Rozdział 21

360 11 8
                                    

Wszystko wokół mnie było pozbawione jakichkolwiek barw. Narzuta na łóżku przybrała kolor ciemnej szarości. W telewizji leciał jakiś stary, niemy film. Podniosłam się z miejsca. Nie byłam już w pokoju hotelowym. Właściwie nie miałam pojęcia, gdzie jestem.
Chciałam podejść do okna, ale uniemożliwiały mi to związane w kostkach nogi. Zaklęłam głośno. Co się, do cholery, dzieje? Chciałam się schylić, by rozplątać ten gruby sznur, ale mój ciążowy brzuch był już zbyt duży.
Za drewnianymi drzwiami rozległy się czyjeś kroki. Wstrzymałam oddech, czekając na to, co się wydarzy.
- W końcu się obudziłaś - mężczyzna, który wszedł do mojego pokoju miał jakieś trzydzieści lat. Ciemne, lekko przydługie włosy opadały na jego ramiona. Usta wykrzywiał szyderczy uśmieszek. W prawej dłoni ściskał długi nóż. W panice podniosłam się z miejsca, próbując za wszelką cenę znaleźć jakąś drogę ucieczki. Przecież on przyszedł mnie zabić!
- Postaram się to zrobić szybko - szept rozległ się w mojej głowie, a po chwili ostrze noża wbiło się w mój brzuch.

Obudziłam się z niemym krzykiem, siadając na łóżku. Moje serce biło jak szalone. Rozejrzałam się dookoła. W dalszym ciągu znajdowałam się w pokoju hotelowym, Dawid spał obok mnie z kołdrą po same uszy, a ciążowy brzuch był jeszcze dość płaski. Wszystko było w porządku.
Opadłam spowrotem na poduszkę. Czytałam o tym, że kobiety w ciąży często mają koszmary senne. Za dużo hormonów, zmiana życia o sto osiemdziesiąt stopni. To przecież musiało mieć jakiś wpływ na psychikę.
Chwyciłam za telefon. Dochodziła godzina szósta, więc było już prawie pewne, że nie zasnę. Mogłam wykorzystać trochę czasu na przeglądanie internetu oraz wybór pierwszych rzeczy dla dziecka. W prawdzie urodzi się dopiero za jakieś trzydzieści dwa tygodnie, ale nie lubię robić niczego na ostatnią chwilę.
Odpaliłam instagram. Jeśli chodzi o ciekawe gadżety dla dziecka, to wystarczy obserwować kilka popularnych mamusiek i już wiadomo w co dobrze byłoby zainwestować.
W prawym, górnym ekranie pojawiła się informacja o dwudziestu nowych wiadomościach. Zmarszczyłam brwi. Od kiedy jestem z Dawidem to normalne, że różni ludzie piszą do mnie wiadomości. Ale nigdy nie było ich aż tyle w ciągu jednej nocy. Zaciekawiona otworzyłam więc skrzynkę odbiorczą i się zaczęło.
"Brawo, wiedziałam, że zatrzymasz go przy sobie jakimś cudem, ale kto by pomyślał, że na dziecko!"
"Gratulacje dla Ciebie i Dawida. Zdrowia dla maluszka. Buziaki"
"Dziecko, serio? Musiałaś spierdolić mu życie i karierę?!"
I tak dalej. Starałam się nie brać tego wszystkiego do siebie, ale skąd oni w ogóle wiedzieli?
Maff: Julka, zajrzyj szybko na stronę, którą Ci właśnie wysłałam.

Wybiegłam z hotelu jak burza. Nie ważne, że była niedziela, godzina siódma rano. Przez aplikację zamówiłam taksówkę i już po chwili jechałam w stronę domu rodziców. Byłam zbyt zdenerwowana by pojechać samochodem Dawida. Nawet, jeśli ulice były praktycznie puste. Nie chciałam przecież nikogo zabić. No, może z jednym, małym wyjątkiem.
- Karolina! - Wrzasnęłam, wpadając do domu rodziców. Z kuchni wyszedł ojciec z kubkiem parującej kawy.
- Julia, co się stało?
- Już ja Ci zaraz powiem co się stało. Karolina się stała!
Chwilę później cały dom postawiony był już na nogach, łącznie z moim bratem, który jak zwykle siedział na kanapie że wzrokiem utkwionym w telefonie.
- Karola, nikt nie uprawnił ciebie do podawania informacji o życiu moim oraz Dawida! - Wycelowałam w siostrę palec wskazujący, na co ona tylko ziewnęła przeciągle.
- Julia, to na pewno nie była twoja siostra - stwierdziła mama, jak zawsze broniąc ukochaną córeczkę. Wystarczyło jednak szybkie spojrzenie w stronę Karoliny by wiedzieć, że jest winna. Siedziała w tym swoim różowym szlafroku, uśmiechając się z zadowoleniem.
- Karolino, czy Julia ma rację? - Zapytał ojciec, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - To ty zamieściłaś tą informację w internecie?
- Oczywiście, że nie.
Byłam w szoku, jak naturalnie przychodziło jej kłamstwo. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, podnosząc się z miejsca. Oczywiście rodzice uwierzyli swojej kochanej Karolince.
- Nic tu po mnie - westchęłam, kierując się do wyjścia. Dlaczego w ogóle uwierzyłam, że moi rodzice się zmienili? Przecież Karola od zawsze miała ich owiniętych wokół swojego palca.
- Na serio myślałaś, że tak to wszystko zostawię? - Właśnie miałam wyjść przed dom, kiedy za plecami usłyszałam głos Karoliny. - Będąc z Dawidem miałam wszystko. Mogłam zapewnić sobie karierę, o jakiej marzyłam.
- O czym ty mówisz? Przecież dalej dobrze ci idzie. Za miesiąc lecisz na kontrakt do Japonii...
- Odebrałaś mi wszystko - warknęła, mierząc mnie chłodnym spojrzeniem. - Takich rzeczy nie robi się własnej siostrze, Jula. Teraz ja będę powoli odbierać tobie to, co należy się mnie.
Spojrzałam w oczy siostry. Miałam nadzieję, że to wszystko jakiś głupi żart. Karolina jednak była śmiertelnie poważna, a ja czułam, jak wzdłuż mojego kręgosłupa przebiega dreszcz.
- Nie gadaj głupot, Karo. Nic ci się nie należy. Sama zmarnowałaś sobie życie!
Nie mam pojęcia gdzie znalazłam jeszcze te pokłady energii, by zmierzyć ją wyniosłym spojrzeniem, odwrócić się na pięcie i wyjść.
Dobrze wiedziałam, że będę tego żałować. Karolina Wilczyńska zawsze dostaje to, czego chce.

Odautorsko: hej Kochani! Bardzo dziękuję za każdą ocenę i komentarz. Ilość wyświetleń jest dla mnie zaskoczeniem, bo totalnie nie spodziewałam się tak cudownej liczby! :) pamiętajcie, że na moim profilu jest jeszcze kilka innych opowiadań, które również domagają się Waszej uwagi. Buziaki i do następnego ;*

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 16, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Nasza droga do (nie)szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz