Niespodzianka

157 24 10
                                    

Ze specjalną dedykacją dla LiszkaTakPoprostu
———————————————————————
- Denerwujesz się?- spytała Zoë, przesuwając kolejne kosmyki moich włosów pomiędzy palcami.

- Trochę.- przyznałam, przeglądając się w lustrze- Kiedy ostatni raz robiłaś mi warkocza? W podstawówce?-

Szatynka parsknęła śmiechem, dokonała ostatnich poprawek w mojej fryzurze i oparła mi dłonie na ramionach.

- Moja Liz wychodzi za mąż. Rany boskie jak ten czas leci.-

Niedawno mi i Hanji stuknęło piętnaście lat znajomości. Szmat czasu, trzeba przyznać, zwłaszcza, że obie miałyśmy dopiero co skończone dwadzieścia dwa lata.

- Brzmisz jak moja mama.- wzdycham- Chciałabym żeby ona tu była.-

- Przecież jest.- Zo wskazała palcem w górę- Tak samo jak Farlan i Bella. Wszyscy patrzą na ciebie z góry i się cieszą.- dziewczyna odsunęła się na bok, by ściągnąć mój welon ze stojaka.

W tym samym momencie rozległo się zgrzytanie zamka w drzwiach. Uchyliły się one dosłownie na milimetr, gdy szatynka rzuciła się do nich pędem i zamknęła je z głośnym trzaskiem.

- Levi, kretynie!- zawołała- Pan młody nie może widzieć sukni panny młodej na dwanaście godzin przed ślubem! To przynosi pecha!-

- To przynosi pecha!- mężczyzna przedrzeźnił ją skrzekliwym głosem, a ja wybuchłam śmiechem- Chciałem tylko powiedzieć, że ksiądz już przyjechał, a ojciec Lizzie czeka przy wejściu do kościoła. Także, zbierajcie się dziewczyny.-

Wymieniłam się z Hanji przy drzwiach, podczas gdy Zo zakładała mi welon i upychała wszystkie niesforne kosmyki moich włosów we właściwym miejscu.

- Idziemy się ohajtać.- prychnęłam w stronę wyjścia, licząc, że mój, jeszcze narzeczony, wciąż za nim stał.

- To wciąż brzmi tak samo nierealnie jak wcześniej.- usłyszałam głos Levia za sobą i uśmiechnęłam się mimowolnie.

- Dla mnie też. A teraz zmykaj, bo Zoë nie wypuści mnie stąd do usranej śmierci.-

- No wiesz!- szatynka udała oburzenie i podskakując na jednej nodze zabrała się za ubieranie liliowych szpilek.

Następnie sięgnęła czym prędzej do okularów, przetarła je o krawędź sukienki i wyjrzała za drzwi.

- Dobra.- oznajmiła- Czysto. A teraz chodź.-

Zanim, zdążyłam cokolwiek powiedzieć lub zrobić moja przyjaciółka wzięła mnie pod rękę i wyprowadziła na korytarz. Wyszłyśmy z budynku, gdzie wcześniej miałam robiony makijaż i fryzurę, by udać się do kościoła, pod którym już stało kilkoro gości. Przy samym wejściu natomiast miejsce zajął mój tata i wpatrywał się we mnie z nieskrywaną dumą. Z daleka nie byłam w stanie stwierdzić czy ma łzy w oczach, ale w duchu byłam święcie przekonana, że tak było.

Po wymienieniu grzecznościowych pocałunków w policzek z częścią gości podeszłam do taty, który cały czas bacznie mi się przyglądał i jak się okazało faktycznie płakał.

- Więc nastał dzień, w którym muszę oddać moją małą córeczkę pod opiekę innego mężczyzny... stwierdził, ocierając łzy rękawem garnituru.

- Nie jestem znowu taka mała...- zaśmiałam się lekko- Mam cały metr osiemdziesiąt w tych szpilkach. Będę wyglądać naprawdę ciekawie obok Levia.-

- Twój mama...- zaczął mężczyzna, sięgając do kieszeni- Chciałaby żebyś to nosiła.-

Gdy tata wyciągnął dłoń przed siebie moim oczom ukazała się srebrna bransoletka z błękitnymi kryształkami, Idealnie pasuje do mojej sukni w odcieniu chłodnej bieli i pierścionka zaręczynowego z niebieskim oczkiem. Ten ostatni przesunęłam na druga rękę by zrobić miejsce na obrączkę.

- Jest piękna.- przyznałam.

- Mama miała ją na sobie w dniu naszego ślubu. Noś ją z dumą.- ojciec zapiął mi biżuterię na nadgarstku, a ja uśmiechnęłam się szeroko po czym go przytuliłam.

- Kocham cię tatusiu.- szepnęłam, starając się nie rozpłakać.

To popsułoby mi makijaż.

- Ja tez cię kocham, Lizzie. A teraz chodź.- mężczyzna ustawił się odpowiednio, a ja wzięłam go za ramię i weszliśmy do kościoła.

Zoe szła tuż za nami jako moja świadkowa. Natomiast Levi czekał ze swoim świadkiem przy ołtarzu. Do sedna ceremonii przeszliśmy w momencie, gdy tata przekazał moją rękę Leviowi, a ksiądz rozpoczął mówienie przysięgi, którą mieliśmy po nim powtórzyć. Jako pan młody, to mój narzeczony zaczynał. Ja natomiast miałam chwilę by dokładniej mu się przyjrzeć. Miał włosy zaczesane do tyłu i biały garnitur, pasujący kolorem do kolczyków.

- No proszę.- pomyślałam- Zadbał nawet o takie szczegóły.-

Nigdy nie myślałam, że kiedyś będę czyjąś zoną. Ba, że w ogóle będę w związku. Myślałam, że przyjdzie mi wyzionąć ducha w miejscu, gdzie się nade mną znęcano. Ale kiedy Levi pojawił się w moim życiu te cztery lata temu wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Dlatego, gdy stałam na ślubnym kobiercu nie czułam stresu, strachu czy czegoś podobnego. Byłam skłonna nazwać się najszczęśliwsza kobietą na świecie.

- Teraz pani.- z zamyślenia wyrwał mnie głos duchownego.

- Ja Elizabeth biorę ciebie Leviu za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- powiedziałam, a ksiądz spojrzał na Hanji, która, bardzo gustownie jak na kogoś kto rzadko chodzi w szpilkach, podeszła do nas, dzierżąc poduszeczkę, na której znajdowały się obrączki.

Brunet wziął jedną, ja drugą, a zwierzchnik kościoła znów poinstruował nas co mamy mówić. Znów jako pierwszy odezwał się Levi.

- Elizabeth przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- powiedział, wsuwając mi palladową obrączkę na palec.

Następnie ja powiedziałam swoją część przysięgi i włożyłam mu obrączkę.

- Na mocy prawa danego mi przez Pana ogłaszam was mężem i żoną.- stwierdził duchowny- Możesz pocałować pannę młodą.- dodał, do Levia, a ten ani chwili nie omieszkał marnować.

Przyciągnął mnie do siebie i pocałował, co odwzajemniłam. Cały czas towarzyszył nam aplauz gości i ich pokrzykiwanie „ Gorzko, gorzko!".

Dopiero po dłuższej chwili wszyscy wyszliśmy z kościoła, by udać się na salę weselną w pobliskim pensjonacie. Przebrałam się z sukni ślubnej w druga kreacje jaką miałam przygotowaną na dzisiejszy dzień. Była to dość prosta, koronkowa, biała sukienka, nad kolano.
Zmieniłam też buty. Czekało mnie kilka godzin tańczenia, obcasy nie były najlepszym wyborem. Dlatego zastąpiłam je balerinkami.

Tak wyszykowana wróciłam na salę, gdzie odbywał się już pierwszy z trzech zaplanowanych posiłków, przystawki, dania głównego i deseru. Rozbrzmiewała także muzyka dlatego podeszłam do męża by z nim zatańczyć. Oczywiście jak na nas przystało nie mógł to być zwykły taniec weselny, a dokładne odtworzenie układu z „ Dirty Dancing", co spotkało się z bardzo entuzjastyczną reakcją ze strony naszych gości, ale i obsługi.

Po przetańczeniu kilku piosenek usiadłam do stołu i zajęłam się rozmową z Zoë. Kobieta nalała mi wina i wzniosłyśmy toast „ za przyszłość", zdawkowo.

- Pięknie wyglądasz.- stwierdziła moja przyjaciółka.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że to wszystko się dzieje.- powiedziałam, odbiegając od tematu, ale nie dane mi było kontynuować, bo jeden z gości porwał Zo do tańca.

Uśmiechnęłam się lekko, widząc jak moja przyjaciółka wirowała w rytm kolejnych taktów muzyki.

- Pani Ackerman?- usłyszałam za sobą głos męża i odwróciłam się w jego stronę.

- To ja.- parsknęłam śmiechem, a on podał mi rękę i znów ruszyliśmy na parkiet.

Titans got talentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz