Rozdział 13

242 28 0
                                    

W dniu mikołajek, tuż przed godziną wychowawczą zadzwonił do mnie Levi.
- Słuchaj...dom dziecka, w którym byliśmy organizuje mikołajki dla dzieci. No i zadzwonili do mnie pytając się czy nie moglibyśmy zagrać. Tylko, że Isabel zostaje na nic u koleżanki, a Farlan idzie do pracy. Mogłabyś pójść ze mną?-  zapytał.
- Pewnie. Nie ma problemu. Tylko...mam przygotować jakieś piosenki czy mają swoje propozycje?- odparłam pytaniem na pytanie.
- Jakbyś coś przygotowała to byłoby miło.- odpowiedział.
- W porządku.- stwierdziłam- To w jakich godzinach?-
- Od piątej do siódmej.- padła odpowiedź.
- Ok. W takim razie widzimy się w domu. Buźka.- podsumowałam.
- Buziaki.- usłyszałam i chłopak się rozłączył.
Zaraz po tym zadzwonił dzwonek.
- Trzymaj.- Zoë podała mi torebkę.
W środku zauważyłam  pluszową owcę.
- Wesołych mikołajek!- uściskała mnie.
- Dziękuję! Jaka śliczna!- stwierdziłam i obie weszłyśmy do klasy.
Mikołajki szkolne polegały jak zawsze na losowaniu osoby, której kupi się prezent. Oprócz tego siedzieliśmy w klasie, rozmawialiśmy i jedliśmy domowe ciasta. Właśnie skończyłam rozkładać ludziom talerze, gdy wszyscy powymieniali się prezentami. Mój leżał na ławce. Starannie zapakowany i przewiązany czerwoną wstążką.
- Ciekawe kto mnie wylosował...?- rzuciłam do Hanji.
- Nom. Za to ktokolwiek wylosował mnie kupił mi encyklopedie cudów natury.- dziewczyna parsknęła śmiechem.
Rozpakowałam swój prezent i znalazłam tam, oprócz słodyczy, notatnik i książkę o historii muzyki.
- Fajnie.- uśmiechnęłam się lekko.
- Chcesz?- nagle tuż przed oczami mignęła mi jakaś kolorowa plama.
- Wiem, że chcesz...- Zoë pokazała mi ciasteczko Reese's.
- Daj...- spojrzałam błagalnie- Dam ci w zamian...- spojrzałam na swoje słodycze.
- Oreo.- podsunęłam dziewczynie ciastka.
- Deal.- odparła szatynka i wymieniliśmy się słodkościami.
*****
- Ładne miejsce...- stwierdziłam, gdy wraz z Leviem zajechaliśmy pod dom dziecka.
- Szkoda, że owiane taką ponurą aurą...- dodałam po chwili.
- To prawda. Z wystrojem się postarali. Z kadrą też.- chłopak westchnął i oparł czoło o kierownicę.
- Wszystko gra?- spytałam, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Żal mi tych dzieciaków. Są świetne.- stwierdził i wysiadł z auta. Ruszyłam za nim.
- Czekaj...- nagle mój towarzysz stanął w miejscu po czym złapał mnie za rękę- Dziękuję, że tu ze mną przyjechałaś.-
- Nie ma za co.- cmoknęłam go w policzek.
Trzymając się za ręce weszliśmy do budynku. Tam przywitaliśmy się z główną przełożoną, a ta wprowadziła nas do świetlicy.
- Dzieci, zobaczcie kto przyszedł!- zawołała kobieta.
- Levi!- nagle do mojego chłopaka podbiegła grupka dzieci w wieku około dziesięciu lat.
- Cześć!- zawołał brunet- Przewrócicie mnie!-
Po chwili dzieciaki spojrzały na mnie z mieszaniną przerażenia i zdezorientowania.
- To jest Lizzie.- zreflektował się Levi- Moja dziewczyna.-
- Levi...możemy ją przytulić?- kolejne pytanie zbiło mnie nieco z tropu.
To te dzieci się bały czy nie?
Brunet spojrzał na znacząco.
- Możecie.- uśmiechnął się szeroko i cały tabun dzieciaków wbiegł we mnie. Przykucnęłam aby wygodniej im było się przytulić.
- Jaka ty jesteś wielka!- stwierdziły zgodnie wszystkie dziewczynki z grupy.
- Wyższa od Levia.- zaśmiał się jeden z chłopców.
- Tak się złożyło.- zachichotałam.
- A wiecie, że ona też będzie ze mną śpiewać?- brunet wziął jedno z dzieci na ręce.
- Fajnie...- jedna z dziewczynek zlustrowała wzrokiem moje nogi.
- Fajne skarpetki.- stwierdziła.
- Dziękuję.-
*****
- Masz nuty.- podałam Leviowi plik kartek.
- Dzięki.- brunet przejął papier ode mnie i zaczął grać na gitarze.
Dzieciaki przez cały czas patrzyły na nas jak zaklęte. Szczerze mówiąc, widok mojego chłopaka z nimi, iście mnie rozczulił.
- All the hate and lies around us...- zanuciłam- Like an ember in the bush...-
- And can you picture a world without it? And turn it all to ash and dust...- przenosiłam wzrok z Levia na dzieci.
- We keep waiting on a day that never comes and never comes. Too late is not a thing and we just gotta be stronger. Oh... gotta be stronger...-

- Love is like a torch that's burning bright. Carry it on, carry it on and you'll see...- w tym momencie do śpiewania włączył się Levi.
- Fire will shine a light on the darkest side...Carry it on, carry it on...Cause we can never right all the wrongs... So leave the past well enough alone... And say...-

- Take a look at what we started...- zaczęłam klaskać, a dzieci to podchwyciły.
Widząc uśmiech na ich buziach zrobiło mi się ciepło na serduchu.
- Oh, spreading kindness all around. Don't you know it's so contagious? Yeah...Take a hit and pass it down...- kontynuowałam- We keep waiting on a day that never comes and never comes... Too late is not a thing and we just gotta be stronger.-

- Love is like a torch that's burning bright... Carry it on, carry it on and you'll see... Fire will shine a light on the darkest side... Carry it on, carry it on... Cause we can never right all the wrongs... So leave the past well enough alone... Just say.- refren śpiewany z Leviem miał według mnie większy wydźwięk.

- Just say... It's gonna be alright... Yeah... It's gonna be alright... Yeah... Love is like a torch that's burning bright... Carry it on, carry it on and you'll see... Fire will shine a light on the darkest side... Carry it on, carry it on and say...- znów spojrzałam na dzieciaki i ich wychowawców.
Wszyscy byli szeroko uśmiechnięci.

- It's gonna be alright... Yeah
It's gonna be alright... Yeah... I said it's gonna be alright... Yeah... It's gonna be alright... Yeah!- zakończyłam ciągnąc ostatnie słowo.
Levi jeszcze chwile grał na gitarze po czym odłożył instrument do pokrowca. Dzieci natomiast zaczęły klaskać.
*****
Nasza wizyta znacznie się przedłużyła. Nie mogliśmy tak po prostu wyjść. Te dzieciaki były świetne. Levi miał racje.
Rozejrzałam się wokoło i zauważyłam jednego chłopca. Siedział w kącie świetlicy i wyglądał dość smutno. To do niego skierowałam swoje kroki.
- Cześć.- rzuciłam, klękając obok niego- Coś się stało?-
Chłopiec nie odpowiedział tylko pociągnął noskiem.
- Nie mam się z kim bawić. Uważają, że moje hobby jest dziewczęce.- stwierdził blondynek.
- To nie jest powód do smutku. Ja na przykład lubię grać w kosza. A przecież sporty powinny być chłopięce, prawda?- odpowiedziałam, starając się jakoś go pocieszyć.
- Ja lubię rysować. Zobacz...- młody wręczył mi swój szkicownik.
- Wow...- przewertowałam kartki patrząc z niedowierzaniem na dzieła tego dziecka- Jak masz na imię?-
- Logan.- padła odpowiedź.
- A, ile masz lat Logan?- spytałam.
- Osiem.- odpowiedział- Fajna jesteś.-
- Dziękuję. Ty też.- pogłaskałam Logana po głowie.
Chłopiec nie odpowiedział tylko się przytulił. Odwzajemniłam uścisk.
*****
- To...powiesz mi czemu płaczesz?- Levi wszedł do łazienki i odkręcił kran. Woda zaczęła wypełniać wannę.
- Te dzieci są świetne. Żal mi ich. Ale skoro mówiłeś, że mają dobrą kadrę to jakoś mniej się martwię.- odgarnęłam włosy z twarzy i przyjrzałam się sobie w lustrze.
- Kochana jesteś...- Levi objął mnie od tyłu- A ten młody nie odzywa się do nikogo. Dopiero na ciebie się otworzył.-
-  Tak jak ja...- dodał po chwili.

Titans got talentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz