Rozdział 8

219 7 5
                                    

James

Wstałem o 7:30, ciągle myśląc o pomyśle Łapy. Wstałem i poszedłem się ubrać gdy wyszedłem z łazienki była 7:36. Całkiem dobry czas, szybko zszedłem na śniadanie. Gdy przekroczyłem próg Wielkiej Sali zobaczyłem moją ukochaną. Podszedłem do niej i usiadłem obok. 

-Hej Evans. Powiedziałem. Dziewczyna tylko przewróciła oczami, kochałem jak to robi.

-Ugh Czego chcesz. Powiedziała z irytacją w głosie

-To co zawsze. Odpowiedziałem z uśmiechem.

Na tym zakończyła się nasza rozmowa bo do Lily dosiadła się Dorcas. Kiedyś nie pomyślałbym nawet że będzie mi się podobać Lily Evans. Uważałem ją za niestabilną emocjonalnie, kogoś kogo łatwo zdenerwować. Nagle do sali wszedł Syriusz i dosiadł się do mnie. Rozmawiałem z nim o dzisiejszym meczu Quidditch'a. Gdy zjadłem poszedłem na lekcje. Lekcje mi jakoś zleciały i poszedłem na boisko. Ubrałem się w strój do quidditch'a. I zaczęła się gra, wyleciałem w powietrze i rozglądałem się po całym boisku w poszukiwaniu złotej małej piłeczki. Nie mogłem jej znaleźć więc szukałem na trybunach rudej czupryny i ją znalazłem. Uśmiech sam cisną mi się na usta. I nagle ujrzałem złoty znicz. Poleciałem w tamtą stronę i po chwili miałem go w ręce. Wygraliśmy. 

Narracja 3-osobowa 

Trybuny oszalały a Lily kiedy zaczęły się krzyki wiwaty i śmiechy podniosła wzrok zza książki. Lily zobaczyła jak James Potter trzyma znicza. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się sama do siebie gdy ich spojrzenia się spotkały zarumieniła się. Sama nie wiedziała w sumie dlaczego. Przecież To JAMES POTTER największy arogant jakiegokolwiek spotkała. Człowiek który wali zaklęciami na prawo i lewo, tylko jak ktoś mu podpadnie. Przewróciła oczami i wyszła z trybun aby jak najszybciej znaleźć się w wieży Gryffindor'u. Gdy była już blisko ktoś złapał ją za nadgarstek. Był to jej przyjaciel Severus.

-Gdzie tak pędzisz? Zapytał z uśmiechem.

-Do wieży, idę się uczyć.

-Bo wiesz co, mam sprawę...

-No to słucham.

-Bo wiesz...- Nagle ktoś mu przerwał, był to Regulus Black.

-Severus musimy iść

-Dobrze. To później dokończymy rozmowę Lily, okej?

-Okej.- Odpowiedziała z uśmiechem.

I zniknęli za zakrętem. Lily poszła w kierunku wieży. Gdy doszła do swojego dormitorium usiadła na łóżku i zaczęła czytać podręcznik od eliksirów. Po godzinie schowała podręcznik i poszła na kolację. Usiadła, na ostatnim wolnym miejscu. Niestety było to miejsce na przeciwko James'a. Lily napiła się się soku z dyni i usłyszała głos James'a. 

-Lily?

- Tak?- Odpowiedziała dziewczyna, sama nie wiedziała dlaczego James stał się tak jakby bardziej...przystojny?

Po chwili obaj udali się poza Wielką Salę trzymając się za ręce. James korzystając z okazji że jego miłość go nie odpycha przybliżył jej twarz do swojej. Spojrzał w jej piękne szmaragdowe oczy. Zielonookiej zaczęły się trząść nogi i upadła. James ciągle w szoku wziął na ręce ukochaną i pobiegł z nią do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey pokazała chłopakowi łóżko na którym chwilę później leżała Lily. Pielęgniarka kazała James'owi wyjść. Chłopak niechętnie opuścił Skrzydło Szpitalne. Udał się smutny do swojego dormitorium. Gdy się już znalazł w dormitorium zastał tam Łapę. 

-Skąd miałeś ten eliksir!!!?

-Nie wiem widziałem go w gabinecie Profesora Slughorna w kociołku z boku więc wziąłem więc trochę do fiolki.

"Szmaragdowe Orzechy"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz