Rozdział 19

177 27 0
                                    

- W ostatnim czasie los niespodziewanie odebrał nam jedną
z uczennic oraz jej przyjaciela. Chcielibyśmy złożyć najserdeczniejsze kondolencje rodzinom, które straciły swoje dzieci. O zabranie głosu poprosimy Elizabeth Rose. Nasza maturzystka była bliską przyjaciółką zmarłych...- wzięłam głęboki oddech, gdy dyrektor Smith wywołał mnie z tłumu.

Właśnie rozpoczęła się akademia ku pamięci ofiar wypadku, w którym brałam udział.

Czując na sobie spojrzenie wszystkich zebranych ruszyłam w kierunku dyrektora.
Przerażał mnie ten tłum. Ta cisza. Ten wzrok wbijający się we mnie jak ranił niczym nóż.

Przejęłam mikrofon od Smitha i nerwowo spojrzałam w przód.
Ręce mi drżały, nogi miałam jak z waty.

- If...- zaczęłam półszeptem.

Odwagi dodało mi spojrzenie Hanji. Zawsze potrafiłam je wyłapać. Moja przyjaciółka wiedziała jak mnie wesprzeć. Pokazała mi dwa kciuki w górę.

- If  I die young...!- z mojego gardła wydobył się wyraźny śpiew- Bury me in satin...! Lay me down on a bed of roses...! Sink me in the river at dawn...!Send me away with the words of a love song...!-

Popatrzyłam na tłum. Zaczął nucić kolejną część piosenki.

- Uh, oh, uh, oh...-

- The ballad of a dove...- kontynuowałam.

- Uh, oh...- z tłumy wyraźnie wybił się czysty śpiew członków chóru.

- Go with peace and love...! Gather up your tears..! Keep 'em in your pocket...! Save 'em for a time when you're really gonna need 'em...- zaczęłam śpiewać coraz pewniej.

Pomimo tego poczułam łzy, które cisnęły się do oczu.

- Oh...!-

- The sharp knife of a short life!- kiedy wszyscy ludzie obecni na sali zaczęli śpiewali ten wers ze mną łzy znały ujście.

W mojej głowie zmieszały się wszystkie wspomnienia. Nagle poczułam nadzieje, że jeszcze kiedyś będzie dobrze.

- Well I've had just enough time! So put on your best boys and I'll wear my pearls...!-

Zapłakana oczekiwałam na reakcje tłumu.
Po chwili wstał chór i wszyscy zaczęli klaskać.
Następnie wstała reszta osób. Ci również bili brawo. Nawet grono pedagogiczne spojrzało na mnie z uznaniem.

- Będzie dobrze...- usłyszałam i zauważyłam, ze Zoë znalazła się obok mnie.
Dziewczyna uścisnęła mnie z całej siły.
*****

- Cześć!- zawołałam wchodząc do mieszkania- Jak minął dzień?- dodałam i zabrałam się za ściąganie butów.

Przerwałam te czynność w połowie, gdy zauważyłam swojego partnera w przedpokoju.
Miał w ręku telefon.

- Co to miało być?- mężczyzna  odwrócił urządzenie i pokazał mi ekran.

Na nim wyświetlił się film z mojego "występu".

- Nie rozumiem o co ci chodzi? Nie zrobiłam nic złego.- rzuciłam w swojej obronie.

- Twoja durna szkoła nie ma prawa żerować na cudzej tragedii.- warknął chłopak- A ty odstawiać takiej szopki. Zachowujesz się jakby ci w ogóle nie zależało. Jakby było ci obojętne czy oni żyją czy nie.-

- Jak możesz!- powiedziałam wściekle- Wiesz, że zależało mi na nich tak samo mocno jak tobie!-

- Jakoś nie widać!- zawołał Levi oskarżycielsko i ominął mnie.

Otworzył drzwi i z pomocą kuli wyrzucił jednego z moich butów na klatkę schodową.

- Co ty robisz?!- spytałam.

- Mam cię dość!- chłopak jak gdyby nigdy nic wrócił do salonu.

Wróciłam się po buta na klatkę i zabrałam się za gotowanie obiadu. Chciało mi się płakać.
Od dwóch tygodni Levi zachowywał się jakbym była jego wrogiem.
A ja nic tylko szkoła, dom, praca, pranie, sprzątanie, gotowanie, prasowanie...
Chciałam żeby poszedł do psychologa ale on upierał się, że go nie potrzebuje. Ja natomiast ucząc się aby owym psychologiem zostać widziałam, że jest dokładnie na odwrót.

Titans got talentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz