Rozdział 20

182 27 0
                                    

Następnego dnia był ósmy marca. Wstałam wcześniej i udałam się do szkoły aby zdążyć na próbę generalną chóru.
Byłam zadowolona, że dzieciaki tak bardzo wkręciły się w działalność choć przez dłuższy czas nie było z nimi dwóch członków.
A jeden miał w ogóle nie powrócić.

- I jak?- zapytał Eren schodząc ze sceny.

- Było genialnie.- klasnęłam w dłonie i zauważyłam ludzi wchodzących do sali.

Akademia z okazji dnia kobiet miała się zaraz zacząć.

- Dacie radę!- przybiłam piątkę  z członkami chóru i udałam się za kulisy.

- Raz, raz...!- usłyszałam głos Erena.

Chłopak właśnie zakończył robienie próby mikrofonu.

- Dzień dobry wszystkim. Witam szanowne grono pedagogiczne na czele z dyrektorem Erwinem Smithem i was drodzy uczniowie!- po tych słowach chłopak przekazał mikrofon Arminowi.

- Przykro nam, że tak radosne święto wszystkich kobiet wypadło akurat kilka tygodni po tragedii jaka dotknęła naszą szkołę...- słysząc kwestie blondyna zaniemówiłam.

O czym on mówił? Tak nie miało być!

- Dotknęła ona również jedną z najcudowniejszych kobiet, która pomimo kłopotów osobistych dzielnie stawała na wysokości zadania jakim jest prowadzenie chóru szkolnego.- zakończył Armin i oddał mikrofon Erenowi.

- Pierwszą z piosenek chcielibyśmy zadedykować naszej opiekunce i mentorce Elizabeth Rose!- zanim zdążyłam zareagować na słowa chłopaka reszta chóru "porwała" mnie na scenę.

Następnie posadzili mnie na krześle obrotowym i włączyli muzykę.

- Oh, oh, oh...!- po chwili cała grupa zaczęła śpiewać.

- Oh, her eyes, her eyes...!- następne wersy Eren i Armin śpiewali na przemian.

- Make the stars look like they're not shining!-

- Her hair, her hair...!-

- Falls perfectly without her trying!-

- She's so beautiful!-

- And I tell her every day!-

- Yeah...!-

- I know, I know...!-

- When I compliment her...!-

- She won't believe me...!-

- And it's so, it's so...!-

- Sad to think that she don't see what I see...!-

- But every time she asks me do I look okay...!-

- I say...!- ostatni wers chłopaki zaśpiewali razem.

Następnie cały chór przeszedł do refrenu.

- When I see your face!- zaraz po tej części piosenki członkowie zaczęli podchodzić do mnie po kolei i dawać mi po jednej białej róży.

- There's not a thing that I would change...!-

- Cause you're amazing!-

- Just the way you are!-

Musiałam przyznać, zrobiło mi się niezwykle ciepło na sercu.
Prawie się popłakałam. Od dawna nikt nie zrobił mi takiej niespodzianki.
I wtedy mnie to zabolało.

Chciałam, żeby wśród nich był Levi. Żeby to jego głos wybijał się z nich wszystkich najbardziej.
Po prostu...
Żeby mój dawny Levi wrócił.
*****
W domu byłam dopiero około dziewiętnastej.
Na szczęście następnego dnia był piątek i miałam lekcje dopiero na jedenastą. Nie martwiłam się aż tak tym moim późniejszym niż zwykle powrotem.

- Gdzie byłaś?- prawie podskoczyłam słysząc głos Levia. Było w nim coś niepokojącego.

- W szkole. Musiałam nadrobić zaległości z chórem, a potem poczekać aż odbiorą ich rodzice.- wyjaśniłam.

- Kłamiesz.- stwierdził mężczyzna oskarżycielsko i wskazał na bukiet róż w mojej ręce.

- Od kogo to?- warknął.

- Od uczniów.- wzruszyłam ramionami- Skoro śledzisz video- kanał naszego liceum powinieneś wiedzieć, że dziś poświęcili mi jedną piosenkę...-

Przerwałam gdy brunet wyrwał mi kwiaty z ręki i cisnął nimi przez cały korytarz.

- Kłamiesz!- zamarłam ze strachu, gdy przyparł mnie do ściany-  Podle łżesz!-

- Zostaw mnie!- zawołałam usiłując zrzucić z siebie jego ręce.

Nie byłam jednak w stanie. W mieszaninie strachu i bezradności uderzyłam bruneta w twarz.
Odsunął się ode mnie zszokowany. Wtedy złapałam torebkę i pobiegłam do łazienki. Zamknęłam się w środku i zadzwoniłam do taty.

- Co się dzieje Lizzie?- zapytał mężczyzna.

- Tato błagam cię przyjedź do mnie! On wpadł w szał!- wykrzyczałam z przerażeniem.

Levi w tym czasie zaczął dobijać się do łazienki.

- Kto?! Levi?! Przecież mówiłaś, że wszystko jest dobrze!- po drugiej stronie słuchawki usłyszałam szuranie podniesionej z blatu kurtki.

- Nie jest! Nie chodzi do psychologa, nie bierze leków! Tato błagam cię!- wrzasnęłam, gdy mój partner rzucił w szybkę w drzwiach łazienki jakimś przedmiotem.
Prawdopodobnie krzesłem.

- Otwieraj!- wrzasnął- Otwieraj kurwa!-

- Ackerman kurwa!- nagle do moich uszu dotarł głos Zoë- Zostaw ją!-

- Zoë odsuń się od niego!- wykrzyczałam waląc pięściami w drzwi łazienki.

- Nie wtrącaj się!- warknął Levi.

- To moja przyjaciółka i nie dam jej tak traktować!- odpyskowała Hanji.

- Skąd w ogóle...!- brunet chciał coś powiedzieć ale nie dane mu było.

- Jej ojciec mi napisał. A, że byłam w okolicy to wpadłam.- ledwie dziewczyna wypowiedziała te słowa usłyszałam odgłosy szarpaniny.

- Możesz już wyjść.- do moich uszu doszedł głos taty.
Przekręciłam klucz w zamku i wyszłam z łazienki.

- Boże...- zasłoniłam usta dłonią widząc jak mój ojciec trzyma Levia za ramiona. Jak jakiegoś kryminalistę.

- Będziesz grzeczny?- zapytał, a brunet skinął głową.
Wtedy ojciec go puścił.

- Dziewczyny chodźcie do kuchni.- mój rodzic wskazał głową na pomieszczenie, gdzie szybko się udaliśmy.
*****
- A co jeśli ci zrobi krzywdę?- zapytała Hanji.

- Zrozum...- zaczęłam- Ja nie mogę go tak zostawić. On potrzebuje pomocy.-

- To może zaszantażuj go, że się z nim rozstaniesz jak nie podejmie leczenia.- zaproponowała dziewczyna.

- Ale to chamskie.- stwierdziłam.

- A to co on ci zrobił to nie?- czara goryczy dla mojej przyjaciółki została przelana.

- Zoë...- uspokoił mój ojciec- Liz jest dorosła.

W razie czego ma gdzie uciec. Nie możemy jej wyciągnąć z domu siłą.-

- Pozwoli pan jej tu zostać?! Z nim?!- dziewczyna wskazała w stronę salonu gdzie znajdował się Levi.

Chłopak siedział na kanapie z kolanami podciągniętymi pod brodę.
- Teraz się uspokoił. A rano przyjadę do ciebie. W porządku?- spojrzałam na Zoë prosząco.

- W porządku. Ale jakby coś to zawsze możesz zostać u mnie.- odparła dziewczyna.

- Albo wrócić do domu.- zaproponował ojciec.

- Nie tato. Ten dom nie kojarzy mi się dobrze.-

Titans got talentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz