Ściskałem w prawej ręce papier śniadaniowy w którym były kanapki ze śniadania dla Martiny, a w lewej telefon, jakby coś do mnie napisała.
Umówiła się ze mną, żebym znalazł ją w ten sposób, że po tym jak na pierwszym skrzyżowaniu skręcę w lewo; bo tylko tyle pamiętała ze swojej przebytej trasy, będę z całej siły krzyczał jej imię, a ona moje i w ten sposób jakoś ją odnajdę.
Tak naprawdę, nie wiem dlaczego się zgodziłem, by włóczyć się po lesie i jej szukać, ale przecież nie zostawię jej na pastwę losu, a poza tym, ogromnie mi się nudziło.
Facu i Ruggero byli dobrymi towarzyszami, ale nie dłużej niż na kilkanaście minut, bo po tym po prostu zaczynali masakrycznie irytować. Zachowywali się czasami dziwacznie i nie mogłem znaleźć z nimi wspólnego języka.
Innych osób nie zdołałem poznać, więc nie miałem z kim gadać, a nie chciało mi się ciągle udawać, że żarty chłopaków z mojego pokoju mnie śmieszą.
Mieliśmy przez najbliższe pół godziny czas wolny, a dopiero potem zaczynały się zajęcia, więc byłbym teraz zmuszony do spędzania z nimi czasu.
-MARTINA!! -wydarłem się na całe gardło, chcąc, by mnie usłyszała.
Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie wyprawiałem.
Nikt mi nie odpowiedział, więc wzruszyłem ramionami i ruszyłem dalej, zgadując gdzie skręcić, by dojść do dziewczyny. Starałem się zapamiętać każdy zakręt.
Po kilku minutach, usłyszałem ciche nawoływania, w których dało się słyszeć moje imię. Były niewyraźne, ale jednak były, więc oznaczało to, że Martina nie jest tak daleko.
-MARTINA! -wrzasnąłem. -JESTEŚ TAM?!
-TAK! -odpowiedział mi jej głos.
Czułem, że oboje będziemy mieli zdarte gardła, zanim w ogóle zaczną się zajęcia ze śpiewu.
Rozpoczęło się żmudne odnajdywanie siebie nawzajem po dźwiękach, aż w końcu dostrzegłem zdyszaną szatynkę, wyłaniającą się za drzew.
Kiedy tylko mnie dostrzegła, pobiegła w moją stronę.
-Jorge! -powiedziała, tym razem już cichszym głosem, niż wcześniej. -Ja naprawdę ci dziękuję, serio. Gdyby nie ty, wszyscy uznali mnie za taką niezdarną i w ogóle, Pablo pilnowałby mnie do końca obozu...
Ledwo powstrzymałem się od śmiechu, kiedy zobaczyłem, jak bardzo jest speszona tą całą sytuacją. Była cała czerwona, jedno słowo myliło się jej z drugim, mówiła bardzo szybko i miała spuszczoną głowę.
Wzruszyłem ramionami.
-Nie ma sprawy, Martina. -odparłem, podając jej woreczek ze śniadaniem. -Trzymaj.
Spojrzała na mnie wzrokiem, jakbym conajmniej ocalił ją od śmierci głodowej i zaczęła wyciągać pierwszą kanapkę.
Zaczęliśmy iść w stronę najbliższego skrzyżowania ścieżek. Na szczęście dokładnie zapamiętałem, gdzie skręcić.
-Jorge, naprawdę ogromnie dziękuję, kiedyś ci się odwdzięczę, serio... -zaczęła mówić.
-Okej, ale więcej już mi tak nie dziękuj, powiedziałem, że nie ma sprawy. -mruknąłem.
Dziewczyna prędko odwróciła ode mnie wzrok, a jej policzki się jeszcze bardziej zaróżowiły.
Musiałem ugryźć się w język, żeby się nie roześmiać. Chyba naprawdę było jej bardzo głupio.
![](https://img.wattpad.com/cover/141444370-288-k757819.jpg)
CZYTASZ
music camp || jortini✔
FanfikceJorge i Tini jadą na obóz muzyczny, oboje bynajmniej nie z powodu, że chcą. Przypadają sobie nawzajem do gustu już pierwszego dnia, ale z każdym kolejnym spędzają ze sobą coraz więcej czasu. W końcu zaczyna coś między nimi iskrzeć, ale oboje zaprzec...