Rozdział 21

195 30 0
                                    

Następnego dnia przez cały czas nie mogłam się skupić.
Za bardzo myślałam o tym co było wcześniej.
Siedziałyśmy właśnie z Zoë na stołówce, gdy podszedł do nas Caleb.

Wtedy nie wiedziałam jeszcze jak bardzo będzie żałować, że to zrobił.

- Cześć.- rzucił oschle.

- Czego?!- prychnęła Zo, zasłaniając mnie ręką.

- Słyszałem, że fajne kwiaty wczoraj dostałaś. Nie chciałabyś znowu jakiś mieć?- zapytał chłopak.

- Wal się.- warknęłam.

- Wiesz, ten twój facet też nie żyje czy się urato...- Hyles nie dokończył wypowiedzi.

Natomiast następne co pamietam to jego jak leży pod ścianą, a obok niego rozwalona tacka z żarciem.

- Wariatka!- wrzasnął w moim kierunku.
*****
- Naprawdę nie wiem co się stało panie dyrektorze. W jednej chwili on się do mnie dostawia, a w kolejnej leży. Nie pamietam kiedy go zaatakowałam.- wyjaśniłam.

- Nonsens.- mruknął ojciec Caleba- Panie Smith dziewczyna jest ewidentnie chora psychicznie...-

- Panie Hyles!- dyrektor uderzył otwartą dłonią w blat stołu- Wielokrotnie informowałem pana, że Caleb zachowuje się niestosownie wobec Elizabeth. Nie powinna się ona tak zachować ale pana syn nie jest bez winy.-

- Dyrektorze...!- mężczyzna próbował coś powiedzieć ale Smith mu przerwał.

- Jego zachowanie powoduje, że grono będzie głosować za niedopuszczeniem go do matury.- stwierdził po czym nakazał obu Hyles'om opuścić pomieszczenie.

- Rozumiesz Elizabeth...- zaczął gdy drzwi się za nimi zamknęły- Że muszę wyciągnąć wobec ciebie konsekwencje. Jako twój przełożony i dyrektor szkoły.-

- Rozumiem.- skinęłam głową.

- Tak więc...tymczasowo zawieszam cię w funkcji przełożonej chóru.- zamarłam słysząc te słowa.

- Ale przecież nie mieszam życia osobistego z prywatnym! Nie uderzyłabym ucznia!- zaprotestowałam.

- Chciałbym w to wierzyć.- westchnął mój rozmówca- Ale niestety, dopóki nie uporządkujesz swoich spraw nie mogę ryzykować, że "omsknie ci się ręka". Dlatego zostajesz zawieszona do odwołania.-
*****
- Naprawdę ci tak powiedział?- Zo rozdziawiła usta w zdumieniu.

Siedziałyśmy właśnie w poczekalni u lekarza czekając na wyniki moich rutynowych badań, a ja opowiedziałam jej co wydarzyło się w biurze Smitha.

- Wiesz co to znaczy? Jestem znowu uzależniona finansowo od ojca.- westchnęłam głęboko i schowałam twarz w dłoniach.

- Pani Rose!- pielęgniarka wywołała mnie do gabinetu.

Weszłam do pomieszczenia razem z Hanji.

- Dzień dobry.- przywitałyśmy się.

- Dzień dobry. Pani jest...?- zapytał lekarz wskazując na Zo.

- Przyjaciółką.- odparła dziewczyna.

- Czyli pani wyraża zgodę na to by informacje o pani zdrowiu zostały jej udzielone?- doktor podał mi karteczkę, którą podpisałam.

- Dobrze.- mężczyzna wyciągnął z szuflady kopertę.

- Pani Rose, nie mam dla pani najlepszych wieści. Podejrzewamy u pani anemię...- mój rozmówca nie skończył zdania, gdyż mu przerwałam.

- Słucham?- wykrztusiłam.

- Czy była pani ostatnio narażona na dużą ilość stresu? Ma pani zaburzenia elektrolitowej co może spowodować problemy z sercem.- lekarz kontynuował, a ja milczałam.

Byłam w szoku. Wiedziałam, że przez ostatni miesiąc się nieco zaniedbałam ale nie sądziłam, że aż tak.

- Przepiszę pani odpowiednie lekarstwa...- stwierdził lekarz podbijając receptę- Proszę przyjść do kontroli za tydzień. Zadzwonimy do pani jak ustalimy wolne terminy.-
*****
- Lizzie...jesteś pewna, że chcesz wracać do Levia? Przecież to przez niego masz takie problemy ze zdrowiem.- Zoë złapała mnie za rękę za nim zdążyłam włożyć klucz do zamka.

- Dziś się z nim rozmówię.- skłamałam.

- Okejka. Trzymaj się.- szatynka pomachała mi na pożegnanie i zeszła po schodach do wyjścia.

Z duszą na ramieniu otworzyłam drzwi.
W środku panowała cisza. Weszłam do domu i nie ściągając butów powędrowałam do kuchni.

Osunęłam się pod ścianą i rozpłakałam. Miałam dość tego wszystkiego. Dosłownie wszystkiego.

- Możesz przestać się nad sobą użalać cholerna egoistko?- Levi wszedł do kuchni i warknął w moją stronę.

- Egoistko?- wybuchnęłam, rzucając w niego teczką z badaniami- Mam anemię i problemy z sercem! Ważę siedem kilo mniej niż powinnam najmniej! Nie śpię po nocach, bo sprawdzam czy nie wziąłeś jakiś leków i czy oddychasz! Zamiast uczyć się do matury! A przez twoje wrzaski wylali mnie z pracy, bo Caleb mnie zaczepiał i go popchnęłam na ścianę! Mam cię dość!- przerwałam widząc jak chłopak czyta moje wyniki badań.

Dotarło do niego, że coś jest ze mną nie tak.

- I kto tu jest egoistą?- warknęłam i ruszyłam do salonu.

Wyjęłam z szafy walizkę i zabrałam się za pakowanie. Czara goryczy się przelała.

Levi przyczłapał niemrawo do pokoju. Nic nie mówił.

- Ha!- żachnęłam się- Tak mnie kochasz, że nawet nie próbujesz zatrzymać!-

- Właśnie dlatego, że cię kocham nie próbuję cię zatrzymać.- odparł chłopak ku mojemu zdumieniu.

- Słucham?- zapytałam.

- Wiem, że nigdy nie będę taki jakbyś chciała. Dawny Levi nie wróci.- stwierdził brunet.

- Dawny Levi jest tutaj.- wstałam z klęczek i wskazałam na swojego rozmówcę- Potrzebuje tylko pomocy.-

- Ja cię nie zostawię.- powiedziałam w końcu- Tylko błagam pójdź do psychologa. Potrzebujesz pomocy, a ja nie jestem w stanie ci jej dać.-

- Niech będzie.- westchnął Levi w końcu- Jutro tam pójdę. Z samego rana.-

- Dasz się przytulić?- uśmiechnęłam się lekko, a mężczyzna skinął głową.

Uścisnęłam go mocno i poczułam jak jego ręce zaplatają się wokół moich pleców. 

- Mam wrażenie, że nie robiliśmy  tego od lat.- westchnęłam głęboko.

- Nie. Tylko przez miesiąc...- Levi wtulił się we mnie jeszcze bardziej.

Titans got talentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz