W dniu mikołajek, tuż przed godziną wychowawczą zadzwonił do mnie Levi.
- Słuchaj...dom dziecka, w którym byliśmy organizuje mikołajki dla dzieci. No i zadzwonili do mnie pytając się czy nie moglibyśmy zagrać. Tylko, że Isabel zostaje na nic u koleżanki, a Farlan idzie do pracy. Mogłabyś pójść ze mną?- zapytał.
- Pewnie. Nie ma problemu. Tylko...mam przygotować jakieś piosenki czy mają swoje propozycje?- odparłam pytaniem na pytanie.
- Jakbyś coś przygotowała to byłoby miło.- odpowiedział.
- W porządku.- stwierdziłam- To w jakich godzinach?-
- Od piątej do siódmej.- padła odpowiedź.
- Ok. W takim razie widzimy się w domu. Buźka.- podsumowałam.
- Buziaki.- usłyszałam i chłopak się rozłączył.
Zaraz po tym zadzwonił dzwonek.
- Trzymaj.- Zoë podała mi torebkę.
W środku zauważyłam pluszową owcę.
- Wesołych mikołajek!- uściskała mnie.
- Dziękuję! Jaka śliczna!- stwierdziłam i obie weszłyśmy do klasy.
Mikołajki szkolne polegały jak zawsze na losowaniu osoby, której kupi się prezent. Oprócz tego siedzieliśmy w klasie, rozmawialiśmy i jedliśmy domowe ciasta. Właśnie skończyłam rozkładać ludziom talerze, gdy wszyscy powymieniali się prezentami. Mój leżał na ławce. Starannie zapakowany i przewiązany czerwoną wstążką.
- Ciekawe kto mnie wylosował...?- rzuciłam do Hanji.
- Nom. Za to ktokolwiek wylosował mnie kupił mi encyklopedie cudów natury.- dziewczyna parsknęła śmiechem.
Rozpakowałam swój prezent i znalazłam tam, oprócz słodyczy, notatnik i książkę o historii muzyki.
- Fajnie.- uśmiechnęłam się lekko.
- Chcesz?- nagle tuż przed oczami mignęła mi jakaś kolorowa plama.
- Wiem, że chcesz...- Zoë pokazała mi ciasteczko Reese's.
- Daj...- spojrzałam błagalnie- Dam ci w zamian...- spojrzałam na swoje słodycze.
- Oreo.- podsunęłam dziewczynie ciastka.
- Deal.- odparła szatynka i wymieniliśmy się słodkościami.
*****
- Ładne miejsce...- stwierdziłam, gdy wraz z Leviem zajechaliśmy pod dom dziecka.
- Szkoda, że owiane taką ponurą aurą...- dodałam po chwili.
- To prawda. Z wystrojem się postarali. Z kadrą też.- chłopak westchnął i oparł czoło o kierownicę.
- Wszystko gra?- spytałam, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Żal mi tych dzieciaków. Są świetne.- stwierdził i wysiadł z auta. Ruszyłam za nim.
- Czekaj...- nagle mój towarzysz stanął w miejscu po czym złapał mnie za rękę- Dziękuję, że tu ze mną przyjechałaś.-
- Nie ma za co.- cmoknęłam go w policzek.
Trzymając się za ręce weszliśmy do budynku. Tam przywitaliśmy się z główną przełożoną, a ta wprowadziła nas do świetlicy.
- Dzieci, zobaczcie kto przyszedł!- zawołała kobieta.
- Levi!- nagle do mojego chłopaka podbiegła grupka dzieci w wieku około dziesięciu lat.
- Cześć!- zawołał brunet- Przewrócicie mnie!-
Po chwili dzieciaki spojrzały na mnie z mieszaniną przerażenia i zdezorientowania.
- To jest Lizzie.- zreflektował się Levi- Moja dziewczyna.-
- Levi...możemy ją przytulić?- kolejne pytanie zbiło mnie nieco z tropu.
To te dzieci się bały czy nie?
Brunet spojrzał na znacząco.
- Możecie.- uśmiechnął się szeroko i cały tabun dzieciaków wbiegł we mnie. Przykucnęłam aby wygodniej im było się przytulić.
- Jaka ty jesteś wielka!- stwierdziły zgodnie wszystkie dziewczynki z grupy.
- Wyższa od Levia.- zaśmiał się jeden z chłopców.
- Tak się złożyło.- zachichotałam.
- A wiecie, że ona też będzie ze mną śpiewać?- brunet wziął jedno z dzieci na ręce.
- Fajnie...- jedna z dziewczynek zlustrowała wzrokiem moje nogi.
- Fajne skarpetki.- stwierdziła.
- Dziękuję.-
*****
- Masz nuty.- podałam Leviowi plik kartek.
- Dzięki.- brunet przejął papier ode mnie i zaczął grać na gitarze.
Dzieciaki przez cały czas patrzyły na nas jak zaklęte. Szczerze mówiąc, widok mojego chłopaka z nimi, iście mnie rozczulił.
- All the hate and lies around us...- zanuciłam- Like an ember in the bush...-
- And can you picture a world without it? And turn it all to ash and dust...- przenosiłam wzrok z Levia na dzieci.
- We keep waiting on a day that never comes and never comes. Too late is not a thing and we just gotta be stronger. Oh... gotta be stronger...-- Love is like a torch that's burning bright. Carry it on, carry it on and you'll see...- w tym momencie do śpiewania włączył się Levi.
- Fire will shine a light on the darkest side...Carry it on, carry it on...Cause we can never right all the wrongs... So leave the past well enough alone... And say...-- Take a look at what we started...- zaczęłam klaskać, a dzieci to podchwyciły.
Widząc uśmiech na ich buziach zrobiło mi się ciepło na serduchu.
- Oh, spreading kindness all around. Don't you know it's so contagious? Yeah...Take a hit and pass it down...- kontynuowałam- We keep waiting on a day that never comes and never comes... Too late is not a thing and we just gotta be stronger.-- Love is like a torch that's burning bright... Carry it on, carry it on and you'll see... Fire will shine a light on the darkest side... Carry it on, carry it on... Cause we can never right all the wrongs... So leave the past well enough alone... Just say.- refren śpiewany z Leviem miał według mnie większy wydźwięk.
- Just say... It's gonna be alright... Yeah... It's gonna be alright... Yeah... Love is like a torch that's burning bright... Carry it on, carry it on and you'll see... Fire will shine a light on the darkest side... Carry it on, carry it on and say...- znów spojrzałam na dzieciaki i ich wychowawców.
Wszyscy byli szeroko uśmiechnięci.- It's gonna be alright... Yeah
It's gonna be alright... Yeah... I said it's gonna be alright... Yeah... It's gonna be alright... Yeah!- zakończyłam ciągnąc ostatnie słowo.
Levi jeszcze chwile grał na gitarze po czym odłożył instrument do pokrowca. Dzieci natomiast zaczęły klaskać.
*****
Nasza wizyta znacznie się przedłużyła. Nie mogliśmy tak po prostu wyjść. Te dzieciaki były świetne. Levi miał racje.
Rozejrzałam się wokoło i zauważyłam jednego chłopca. Siedział w kącie świetlicy i wyglądał dość smutno. To do niego skierowałam swoje kroki.
- Cześć.- rzuciłam, klękając obok niego- Coś się stało?-
Chłopiec nie odpowiedział tylko pociągnął noskiem.
- Nie mam się z kim bawić. Uważają, że moje hobby jest dziewczęce.- stwierdził blondynek.
- To nie jest powód do smutku. Ja na przykład lubię grać w kosza. A przecież sporty powinny być chłopięce, prawda?- odpowiedziałam, starając się jakoś go pocieszyć.
- Ja lubię rysować. Zobacz...- młody wręczył mi swój szkicownik.
- Wow...- przewertowałam kartki patrząc z niedowierzaniem na dzieła tego dziecka- Jak masz na imię?-
- Logan.- padła odpowiedź.
- A, ile masz lat Logan?- spytałam.
- Osiem.- odpowiedział- Fajna jesteś.-
- Dziękuję. Ty też.- pogłaskałam Logana po głowie.
Chłopiec nie odpowiedział tylko się przytulił. Odwzajemniłam uścisk.
*****
- To...powiesz mi czemu płaczesz?- Levi wszedł do łazienki i odkręcił kran. Woda zaczęła wypełniać wannę.
- Te dzieci są świetne. Żal mi ich. Ale skoro mówiłeś, że mają dobrą kadrę to jakoś mniej się martwię.- odgarnęłam włosy z twarzy i przyjrzałam się sobie w lustrze.
- Kochana jesteś...- Levi objął mnie od tyłu- A ten młody nie odzywa się do nikogo. Dopiero na ciebie się otworzył.-
- Tak jak ja...- dodał po chwili.
CZYTASZ
Titans got talent
FanficW TRAKCIE KOREKTY Z pozoru życie Elizabeth niczym nie różni się od tego, jakie wiodą inni maturzyści. Szkoła, dom, przygotowania do egzaminu dorosłości... Pewnego dnia poznaje ona kogoś nowego. Dziewczyna nie wie jeszcze, że ta znajomość obróci jej...