Sofie
Nawet na północy Norwegii dało wyczuć się zmianę temperatury powietrza między zimą a latem. Kiedy sypał śnieg, a największe mrozy nie zachęcały do wyjścia na dwór razem z Andersem potrafiliśmy przesiedzieć cały dzień grając w gry. Zazwyczaj były to zabawy logiczne albo łamigłówki, więc niestety to on wygrywał, bo zaczął się już przygotowywać do szkoły. Kiedy jednak nadchodziła odwilż, a spod śniegu zaczynały wychodzić pierwsze kwiatki od razu porzucaliśmy ciepły domek i opatuleni w szaliki ruszaliśmy ku przygodzie. Jesienią ostatniej klasy przedszkola zbudowaliśmy sobie wspaniałą bazę niedaleko naszych domów, więc gdy tylko zima się skończyła poszliśmy zobaczyć jak się trzyma. Niewielki szałas w dalszym ciągu stał oparty o duże drzewo, choć sporo gałęzi budujących go rozsypało się dookoła.
-Zróbmy jeszcze fajniejszy!-zaproponował żywo Anders i rozwiązał gruby sznur przytrzymujący gałęzie w pozycji, która uniemożliwiała mu zawalenie się
Jak na zawołanie wszystkie patyki upadły na ziemię.
-Ale jak chcesz zrobić większy? Przecież wykorzystaliśmy cały pień na zbudowanie tego-wskazałam na resztki z budowli, którą tak się zachwycaliśmy
-Znajdziemy lepsze miejsce, więc i nasza kryjówka będzie lepsza-stwierdził z przekonaniem i zaczął zbierać grubsze i cieńsze drewienka
Ponieważ współpracowaliśmy nie zajęło nam to dużo czasu i po kilku minutach na ziemi nie leżała już ani jedna gałązka którą moglibyśmy wykorzystać. Zostawiając na śniegu ślady zaczęliśmy iść przed siebie, coraz bardziej oddalając się od domu.
-Ej, chyba nie powinniśmy iść tak daleko-stwierdziłam jako ta starsza i teoretycznie bardziej odpowiedzialna
-Spokojnie, Sofie, przecież wiesz, że znam ten las na pamięć-zaśmiał się
-No niby tak, ale ja się boję-powiedziałam spoglądając w stronę, z której przyszliśmy
-Niech ci będzie-westchnął-To chodź, cofniemy się, bo widziałem tam fajne drzewo
-I dopiero teraz o tym mówisz?-spytałam zła, że kazał mi tyle iść tak daleko na marne
-Myślałem, że znajdziemy lepsze-wytłumaczył i wracając po naszych śladach dotarł do tego "cudownego pieńka"
Po liściach wywnioskowałam, że okaz, który tak spodobał się mojemu przyjacielowi to dąb, więc nie można było się dziwić, że miał gruby pień. Ponieważ i mi przypadł do gustu zaczęliśmy rozstawiać gałązki. Po długiej, mozolnej pracy w końcu można było wszystko związać. Z powodu, że Anders dalej nie nauczył się wiązać sznurowadeł to ja musiałam zrobić kokardkę na czubku naszej kryjówki. Nie sięgałam jednak na sam szczyt, więc zrezygnowana oddałam linę chłopcu.
-Nie dam rady-mruknęłam cicho-Jestem za niska-westchnęłam
-No dawaj, dasz radę!-dopingował mnie-Jak nie zawiążesz, to nam się rozwali-"dodawał mi otuchy"
Spróbowałam więc jeszcze raz, stając na palcach najwyżej jak umiałam i zaczęłam wiązać. Nie przewidziałam jednak, że mogę stracić równowagę i przewrócić się, jednocześnie niszcząc całą konstrukcję szałasu. Spojrzałam na rozwaloną budowlę, a w moich oczach pojawiły się łzy. Zupełnie nie chciałam, żeby tak wyszło. Chciałam już przeprosić przyjaciela, kiedy zauważyłam, że przygląda się mi, a nie zawalonej bazie.
-Nic ci nie jest?-spytał pomagając mi wstać, a ja pokręciłam głową
-Szkoda tylko, że zawaliłam to nad czym tak długo pracowaliśmy-otarłam oczy rękawem kurtki
-Nie przejmuj się-jak zwykle szeroko się uśmiechnął-Nie masz wpływu na swój wzrost-pokazał mi język, co od razu poprawiło mi humor i sprawiło, że zapomniałam o połamanych gałęziach
-Za to ty mógłbyś wreszcie nauczyć się wiązać buty-zaśmiałam się i odpowiedziałam tym samym
Musieliśmy wyglądać przekomicznie. Niska dziewczynka o ciemnych włosach pokazująca język dużo wyższemu koledze.
-Osz ty-zaśmiał się-Tak chcesz się bawić?-spytał kiedy oberwał ode mnie śnieżką
W ten sposób rozpoczęliśmy kolejną w tym roku bitwę na śnieżki. gdyby nie to, że szybko zrobiło się ciemno pewnie rzucalibyśmy się jeszcze długo, mimo przemokniętych ubrań, ale uznaliśmy, że trzeba wrócić do domu. Bliżej wyjścia z lasu był mój domek, więc to tam poszliśmy się zagrzać. Kiedy zobaczyłam się w lustrze parsknęłam śmiechem. To samo zresztą zrobił Anders, bo oboje wyglądaliśmy jak zmokłe kury. Włosy sprawiały wrażenieświeżo umytych, a na spodniach, dużo jaśniejszym kolorem, odcinała się część, którą od oberwania broniła kurtka. Kiedy moja mama nas zobaczyła też nie mogła się nie śmiać. W końcu nie codziennie miała okazj widzieć nas w takim stanie.
-Zdejmijcie te mokre rzeczy i chodźcie na herbatę, bo na pewno zmarzliście-pokręciliśmy głowami-W takim razie i tak chodźcie. W końcu sama nie zjem całego ciasta-zachichotała i zniknęła w kuchni, a my po kilku chwilach do niej dołączyliśmy
Anders
Ostatecznie bazę skończyliśmy dopiero pod koniec czerwca, ale przy jej budowie było mnóstwo frajdy. Często byliśmy tuż-tuż od zakończenia, kiedy gałązki po prostu się przewracały. Gdy jednak nam się udało spędzaliśmy tam dosłownie całe dnie. Nie zależnie od pogody potrafiliśmy siedzieć w naszym szałasie i przyglądać spacerującym żuczkom. Czasami jednak nie mogliśmy przyjść do bazy rano, bo któreś z nas musiało coś zrobić, a ustaliliśmy, że chodzimy tam tyko we dwójkę. Dlatego mocno się zdziwiłem, kiedy któregoś dnia, pod koniec wakacji, Sofie nie było w domu. Jej mama powiedziała, że wyszła już jakiś czas temu mówiąc, że idzie do mnie. Podziękowałem za informacje i szybkim krokiem ruszyłem w kierunku dużego dębu, gdzie spodziewałem się zastać przyjaciółkę. Nie myliłem się. Siedziała niedaleko naszej kryjówki z kolanami podciągniętymi pod brodę i głową opartą na nich, dlatego pewnie nie zauważyła, kiedy przyszedłem.
-Sofie? Coś się stało?-spytałem podchodząc bliżej
-Tak-dziewczynka podniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy swoimi, pełnymi łez, ciemnoniebieskimi tęczówkami
Usiadłem obok niej i przytuliłem mocno, bo czułem, że tego właśnie teraz potrzebowała.
-Skoro tak, to co to było?
-No bo dzisiaj usłyszałam jak mama i tato mówili...-głos jej się załamał-Że już nie mogą się doczekać, kiedy wreszcie zamieszkamy w Oslo-po rumianych policzkach spłynęły słone krople
Siedziałem jak skamieniały i nie mogłem wydusić z siebie ani słowa.
-To znaczy, że po twoim wyjeździe więcej się nie zobaczymy-szepnąłem i przycisnąłem do siebie najmocniej jak potrafiłem, a ona pokiwała głową
Posiedzieliśmy tak jeszcze trochę, do czasu, aż Sofie przestały płynąć łzy.
-Skoro tak, to chodźmy wykorzystać najlepiej czas, który mamy!-powiedziałem na pozór wesoło i pociągnąłem dziewczynkę w stronę najbardziej interesujących części lasu
________________
Powinnam się uczyć, a nie bawić w pisane, ale co tam. Sprawdzian z historii nie może być aż tak trudny
CZYTASZ
Szałas Z Dębowych Gałązek
FanfictionKiedy jest się dzieckiem wszystko wydaje się być łatwe, a za największe zmartwienie uznaje się zakaz zabawy na podwórku. Jedynym problemem okazuje się fakt, że nie można na zawsze pozostać dzieckiem, a niecodzienne sytuacje z czasem zaczynają nas pr...