Do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach lasu, a gdzieś nad moją głową przeleciały śpiewające głośno ptaki.
Ostatnia rozgrzewka na tym obozie.
Kiedy o tym myślałam, czułam dziwny, nieprzyjemu uścisk w sercu. Naprawdę było mi przykro, że obóz, na który pojechałam tylko ze względu na prośbę mojej mamy, się kończył.
Bo chociaż na początku uważałam, że ten pomysł był radykalny, wcale się takim nie okazał. Muzyczny obóz to był strzał w dziesiątkę - bardziej pokochałam śpiewanie, tańcznie, granie na pianinie, gitarze i bardziej też się w tym rozwinęłam.
No i poza tym, poznałam mnóstwo cudownych osób, których na sto procent będzie mi brakowało. Mimo tego, że Cande i Mechi czasem bywały irytujące, naprawdę je polubiłam i wiedziałam, że będzie mi brakowało plotkowania z nimi. Z Eleną, która też czasem wymyślała niedorzeczne teorie na temat par obozu, zawsze świetnie się rozmawiało, bo miała do opowiedzenia tysiące ciekawych historii ze swojego życia - przy niej nie można było się nudzić. Diego, mimo tych początkowych niezgodności między nami i sztucznego związku, był naprawdę wspaniałym i pomocnym przyjacielem. Z Ruggero, Facu i Carlosem doprawdy nie rozmawiałam aż tak dużo, ale wystarczająco, by stwierdzić, że też byli genialni.
No i był jeszcze Jorge.
Poczułam uścisk w klatce piersiowej, kiedy o nim pomyślałam. Uniosłam głowę i odnalazłam go wzrokiem. Biegł z przodu grupki, nie okazując żadnych oznak zmęczenia. Naprawdę miał dobrą kondycję.
Mimo wczorajszego wydarzenia z kajakami i tego, że się chyba pogodziliśmy, wciąż nie do końca byłam pewna, jakie mieliśmy ze sobą relacje. A przecież obóz się kończył. Kiedy stąd wyjedziemy, pewnie już nigdy go nie zobaczę... Tak samo innych osób, których tutaj poznałam.
Poczułam, jak łzy napływają do moich oczu. O Boże, naprawdę płakałam? W którym momencie ci wszyscy ludzie stali się dla mnie tak ważni?
Starłam łzy ręką, nie pozwalając, by wypłynęły kolejne. Przecież to nie był do końca ostatni dzień obozu. Było jeszcze jutro... Wprawdzie jedyne, co wtedy będziemy robić, to gorączkowe pakowanie walizek i odbycie kilkugodzinnej podróży w autokarze, który zawiezie nas z powrotem do Buenos Aires, ale zawsze coś.
-Tini! -usłyszałam męski głos, więc odwróciłam głowę w jego stronę.
Jorge pojawił się obok mnie.
-Co? -spytałam, bojąc się spojrzeć mu w oczy.
-Co ty wyprawiasz? Czemu dalej biegniesz?
Zatrzymałam się, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami. O co mu chodziło?
Po chwili zrozumiałam, że byłam na tyle zamyślona, że nie zauważyłam, że wszyscy się zatrzymali, tworząc coś ála kółko i zaczęli wykonywać ćwiczenia gimnastyczne, które pokazywał im Pablo. Walnęłam się otwartą dłonią w twarz.
-Ten las sprawia, że jestem głupsza, poważnie. -mruknęłam.
Jorge zaśmiał się, ale po chwili nagle spoważniał. Jego zielone oczy spotkały się z moimi i zaczęły przyglądać mi się bardzo uważnie. Zarumieniłam się, nie do końca wiedząc o co mu chodzi.
-Tini, co się stało? -spytał, podchodząc bliżej i łapiąc mnie za rękę, co wywołało u mnie przyjemne uczucie ciepła.
A więc wciąż było widać, że przed chwilą prawie się poryczałam z tak durnego powodu... Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-Nic, po prostu komar wpadł mi do oka. -wymyśliłam na szybko, wzruszając ramionami.
Szatyn spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
CZYTASZ
music camp || jortini✔
Fiksi PenggemarJorge i Tini jadą na obóz muzyczny, oboje bynajmniej nie z powodu, że chcą. Przypadają sobie nawzajem do gustu już pierwszego dnia, ale z każdym kolejnym spędzają ze sobą coraz więcej czasu. W końcu zaczyna coś między nimi iskrzeć, ale oboje zaprzec...