Rozdział 14

250 28 4
                                    

Zanim się obejrzałam nadszedł czas świąt.

Bożonarodzeniowe dekoracje były wszędzie.
Dwudziestego trzeciego grudnia korzystając z kilku chwil wolnych, po koncercie w mojej szkole, udaliśmy się do kawiarni.

Gdy wraz z zamówionymi
napojami usiedliśmy przy stoliku, zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła moja wychowawczyni.

- Halo?- powiedziałam klikając zieloną słuchawkę.

- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam...- usłyszałam wesoły głos kobiety.

- Nie, nie. Proszę mówić.- stwierdziłam.

- Ludziom ze szkoły tak spodobały się wasze koncerty, że wznowili działalność szkolnego chóru...- słuchałam wypowiedzi kobiety popijając pierniczkowe latte.

- To świetnie.- stwierdziłam z entuzjazmem.

- Mało tego. Dyrektor Smith zaoferował ci abyś, na razie została jego naczelniczką. Oczywiście odpłatnie.- prawie podskoczyłam słysząc jej słowa.

- Naprawdę?! Bardzo chętnie.- odparłam ucieszona.

- Chór ma na razie dziesięciu członków. Działał by dalej przez maj i czerwiec. Nie byłoby to dla ciebie problemem?- padło pytanie.

- Nie. Wcale.- kiwnęłam głową.

- W takim razie do zobaczenia w szkole. Zaczynasz w styczniu. Wesołych świąt!- zawołała kobieta.

- Wesołych świąt!- odparłam i rozłączyłam się.

- Co jest?- trójka moich towarzyszy spojrzała w moim kierunku.

- Dostałam robotę. Będę "opiekunką" szkolnego chóru. Na razie od po świętach aż do czerwca. Potem się zobaczy.- wyjaśniłam.

- To super!- zawołała Belle, a Farlan i Levi przybili mi piątkę.

Potem dopiliśmy kawy i herbaty, zjedliśmy ciastka i wróciliśmy do domu.
*****
Następnego ranka, w wigilie Bożego Narodzenia, obudziły mnie jakieś dźwięki.

Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Levia nigdzie nie było, a hałas dochodził z innego pomieszczenia.

Ubrana jedynie w piżamę składającą się z dresowych spodenek w kolorze szary melanż i bluzki w kolorze żółty melanż udałam się do kuchni skąd dochodziły dźwięki.

Ledwie przekroczyłam próg rozeszło się chóralne: Sto lat!

W kuchni stała cała trójka moich współlokatorów z tortem i śpiewali.

- O Boże...- wydusiłam wzruszona. Od dwóch lat nikt nie śpiewał mi "sto lat".

Tortu też od tych dwóch lat nie miałam.

- Wszystkiego najlepszego!- zawołali chórem.

Odstawili tort na stół i uściskali mnie.

- Jejku... nawet nie wiem jak wam dziękować...- stwierdziłam, gdy wszyscy usiedliśmy przy stole.

- Nie dziękuj, dopóki nie zjesz ciasta. Jak nam wyszedł zakalec to w lodowce mamy jeszcze tort czekoladowy...- Levi rozłożył talerze i łyżeczki.

- Byłbym zapomniał...- brunet podał mi tosta- Ty śniadania jeszcze nie jadłaś. No, am.-

Brunet podsunął mi chleb pod sam nos.

Wzięłam gryza i przejęłam kromkę.

Później ustaliliśmy, że jutro zrobimy przyjęcie urodzinowe Levia, a pojutrze rozdamy sobie prezenty z okazji świąt.

Titans got talentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz