Rozdział 17

178 27 3
                                    

Minęło kilka tygodni i w naszej szkole odbył się koncert walentynkowy.
Po jego zakończeniu wsiedliśmy do samochodu w celu udania się na szybką przekąskę.
Wkrótce stanęliśmy na światłach w pobliżu skrzyżowania.
Jak zwykle siedziałam na tylnej kanapie, za kierowcą.
Obok mnie siedziała Isabel, a z przodu Farlan. Levi jak zwykle prowadził.

- Zielone.- stwierdził brunet i ruszył.

Nagle do moich uszu dotarł rozdzierający huk.
Poczułam ból z lewej strony głowy.

Potem wszystko co widziałam to biała plama, następnie czerwona.

Potem już tylko ciemność.
*****
Obudził mnie odgłos piszczenia. Puszczało mi w uszach i bardzo bolała mnie głowa.

- Lizzie...?- usłyszałam i poczułam uścisk na dłoni- Słyszysz mnie?-

Otworzyłam oczy. Oślepiło mnie jasne światło. Zaczęłam mrugać jak szalona aby moje gałki oczne przyzwyczaiły się do światła.

- Tato...?- wychrypiałam- Co się stało? Gdzie ja jestem?-

- Jesteś w szpitalu. Mieliście wypadek. Ktoś wjechał w was z boku...- padła odpowiedź.

- Co z... z innymi...?- wydusiłam.
- Najpierw co z tobą.- odparł mężczyzna- Miałaś wstrząs mózgu. Uderzyłaś głową o szybę. Masz biodro zespolone blachą.-

- To ile ja tak leżałam?- szepnęłam.

- Tydzień. Wprowadzili cię w śpiączkę farmakologiczną.- padła odpowiedź.

- Co z resztą?- wycharczałam.

- Levi tak samo jak ty miał wstrząs mózgu. Do tego wybity bark i stłuczona noga ale wychodzi na to, że miał najlżejsze obrażenia.- odparł ojciec.

- A Farlan i Bella...?- odetchnęłam z ulgą słysząc o Leviu.

Zaniepokoiło mnie jednak milczenie mojego rozmówcy.

- Tato...?- spojrzałam na niego pełna najgorszych obaw.

- Oni...- wydukał- Oni odeszli...-

- Co...?!- to było pierwsze słowo, które powiedziałam swoim normalnym głosem bez krzty chrypy.

- Siedzieli po stronie, z której w was wjechał. Isabel miała tak duże obrażenia wewnętrzne, że zmarła na miejscu. Farlan umarł już w szpitalu, na stole operacyjnym...- ledwo ojciec wypowiedział to słowa, łzy wypłynęły mi z oczu.

Zaczęłam wyć. Nie płakać.
Wyć jak ranne zwierze.

Darłam się tak bardzo, że pielęgniarki podały mi lek na uspokojenie. Dopiero wtedy byłam w stanie zebrać myśli.

- Levi wie?- wydusiłam przez łzy.

- Nie.- zaprzeczył tata.

- J...ja... ja mu powiem...- załkałam.
*****
Tata wjechał wózkiem, na którym się znajdowałam do sali gdzie leżał Levi. Pozwolono mi go odwiedzić dopiero tydzień później, gdy usunięto mi cewnik.
Kiedy znalazłam się w sali, brunet uśmiechnął się lekko. Tym bardziej zabolało mnie, że musiałam mu powiedzieć co się wydarzyło.

- Zostawię was.- ojciec położył mi rękę na ramieniu i wyszedł.

- Jak się czujesz?- spytał Levi.

- Fizycznie dobrze ale...- wydukałam.

- Psychicznie nie, co? Widziałaś się już z resztą...?- zamarłam słysząc te słowa.

Zaczęły lecieć mi łzy.

- Reszty...- wychlipałam, ściskając dłoń chłopaka- Reszty już nie ma...-

- O czym ty...?- brunet spojrzał na mnie zdezorientowany.
Widząc moją minę jego twarz przybrała przerażony wyraz.

- Nie...- wyszeptał Levi- Błagam powiedz, że kłamiesz! Powiedz, że to nieprawda! Proszę!-

- Przykro mi...- szepnęłam przez łzy.

Chwile potem Levi zaczął płakać.

- Dlaczego oni...?- szepnął, odwracając głowę w moją stronę.

Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co.

- Przepraszam...- do sali weszły pielęgniarki- Musimy zabrać pana na badania.-

- Ja tu jestem Levi.- pogłaskałam chłopaka po twarzy i wyjechałam z sali.

Zanim oddaliłam się na dobre, przyłożyłam rękę do szklanej ściany, oddzielającej salę od korytarza.

Brunet po drugiej stronie, przyłożył swoją dłoń do mojej. 

Titans got talentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz