bliżej do siebie. Cały czas patrzyłam mu prosto w oczy i nie odpuściłam ani razu - tak samo On. Kiedy byliśmy wystarczająco blisko przymknęłam powieki. Uczucie jakie towarzyszyło mi podczas tego, było nie do opisania. Było to połączenie napięcia z rozluźnieniem, przyjemności z obawą. Jednak, gdy już to się stało... czułam jedynie rozkosz. Jego usta były słodkie i delikatne, z każdą chwilą pragnęłam więcej, mimo tego, że uwielbiałam, kiedy działo to się tak powoli. Kiedy wszystko zaczęło nabierać nieco większego tępa, moje dłonie delikatnie tarmosiły niezwykle miękkie włosy Remka. Ten zaś swoje dłonie skupił na mojej twarzy, a dokładniej policzkach - jedną miał wyżej, drugą niżej, a więc nachodziła na szyję. Delikatnie i nienachalnie ingerował językiem, co dodawało dodatkową satysfakcję. Odwdzięczałam się tym samym. Jedyna jednak myśl, która w kółko krążyła mi w głowie to: "Kocham go". Wcześniej bałam się o tym pomyśleć, możliwe, że ze względu na to, że bałam się tego. Była to myśl, której nie chciałam do siebie dopuścić i dusiłam niepozwalając jej na uwolnienie się. W dalszym ciągu nie była całkowicie wolna, wszak nie powiedziałam tego na głos, jednak i tak czułam ulgę, gdy w końcu to wypowiedziałam - chociażby w myślach. Szkoda było nerwów nad zastanawianiem się: "Co dalej?", "Czy to coś znaczy?" "Czy dalej będziemy rzekomymi przyjaciółmi, którzy udają, że między nimi nic nie zaiskrzyło?", "Co z Martyną?",  "A co jeśli dla Niego, to była jednorazowa 'pomyłka'?". - Nie skupiałam się na tym. Cieszyłam się po prostu tą chwilą - chwytałam ją. Wiedziałam, że zapamiętam ją do końca swojego życia. To było po prostu coś magicznego, wyjątkowego i niezapomnianego. Byłam najszczęśliwsza na świecie. 

Trzy ŻyczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz