-Szybko, szybko, ładować te bagaże! Nie będę czekać cały dzień. -krzyczał kierowca autokaru.
Nie łatwo było posłuchać jego próśb, kiedy wszyscy wokół mnie pchali się, by jak najszybciej pozbyć się swojej walizki i gitary. W końcu jednak, po kilku minutach mi także udało się wsadzić moje rzeczy do tego śmiesznego bagażnika z boku autokaru.
Drzwi od pojazdu otworzyły się i wszyscy zaczęli do niego wchodzić, znowu się pchając, by zająć najlepsze miejsca. Przewróciłam oczami, widząc ich zachowanie i stanęłam na końcu tej śmiesznej kolejki.
Rzuciłam okiem na ośrodek, w którym spędziłam ostatnie trzy tygodnie. Wciąż nie zdążyłam się oswoić z myślą, że już opuszczałam to miejsce. Wszystko działo się tak szybko: gorączkowe ostatnie dopakowywanie walizek, zamiatanie w swoich pokojach, sprawdzenie pod łóżkami i szafami, czy czegoś się tam nie zostawiło, ostatnie śniadanie... i już musieliśmy ruszać do Buenos Aires.
Po kilku minutach znalazłam się w środku autokaru i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Jorge, który miał ze mną siedzieć - zupełnie tak jak wtedy, kiedy tutaj jechaliśmy. Wtedy jednak był dla mnie kimś zupełnie obcym, a teraz - moim chłopakiem.
Wreszcie go znalazłam - siedział za Facu i Ruggero. Uśmiechnął się do mnie, kiedy nasze spojrzenia spotkały się. Podeszłam do niego i zajęłam swoje miejsce.
-Nie wierzę, że to już koniec. -powiedziałam, łapiąc go za rękę.
-Ja też nie. Strasznie szybko to wszystko minęło, co nie?
Pokiwałam głową.
Szybciej niż tego chciałam, autokar ruszył, zostawiając za sobą miejsce, w którym zdobyłam masę wspomnień. W przeciągu kilku chwil krajobraz za naszym oknem zmienił się w niewyraźną plamę szybko przesuwających się drzew i słupów elektrycznych.
Nagle Pablo stanął na środku pojazdu, stukając dłonią w mikrofon. Wszyscy zwróciliśmy wzrok w jego stronę.
-To był pierwszy tego typu obóz, który zorganizowałem razem z Angie, Gregorio i Jackie -zaczął mówić- i był naprawdę wspaniały. Dziękuję wam za wasze zaangażowanie w zajęcia i za wasze wspaniałe występy na festiwalu. Ten obóz był tak dobry, że jestem pewien, że za rok znowu go zorganizujemy, więc bardzo zachęcam do pojechania na niego.
Zaczęłam się zastanawiać. Czy chciałabym pojechać na taki obóz w następne wakacje? Pewnie za rok pojawią się nowe osoby, a niektórzy z osób, z którymi najbardziej się tutaj zaprzyjaźniłam, nie pojadą i wtedy to już nie to samo... Miałam cały rok, by to przemyśleć.
Słowa Pablo spowodowały, że znowu zaczęłam martwić się o to, że stracę z tymi wszystkimi ludźmi kontakt, a naprawdę tego nie chciałam... Zerknęłam na Jorge. Kochałam go i on też mówił, że mnie kocha... Ale co jeżeli nie kochał mnie na tyle mocno, by chcieć ze mną się dalej spotykać po obozie?
-Hej, Tini, o czym tak myślisz? -spytał Jorge, a ja wróciłam do rzeczywistości. -Co się dzieje?
Starł moją łzę, która zaczęła spływać po moim policzku? O Boże, znowu się prawie poryczałam z takiego głupiego powodu?
Ścisnęłam jego rękę.
-Boję się, że cię stracę, Jorge... -wyznałam łamiącym się głosem.
Odwróciłam wzrok, nie do końca pewna jego reakcji. Przez dłuższą chwilę nic nie odpowiadał, jakby zastanawiając się, co powiedzieć.
-Wiesz co, Tini? -zaczął mówić- Na początku wcale nie chciałem jechać na ten obóz.
![](https://img.wattpad.com/cover/141444370-288-k757819.jpg)
CZYTASZ
music camp || jortini✔
FanficJorge i Tini jadą na obóz muzyczny, oboje bynajmniej nie z powodu, że chcą. Przypadają sobie nawzajem do gustu już pierwszego dnia, ale z każdym kolejnym spędzają ze sobą coraz więcej czasu. W końcu zaczyna coś między nimi iskrzeć, ale oboje zaprzec...