Kiedy się ocknąłem, leżałem parę metrów od mojego, totalnie rozbitego samochodu. Jacyś ludzie gromadzili się wokół mnie. Pytali o imię. Odpowiedziałem bezwiednie. Pytali, czy wszystko w porządku. Niby co jest w porządku? Pytali, czy coś mnie boli. A ja totalnie nic nie czułem. Niebieskie światła mrugały irytująco. Chciałem zamknąć oczy i uświadomić sobie, że to tylko zły sen. Policzyć do stu, obudzić się we własnym łóżku, przytulić się do...
- Julka!
Zerwałem się na równe nogi, odtracając od siebie ludzi. Rozglądając się dookoła dotarło do mnie co się wydarzyło.
Mój samochód był częściowo wbity pod naczepę ciężarówki. Dwóch sanitariuszy stało przy starszym mężczyźnie i opartywali jego rany. Ciemność była rozświetlona wieloma światłami, których źródłem były karetki pogotowia, wozy strażackie oraz radiowozy. Na poboczu zaczynali zbierać się gapie z samochodów, które utknęły na nieprzejezdnej teraz drodze. Kilka osób miało wyciągnięte telefony i dokumentowało tą całą masakrę.
Julka, gdzie jesteś.
Musiałem ją odnaleźć. Skoro mi nic się nie stało, to ona również musiała być cała i zdrowa. Nie byłem w stanie dopuścić do siebie myśli, że coś mogłoby się jej stać.
- Musi pan usiąść - gdzieś z oddali dotarł do mnie głos ratownika medycznego. Spojrzałem na mężczyznę, który usilnie starał się ukryć coś za swoimi plecami. - Pojedziemy do szpitala. Tam pan zostanie zbadany.
- A co z Julią? - Wychrypiałem. - Jechaliśmy razem.
Ratownik spojrzał mi prosto w oczy, a to co w nich zobaczyłem sprawiło, że straciłem czucie w nogach. Cały świat zawalił mi się na głowę, pogrążając mnie w ciemnościach. Próbowałem oddychać, ale czułem, że spadam coraz głębiej i głębiej...Szpital. Miejsce bólu oraz cierpienia. Nie pamiętałem nic z podróży karetką. Według lekarza była to reakcja na stres oraz szok. Umysł za wszelką cenę próbował nie dopuścić do świadomości tego, co się wydarzyło. Nie pozwalał mi czuć, ani myśleć, więc pierwszych kilka godzin po prostu leżałem, wpatrując się w biały sufit.
- Panie Dawidzie, jeśli chciałby pan zobaczyć swoją dziewczynę, to teraz może być odpowiedni moment - szepnęła młoda pielęgniarka, delikatnie ujmując moją dłoń. - Zaprowadzę pana.
Podniosłem się z łóżka. Z tego co mówili lekarze udało mi się uniknąć poważniejszych obrażeń. Skręcona lewa kostka, dwie rany szyte na przedramionach oraz lekkie wstrząśnienie mózgu. Pozwoliłem pielęgniarce by posadziła mniena wózku i ruszyliśmy w niekończącą się drogę szpitalnymi korytarzami.
Najpierw winda w dół. Chwilę później inną windą dwa piętra w górę. Przeszliśmy przez jakieś drzwi. Ktoś miał poważne wątpliwości, czy w ogóle powinienem tutaj być, ale pielęgniarka zapewniła, że to konieczne. Wreszcie dotarliśmy na miejsce.
Julia leżała w wielkiej sali, gdzie wszystko było aż nazbyt sterylne. Na tle białej pościeli jej skóra była niemal przezroczysta. W ustach miała rurkę, która pomagała jej oddychać. Ciche pomruki szpitalnych urządzeń nadawały temu wszystkiemu surrealistyczny obraz.
- Co tam się stało? - Zapytałem, zbliżając się do niej. Nie otworzyła oczu. Wyglądała na pogrążoną w głębokim śnie.
- Zawiadomiliśmy już rodzinę - odezwała się znów pielęgniarka, kiedy chwyciłem zimną dłoń Julki. - Zaraz zabiorą ją na operację.
- Operację?
- Niestety ma liczne obrażenia wewnętrzne. Była trzy razy reanimowana. Musieli ją ustabilizować na tyle, ile to było możliwe.
Kolejny raz poczułem, jak mój świat powoli się rozpada.
Julka, nie poddawaj się. Proszę.- Młody człowieku, to nie twoja wina.
Pan Wilczyński położył mi dłoń na ramieniu. Wszyscy próbowaliśmy być dla siebie wsparciem. Psycholog szpitalny rozmawiał już z rodzicami Julki o możliwych powikłaniach. Zapytał również, czy byliby skłonni w razie potrzeby oddać jej narządy do przeszczepu. Chciałem krzyczeć, by nie podejmowali za nią wyboru. Przecież jeszcze nie odeszła. Lekarze mówili, że ma trzydzieści procent szans na wybudzenie się ze śpiączki. Najbliższe siedemdziesiąt dwie godziny miały być decydujące.
- Jeśli lekarze pozwolą, przetransportujemy Julkę do szpitala w Warszawie - powiedziała pani Wilczyńska przez łzy. - Rozmawiałam już z naszym znajomym ordynatorem.- Co robiłeś z Julią w Krakowie? - zapytała Karolina oskarzycielskim tonem. Poczułem, jak krew w moich żyłach tężeje. Pani Wilczyńska wzięła głęboki wdech.
- Sama powiedziałaś w wywiadzie, że już nie jesteśmy parą - odpowiedziałem spokojnie, próbując powstrzymać gorsze słowa, które same cisnęły się na usta. - Nie masz więc prawa pytać mnie co oraz z kim robię.
- W wywiadach mówi się różne rzeczy. A ty zabrałeś moją siostrę na romantyczny wypad do Krakowa! Czy pomyślałeś co o mnie...
- Dość tego - warknął pan Wilczyński, chwytając Karolinę za ramię. - Czy ty nie widzisz co się dzieje? Twoja siostra być może umiera, a ty dbasz tylko o siebie!
Starsza pielęgniarka posłała nam ostrzegawcze spojrzenie. Mówiąc szczerze chciałem zacząć bić brawo ojcu, który wreszcie przejrzał na oczy. Zobaczył, kogo wychował i jakie błędy popełnił.
Karolina odwróciła się na pięcie i wyszła. Nie było w niej nic z siostry, która powinna martwić się losem Julki.
- Dawidzie, czy będziesz z naszą córką w najbliższych dniach? - Zapytała pani Wilczyńska słabym głosem. - Julka opowiadała nam o twoim pomyśle. Chciałeś by otworzyła własne biuro. Była w końcu taka szczęśliwa.
Nie miałem pojęcia, że im się zwierzała. Do tej pory myślałem, że ich wzajemne stosunki są raczej napięte. Odsunąłem na bok rozważania na temat Julii oraz jej relacji z rodzicami. To nie było w tej chwili najważniejsze z moich zmartwień.
- Będę przy niej - zapewniłem, delikatnie dotykając jej policzka. - Nie zostawię cię.Wieści o wypadku zostały opublikowane na kilku portalach plotkarskich. Mój manager postarał się wszystkich uspokoić i natychmiast opublikował informacje, w której zapewniał, że jestem w całkiem dobrym stanie. Nic więcej. Zupełnie tak, jakby Julka nie siedziała że mną w tym samochodzie. Była tylko wytworem mojej wyobraźni. Próbowałem z nim o tym rozmawiać, ale usłyszałem tylko, że moje fanki nieszczególnie przejmują się losem dziewczyny swojego idola. Dla nich najważniejsze jest to, że mam się dobrze. Koniec, kropka.
Przy Julie spędzałem każdą, możliwą minutę. Po tygodniu przewieziono ją do prywatnej kliniki w stolicy, gdzie zyskała najlepszą opiekę w kraju. Wykonano szereg dodatkowych badań, ale jedyne co mogliśmy zrobić to czekać.
- Juls, walcz. Dobrze wiesz, że ciebie potrzebuję.
Kocham cię.
Zdążyłem na chwilę zamknąć oczy, kiedy wszystkie urządzenia zaczęły wściekle piszczeć, alarmując o spadku tętna. Drzwi do sali otworzyły się. Do środka wpadło dwóch lekarzy i pielęgniarki. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
- Nie reaguje!
- Chyba kolejny krwotok wewnętrzny.
- Jedziemy na blok operacyjny.
Wszystkie zbędne kroplówki i urządzenia zostały odpięte w pośpiechu. Nikt nic nie tłumaczył. Po prostu ją zabrali, a cichy głosik w mojej głowie podszeptywał, że mogłem widzieć ją po raz ostatni.
CZYTASZ
Nasza droga do (nie)szczęścia
FanfictionJulka Wilczyńska jest młodą, zdolną projektantką wnętrz, która dopiero rozpoczyna swoją karierę. Nie przypuszcza nawet, jak wiele się zmieni, kiedy pozna najnowszy podbój miłosny młodszej siostry.