Rozdział 2

324 34 4
                                    


- Reszta dla pani - kasjer podał mi banknot, a ja podziękowałam.

Wzięłam tace z zamówieniem i usiadłam przy najbliższym wolnym stoliku. Wtedy też spojrzałam na zegarek w komórce. Było wpół do dziewiątej wieczór.

Nagle rozległ się dźwięk SMS-a, a ekran trzymanego przeze mnie urządzenia- rozświetlił się.

- Levi? -  powiedziałam do siebie po czym przeczytałam treść wiadomości półszeptem
-  Widzę Cię.

Co za zbok.

Odruchowo podniosłam głowę. Wtedy zauważyłam chłopaka. Stał przy wejściu do budynku wraz z Farlanem oraz Isabel.

- Lizzie! - dziewczyna od razu mnie zauważyła po czym podbiegła bliżej i rzuciła mi się na szyję.

- Cześć! -  rzucił wesoło Farlan i usiadł na krześle obok mnie - Sama jesteś?

Skinęłam głową.

- Jecie coś? - spytałam, gdy rudowłosa rozluźniła uścisk.

- Po to tu przyszliśmy -  stwierdziła po czym  zwróciła się do reszty grupy - To co zwykle?

- Aha - odparł Farlan, a Levi początkowo tylko kiwnął głową. Dopiero po chwili odezwał się, jakby sobie coś przypomniał.

- Starczy ci kasy? - spytał brunet swojej towarzyszki. Dziewczyna podniosła do góry portfel wraz z tryumfalnym wyrazem twarzy.

- Pomogę jej z tacami - rzekł Farlan, a następnie wstał z krzesła i wraz z Isabel udał się do punktu zamówień.

- Co robisz sama w tej norze i to tak późno? -  słysząc pytanie Levia, odwróciłam się w jego stronę.

- Jem, uczę się...takie tam.

- A nie powinnaś tego robić, bo ja wiem, w domu?

- Może.

- Rany boskie, dziewczyno -  chłopak westchnął głęboko - ja nie gryzę. Mówże normalnie.

- Nie chcę mi się siedzieć samej w domu to przychodzę tutaj - wyjaśniłam.

- Już lepiej brzmisz. - twierdził po czym przyjrzał mi się uważniej - Zawsze się tak malujesz?- spytał.

Po kiego ci ta informacja?

- Owszem. A co? - postukałam palcem w kubek z kawą. Nie umknęło to uwadze mojego rozmówcy.

- Dzieci nie powinny pić kawy o tej porze -  stwierdził.

- Dobrze "mamo". Coś jeszcze? -  burknęłam wykonując cudzysłów manualny.

- Wygadana jesteś - stwierdził - co do makijażu to widziałbym cię z jakąś mocną kreską - po tych słowach, jak gdyby nigdy nic, odgarnął mi grzywkę z czoła.

- Zabierz łapy! -  syknęłam odpychając jego rękę.

- Spuść parę. Mówiłem, że nie gryzę. -  mój rozmówca złożył ręce na krzyż.

- Co mnie to? Zabierz łapy. -  odpyskowałam.

- Co tam masz?- chłopak nie zamierzał na tym poprzestać. Sięgnął do mojej tacy i wyjął garść frytek z opakowania.

- Następnym razem ci odkupię -  stwierdził po czym wszystko zjadł.

- Może jeszcze picie do tego? - prychnęłam sarkastycznie.

Ukatrupię tego typa. U-K-A-T-R-U-P-I-Ę.

- Nie lubię kawy - odparł rozkładając się na stole. Korzystając z okazji naciągnęłam mu kaptur na twarz.

- Oducz się takiego prostackiego zachowania - poleciłam, a wtedy pozostała dwójka wróciła do stolika.

- Levi, żarcie przyszło. - Farlan szturchnął kolegę.

- Nareszcie - powiedziałam- zeżarł mi połowę frytek.

***

Cała rozmowa przebiegała nad wyraz sympatycznej atmosferze. Kiedy spojrzałam na zegarek była prawie jedenasta.

- Muszę wracać -  powiedziałan.

- Odwieziemy cię - stwierdził Farlan.

- Jesteście samochodem?

- Nie - o rozmowy wtrącił się Levi, wyciągając telefon z kieszeni i pokazując mi zdjęcie motocykla - prawdę mówiąc, nawet nim nie przyjechaliśmy. Siedziałaś kiedyś na czymś takim?

- Nie. Swoją drogą, niezła maszyna.

- Nie rób se jaj -  brunet wrzucił urządzenie do swojej torby i zasunął zamek.

- O co chodzi?

- Pod twoją budą jest pełno nowych, odpicowanych sztuk. Taki grat na pewno ci się nie podoba. - Levi wydawał się być podenerwowany.

- No właśnie. Jest ich pełno. I są identyczne. Ten jest inny. Widać, że włożono w niego dużo pracy.- po usłyszeniu tych słów pozostała dwójka spojrzała na mnie zdziwiona.

- Chodź - Levi złapał mnie za przegub i pociągnął w stronę drzwi-  bo nas zaraz tu zamkną.

***

- Trzymaj.- brunet podał mi kask.

- A masz dla siebie? - spytałam przyglądając się przedmiotowi.

- Mam - padła odpowiedź. Chłopak ubrał swój kask na głowę i poczekał aż ja zrobię to samo. Potem wsiedliśmy ma motocykl.

- Nigdzie nie pojadę dopóki się nie chwycisz - usłyszałam.

Że ciebie? A niech to szlag.

Chcąc nie chcąc, musiałam objąć bruneta w pasie. Było to conajmniej niezręczne.

- Jak się rozbijemy to cię zabiję - powiedziałam.

- Jak się rozbijemy to w co uderzymy zrobi to za ciebie.

- Jeśli przeżyjesz, będę cię nawiedzać jako duch.

- Czekam z niecierpliwością. Następny przystanek centrum. -  stwierdził wesoło i odpalił silnik.

***

Wchodząc do domu starałam się nie naruszyć absolutnie niczego.
Każdy dźwięk, ruch, rozbłysk światła mógł obudzić domowników, a tego bardzo nie chciałam.

Pokonałam kilka stopni schodów i spojrzałam na wyświetlacz komórki. Zbliżała się północ. Na szczęście szkołę miałam przecznice od domu, a jutro lekcje miały rozpocząć się dopiero o dziesiątej. Cichaczem udało mi się wziąć prysznic i udać się pod drzwi mojego pokoju.

Wtedy włączyłam wyświetlacz telefonu jeszcze raz aby sprawdzić poziom naładowania baterii.

I nagle usłyszałam histeryczny śmiech.

Titans got talentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz