Sofie
Dni w Hornidal, u rodziców Andersa, były czymś naprawdę przyjemnym. W ciągu kilku dób udało mi się dość dobrze poznać niezbyt duży dom i wszystkie budynki gospodarcze, ale niestety nie byłam wystarczająco obeznana w terenie żeby dopaść swojego chłopaka po tym, co wywinął w piątek, czyli dzień przed wyjazdem do Oslo.
W najlepsze odpoczywałam sobie w krainie snów, latając na niebieskich hipopotamach, które swoją drogą były bardzo podejrzanie miłe, kiedy poczułam jak coś spada na moją twarz. W pierwszej chwili pomyślałam, że to po prostu zwierzę zrzuciło mnie i wylądowałam na ziemi, ale gdy tylko poczułam klejące się do ciała ubranie i pościel uświadomiłam sobie, że to już jawa. Uchyliłam powieki i dostrzegłam stojącego nad łóżkiem Fannemela. Uśmiechał się anielsko chowając za sobą spore, żółte wiaro, które chyba posłużyło mu do oblania mnie. Zmrużyłam oczy podnosząc się jednocześnie na łokciu. Zapewne można było po tym wywnioskować, że mężczyzna ma się czego bać. On chyba też to zauważył, bo zaczął z dość przerażoną miną odsuwać się od łóżka. Uśmiechnęłam się diabelsko układając w głowie plan zemsty i powoli zeszłam z mokrego materaca.
-Co tam chowasz za plecami, Anders?-spytałam niewinnie zbliżając się do niego powoli
Przełknął ślinę i... rzucił się do ucieczki wciąż trzymając wiadro. Ja również, mimo mokrej piżamy, nie traciłam czasu i ze złowieszczym chichotem zaczęłam gonić skoczka. Nie miałam z nim szans, z powodu zdecydowanie słabszego tempa, które byłam w stanie utrzymać, ale miałam nadzieję wykorzystać przewagę, jaką dawały mi długie nogi. Wypadł przez drzwi na parterze i bardzo szybko się oddalając ruszył w kierunku stodoły. Nie zakładałam butów, bo i nie było na to czasu, tylko tak jak on, na bosaka, popędziłam na dwór. Z każdą sekundą on oddalał się coraz bardziej, a kiedy przebiegliśmy już kilka okrążeń wokół budynków, nagle straciłam go z oczu. Zatrzymałam się gwałtownie i zaczęłam uspokajać kołaczące w klatce piersiowej serce, które sprawiało wrażenie, jakby po tym szaleńczym dla mnie biegu zamierzało ode mnie uciec. Mój oddech był płytki i urywany, ale mimo to zaczęłam rozglądać się, czy nie ma gdzieś przypadkiem jakichkolwiek śladów świadczących o obecności Norwega. Przeszukałam wszystkie znane mi kryjówki, uprzednio znajdując wiadro, które napełniłam wodą, ale nigdzie nie mogłam znaleźć blondyna. W takim przypadku, jak ten, jego niski wzrost był zdecydowanym atutem. Po kilkudziesięciu minutach poszukiwania poddałam się i uznałam, że zemszczę się, kiedy wróci do domu. Z tego też powodu i ja się tam udałam. No i chodzenie z mokrą głową oraz ubraniem po dworze, nawet w bardzo ciepły dzień, nie jest najlepszym pomysłem. Szybko przebrałam się w białą koszulkę na krótki rękaw i spodenki do połowy ud, a następnie zajęłam się rozwieszeniem mokrych rzeczy. Na początku przyczepiłam swoją piżamę, bo była najłatwiejszym "kąskiem", a potem, z cierpiętniczą miną, zajęłam się pościelą. Ściągając poszewkę zaczęłam się zastanawiać, dlaczego to ja się tym zajmuję, skoro to Fanni zalał całe łóżko wodą. Dość szybko doszłam jednak do wniosku, że to ja będę spać w tym łóżku jeszcze jedną noc, więc wypadało by, żeby zdążyły wyschnąć. O ile z poduszką i kołdrą nie było większych problemów, o tyle materac był dla mnie sporym wyzwaniem. Z trudem, prawie spadając ze schodów, udało mi się go znieść, i choć wymagało to dobrej godziny wysiłku, również zostawić do wyschnięcia. Gdy w końcu udało mi się wygrać z nieporęcznym przedmiotem opadłam wykończona na kanapę i wyciągnęłam przed siebie nogi. Ledwo udało mi się je zmieścić, więc w końcu zdecydowałam się wstać. Podążając za żołądkiem udałam się do kuchni i odgrzałam wczorajszy obiad, który razem z Fannemelem robiliśmy prawie cały dzień. Zajadałam się ze smakiem makaronem, kiedy przez drzwi weszli rodzice mojego chłopka. Uśmiechając się szeroko krzyknęłam do nich "Dzień dobry" i nałożyłam jeszcze dwie porcje do odgrzania. Małżeństwo usiadło przy stole, a blondwłosa kobieta rozejrzała się.
-A gdzie się podział Anders?-spytała
-Od rana się przede mną chowa-zaśmiałam się przekładając kluski na talerz
-Czym podpadł?-spytał jego ojciec odrywając wzrok od czytanej gazety i chwytając w dłoń widelec
-Oblał mnie wodą na powitanie, zanim jeszcze zdążyłam wstać z łóżka. Od tego czasu nie pokazał mi się na oczy-wyjaśniłam uśmiechając się-Ale pewnie niedługo wróci-stwierdziłam i wróciłam do przerwanego posiłku
Anders
Uciekając przed Sofie czułem się jak kilkuletni chłopczyk. Wiedziałem, że będzie zdolna mi oddać, więc lepiej było wykonać taktyczny odwrót i, nawet jeśli kobieta cały czas była uśmiechnięta, na jakiś czas zejść z widoku. Po krótkim pościgu, kiedy wreszcie udało mi się ją zgubić, zaszyłem się w mojej ulubionej kryjówce-składziku, gdzie ojciec przechowywał różne narzędzia. Lubiłem tu przesiadywać, bo znałem to miejsce prawie na pamięć i nawet w momencie zagrożenia byłem w stanie natychmiast gdzieś się schować. Odczekałem, aż kobieta wróci do domu i rozłożyłem sobie zachomikowaną tu matę do ćwiczeń. Zapowiadał się długi dzień.
Zdecydowałem się na powrót do domu dopiero późnym wieczorem, kiedy mój żołądek bardzo wyraźnie domagał się napełnienia czymś pożywniejszym niż owocami, które zrywałem z jabłoni za oknem. We trójkę siedzieli w salonie, oglądając jakiś program kulinarny kiedy przekroczyłem próg. Słysząc, że ktoś wchodzi, prawie jednocześnie spojrzeli w moją stronę. Ze spojrzenia wyczytałem ulgę, ale i wręcz poczułem karcące promienie bijące od niej.
-Martwiłam się o ciebie-wydęła wargi i skrzyżowała ręce na piersi gdy podszedłem do kanapy-Mogłeś wrócić wcześniej-powiedziała oskarżycielsko
-Bywasz straszna, kiedy chcesz się zemścić-zaśmiałem się i poczochrałem ją po włosach-Idę coś zjeść, a potem ci coś pokażę, okej?-zaproponowałem, a ona pokiwała głową
Widząc jej zniecierpliwienie zaśmiałem się i szybko zjadłem odgrzane danie, a już po chwili ciągnąłem ją na górę. Zaprowadziłem do "swojego" pokoju, gdzie usiadła na wysuszonym już materacu. Wyciągnąłem z szafki nieduży album i usiadłem obok kobiety.
-Jest jeszcze z czasów, gdy moja mama miała hopla na punkcie robienia zdjęć. W większości są to moje z różnych zawodów, ale jest kilka z tobą-pokazałem jej te włożone z przodu-Ładnie na nich wyszłaś-powiedziałem, podając jej fotografię-To dla ciebie-uśmiechnąłem się-Żeby przywracało wspomnienia, kiedy mnie nie będzie-przytuliłem ją
-Jest naprawdę śliczne-uśmiechnęła się-Dziękuję-odwzajemniła uśmiech i schowała zdjęcie, gdzie stoimy pod kasztanowcem do portfela-Muszę je sobie powiesić w jakimś ładnym miejscu-powiedziała rozmarzona i oparła się o moje ramię-Wiesz, jesteś prawdziwym skarbem Anders-powiedziała, a ja nie wiedząc, jak zareagować, po prostu mocno ją przytuliłem
___________
Walczyłam z wattpadem, ale w końcu dzisiaj udało mi się coś wrzucić
CZYTASZ
Szałas Z Dębowych Gałązek
FanfictionKiedy jest się dzieckiem wszystko wydaje się być łatwe, a za największe zmartwienie uznaje się zakaz zabawy na podwórku. Jedynym problemem okazuje się fakt, że nie można na zawsze pozostać dzieckiem, a niecodzienne sytuacje z czasem zaczynają nas pr...