Rozdział 1

395 18 0
                                    

Siedziałam przy ogromnym, dębowym stole w jadalni. Nie tak planowałam spędzenie pierwszego, wolnego weekendu od blisko pół roku, ale kiedy matka oznajmiła, iż nie mam zbyt wielkiego wyboru - postanowiłam zjawić się na tym przeklętym obiedzie rodzinnym. I co z tego, że musiałam spędzić pół nocy w pociągu? Nikogo nie obchodziło również, że nie zdołałam zmrużyć oka przez chrapiącego współpasażera. Musiałam siedzieć przy tym cholernym stole i udawać zadowoloną ze swojego życia.
Bębniłam palcami o blat, próbując ignorować zmęcznie oraz burczenie w brzuchu. Oczekiwanie na rozpoczęcie posiłku ciągnęło się w nieskończoność, ale powód, dla którego wszyscy mieliśmy się tutaj zebrać jeszcze się nie zjawił.
- Może ty mi powiesz o co chodzi? - Zagadnęłam młodszego brata, który z równie znudzoną miną wpatrywał się w ekran swojego smarfona.
- Karo chce nam kogoś przedstawić - odpowiedział, nie zaszczycając mnie nawet krótkim spojrzeniem.
Sapnęłam cicho. Moja siostra zmieniała facetów jak rękawiczki. Przy piątym, potencjalnym przyszłym mężu już po prostu straciłam rachubę i nie próbowałam nawet zapamiętywać kolejnych imion. A był już: Rafał, Maciek, Serhio, Artur. Z każdym z nich coś było nie tak. Karola jednak nie mogła narzekać na brak zainteresowania ze strony płci brzydkiej, w przeciwieństwie do mnie. Podczas ostatnich świąt matka oznajmiła, iż postawili wraz z ojcem krzyżyk na mojej osobie. Prawdopodobnie nigdy nie wyjdę za mąż, więc pieniądze, które przeznaczyli na całą uroczystość postanowili wydać na nowy samochód. Oczywiście dla Karoliny. Mi przesłali tysiąc złotych z adnotacją, bym przypadkiem nie wydała ich na głupoty.
W końcu rozległ się dzwonek do drzwi. Ojciec zjawił się w jadalni z marsową miną, matka strzepnęła niewidzialny pyłek ze swojej sukienki, a brat zdecydował się odłożyć telefon i poświęcić odrobinę uwagi przybyłemu gościowi. Siostra, zgodnie ze swoim zwyczajem, postanowiła być modnie spóźniona i byłam przekonana, że dalej wdzięczy się do swojego odbicia w lustrze.
Chwilę później dwuskrzydłowe drzwi jadalni otworzyły się, ukazując naszą gosposię. Stara pani Wiesiołek wyglądała na równie mocno znudzoną życiem co ja i mój brat. Wpuściła gościa, a następnie oddaliła się bez słowa.
- Dzień dobry - odezwał się gość, a ja wymieniłam z bratem porozumiewawcze spojrzenia, kiedy w korytarzu rozległ się pisk.
- Mamo, tato! To właśnie Dawid, o którym tyle wam opowiadałam.
Brat mruknął pod nosem, że zbyt wiele to nie mówiła o nim, a raczej o sobie, ale matka zbyła to wściekłym syknięciem.
- Bardzo miło nam ciebie poznać - odezwał się ojciec oficjalnym tonem, wskazując przy tym wolne miejsca przy stole.
Pani Wiesiołek podała obiad i bez zbędnych wstępów rozpoczęła się paplanina Karoliny.
- Dawid przyjechał na weekend. Później musi wracać do Warszawy. Czy nie byłoby cudownie, gdybym mogła pojechać razem z nim? Wiecie, wydaje nową płytę. Powinnam go wspierać. A Julka przecież ma dwupokojowe mieszkanie. Mogłaby mi oddać swoją sypialnię. Zaczęłabym tam studia albo jakiś kurs. Zobaczycie...
- Hej, stop - mruknęłam, gryząc się w język, by nie rzucić kąśliwej uwagi o rozpieszczonej księżniczce. - Myślę, że najpierw powinnaś mnie zapytać o zgodę. To moje mieszkanie.
- Nie do końca. - Karo wbiła we mnie ostre spojrzenie, rysując swoim długim paznokciem bliżej nieokreślone kształty na blacie stołu. - To mieszkanie należy do taty. A przecież tatuś nie ma nic przeciwko, by jego najzdolniejsza córeczka w końcu rozwinęła swoje skrzydła. Prawda?
Ojciec mruknął coś pod nosem niezrozumiale, a ja przewróciłam oczami. To było jasne jak słońce, że ta mała żmija praktycznie zaraz po urodzeniu owinęła sobie rodziców dookoła palca. Zawsze byli na jej zawołanie.
- W takim razie ustalone! - Karo klasnęła w dłonie, uśmiechając się przy tym promiennie do swojego chłopaka.
Właśnie. Dawid. Co więcej: Dawid Kwiatkowski! Bożyszcze wszystkich nastolatek w tym kraju. Jak Polska długa i szeroka - każda wiedziała kim on jest. Ja w prawdzie należałam do tego trochę starszego pokolenia, ale dzięki portalom plotkarskim starałam się być na bieżąco.
Jakim cudem oni się poznali? I co ten chłopak zobaczył w mojej pustej siostrze? Karolina była ładna, ale nic poza tym. Gdyby nie chodziła do prywatnej szkoły i nie miała grona korepetytorów najprawdopodobniej nie udałoby się jej zdać matury. I mało wątpliwe, by planowała jednak rozpoczęcie studiów, czy podjęcie jakiegoś kursu. Sens jej życiu nadawały plotki z psiapsiółkami oraz godziny spędzane w salonie kosmetycznym bądź SPA.
- Myślę, Julio, że pobyt w Warszawie dobrze by zrobił twojej siostrze - odezwała się mama, a ja poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. - Tobie też się przyda jakieś towarzystwo.
- Mam książki i mnóstwo pracy - próbowałam chwycić się czegokolwiek, byle tylko jakoś się jeszcze z tego wykręcić. - A skoro Dawid również tam ma mieszkanie, to czemu by nie mogła zatrzymać się u niego?
W prawdzie nie miałam zielonego pojęcia, czy bożyszcze nastolatek dorobił się już własnego lokum w stolicy, ale przecież nie mógł mieszkać dalej z rodzicami. Mierzyłam więc teraz jego błagalnym spojrzeniem, ale on wbijał tylko wzrok w talerz z drugim daniem i dłubał widelcem z ziemniakach.
- Chyba nie sądzisz, że moja mała córeczka jest gotowa zamieszkać z mężczyzną - obruszyła się matka. - Wybacz Dawidzie, ale to by nie prowadziło do niczego dobrego.
- A więc postanowione.
Karolina posłała mi swój gadzi uśmiech numer pięć i wróciła do paplania o głupotach.
Ciężko powiedzieć na ile znam się na ludzkich emocjach, ale Dawid nie wyglądał na szczególnie zachwyconego. Ani tym spotkaniem, ani Karoliną.

Zaraz po obiedzie mama zaprosiła wszystkich na taras, gdzie w majowym słońcu mieliśmy dalej słuchać czczej gadaniny mojej siostry oraz sączyć lemoniadę.
- Ja chyba odpuszczę - mruknęłam, mając dość tej pozornej, sielankowej atmosfery. - Mam jeszcze kilka projektów do dokończenia, także będę u siebie.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam, zanim ktokolwiek spróbowałby mnie zatrzymać.
Rzecz jasna mój pokój już dawno nie należał wyłącznie do mnie. Był teraz pokojem gościnnym, w którym znajdowało się ogromne łóżko z baldachimem, drewniane biurko, kredens oraz szafa. Prawdę mówiąc nie przeszkadzało mi to. Od dwudziestu lat czułam się w tym domu jak gość, a czasem jak natrętny owad.
Rzuciłam się na łóżko, chwyciłam laptopa i natychmiast wpisałam w wyszukiwarkę: Dawid Kwiatkowski. Z tymi projektami do dokończenia trochę przesadziłam, ale przecież nikomu by nie przyszło do głowy sprawdzać co tak na prawdę robię. A skoro miałam w swoim domu gwiazdę, to wypadało wiedzieć o niej jak najwięcej.

Nasza droga do (nie)szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz