Rozdział 4

284 13 0
                                    

Leżałam w łóżku, próbując sobie jakoś to wszystko poukładać. Za zegarze dochodziła godzina dwudziesta trzecia, ale sen nie nadchodził. Mogłam jedynie przekręcać się z boku na bok, czy liczyć barany, ale sen i tak nie nadchodził.
Jakim prawem zachowałam się dzisiaj, w obecności Dawida, jak głupia nastolatka? Może ostatnimi czasy zbyt dużo poświęcałam mu uwagi? Najpierw prześledziłam jego karierę, później historie wszystkich związków, w których rzekomo był. Tak, to musiało być to.
No ale, gdyby tak na to wszystko spojrzeć z drugiej strony: Dawid Kwiatkowski to całkiem utalentowany chłopak, który jest na początku swojej drogi w show biznesie. Kochają go tysiące nastolatek. Nie tylko z powodu głosu i piosenek o miłości. Dawid jest z pozoru zwykłym facetem, który ma w sobie to coś.
Nakryłam głowę poduszką, próbując zmienić obiekt rozmyślań. Praca. Musiałam przygotować dla Dawida wstępny projekt...
Stop!
- To chłopak Karo. Weź się ogarnij - upomniałam siebie na głos.
Znów zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć te przeklęte barany. Jeden. Drugi. Trzydziesty trzeci. Dźwięk smsa.
Kwiatkowski napisał: Czy też nie możesz zasnąć?
Prychnęłam i odłożyłam telefon tam, gdzie jego miejsce. Chwilę później kolejne krótkie dźwięki oznajmiły nadejście wiadomości.
Nie odczytałam ich. Z głową pełną myśli zawinęłam się w kołdrę i w końcu udało mi się zasnąć.

Z samego rana postanowiłam wyznaczyć Dawidowi czas na nasze spotkanie na godzinę trzynastą w biurze. Rzecz jasna natychmiast odpisał, że godzina mu odpowiada, ale miejsce niekoniecznie. Nie przebije się ze studia nagraniowego na czas. Odpisałam uprzejmie, że w takim razie kolejny wolny termin znajdę dopiero dnia następnego o dwunastej. Tym razem musiałam nieco dłużej poczekać na odpowiedź.
Kwiatkowski napisał: dobra. Będę o 13.
Ja: mam dla Ciebie tylko pół godziny, więc lepiej się nie spóźnij.
Do wyznaczonego spotkania czas biegł zdecydowanie za szybko. Tutaj kilka pilnych maili, tam problem z dostawcą mebli. Jeszcze tylko brakowało śniegu w czerwcu i można by ogłosić nadejście apokalipsy. Mimo wszystko jednak byłam wdzięczna za ten natłok zajęć. Nie musiałam rozmyślać dłużej nad tym wszystkim, co dręczyło mnie nocą.
- Dzień dobry!
Prawie krzyknęłam, kiedy przed moimi oczami zmaterializował się plastikowy kubek z mrożoną kawą ze Starbucksa.
- Byłby lepszy, gdyby nie twoja obecność tutaj.
Przede mną stała ostatnia osoba na tej planecie, którą chciałabym widzieć. Ernest. Mój były facet i prawdziwy palant.
Rozejrzałam się po biurze w nadziei, że ktoś przyjdzie mi z pomocą, ale większość tego dnia była w rozjazdach lub zdążyła już wyjść na lunch.
- Skarbie, dobrze wiesz, że do siebie wrócimy. Prędzej czy później.
Ernest zajął miejsce tuż obok mnie. Wzdrygnęłam się odruchowo. Trzeba dodać, że prócz bycia idiotą, zasłużył jeszcze na miano damskiego boksera.
- Nie wrócę do ciebie i nie pozwolę byś dalej mnie zastraszał. A teraz wybacz, mam spotkanie na mieście.
Chwyciłam lekką kurtkę oraz swoją torebkę i ruszyłam w stronę wyjścia w nadziei, że Ernest odpuści. Rzecz jasna kojarzenie faktów zawsze szło mu dość opornie, więc chwilę później ruszył za mną w stronę wind. Zaklęłam pod nosem. Pozostała mi już tylko modlitwa byśmy nie znaleźli się w tej metalowej puszce sami.
Wcisnęłam guzik, drzwi otworzyły się zaskakująco szybko, a ja z całym impetem wpadłam na Dawida, który (o dziwo) zjawił się punktualnie na nasze spotkanie.
- Ratuj - szepnęłam, kątem oka widząc, że za krótką chwilę Ernest również wsiądzie do naszej windy.
Nie mam pojęcia co Dawid zobaczył w moich oczach, ale zastanawiał się tylko ułamek sekundy. Przyciągnął mnie do siebie. Mogłam przyglądać się plamkom na jego tęczówkach z odległości kilku centymetrów, zadzierając przy tym nieznacznie głowę.
Och, szlag by trafił moje wszystkie postanowienia!
Drzwi windy zamykały się powoli, a ja odliczałam milisekundy, w których nasze usta zmniejszały swoją odległość. Poczułam, jak dłonie Dawida błądzą po moich plecach, bezwiednie podążając coraz niżej...
Winda ruszyła w dół, pozostawiając Ernesta tam, gdzie zatrzymał się z głupim wyrazem twarzy. Dopiero to podziałało na mnie, jak kubeł zimnej wody.
- Dziękuję - wyszeptałam praktycznie w usta Dawida, odsuwając się szybko od niego na bezpieczną odległość.
- Wyjaśnisz?
Kiwnęłam potakująco głową.
- Podczas lunchu, który chyba jestem ci winna.
Przeszliśmy dwie ulice praktycznie się do siebie nie odzywając. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że moje ręce i nogi się trzęsą, a na policzkach z całą pewnością kwitł nietwarzowy rumieniec.
- Kim był ten gość? - Zapytał mój wybawca, kiedy tylko złożyliśmy zamówienie w restauracji. Muszę przyznać, że byłam pod wrażeniem tego jak chłodno Dawid obszedł się z młodą kelnerką, która robiła na jego widok maślane oczy.
- Mój były. Kilkumiesięczna przygoda.
Opowiedziałam całą historię, próbując zbytnio nie wdawać się w szczegóły. W międzyczasie otrzymaliśmy nasze zamówienie i zaczęłam dłubać widelcem w sałatce.
- Wiesz co, może darujmy sobie dzisiaj te mieszkaniowe sprawy - zasugerował w końcu Dawid, posyłając mi jeden ze swoich ciepłych uśmiechów. - Musisz wracać do biura?
- Ja...
Chciałam mu powiedzieć, że praca nie ucieknie. Najwyżej znów spędzę weekend w robocie. Zanim jednak się odezwałam, ugryzłam się w język.
- Tak, muszę skończyć bardzo ważny projekt. Do tego mam umówione dwa spotkania.
- W takim razie pozwól, że przyjadę po ciebie o siedemnastej. Do tej pory chyba już się ze wszystkim ogarniesz?
Skinęłam bezwiednie głową czując, że pakuję się w niemałe kłopoty.

Nasza droga do (nie)szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz