Rozdział 2

726 45 6
                                    

Kylo Ren
Przede mną roztaczał się widok na całą galaktykę. Miliony planet i gwiazd migotały na czarnym tle. Stałem pośrodku wielkiej sali, służącej za centrum dowodzenia. Wokół pracowali technicy, skupieni na swoich zadaniach. Obojętnym wzrokiem wpatrywałem się w kolejne statki lecące w kierunku planety. Corellia to ojczyzna mojego ojca. Zmarszczyłem brwi. Chociaż nie mam ochoty nawet patrzeć na coś po czym stąpał ten przemytnik to przejęcie władzy nad tym sektorem znacznie pomoże Najwyższemu Porządku. Corellia leży w bogatym regionie, co zapewni nam fundusze na odbudowę statków, które zniszczył Ruch Oporu. Przeklęci rebelianci, którzy nie wiedzą kiedy odpuścić. Byłoby po nich gdyby nie mój stary mistrz. Skywalker zdołał tylko przedłużyć ich życie, lecz nawet on wiedział, że prędzej, czy później dopadnę ich i nie zaznają wtedy żadnej litości. Zastanawiają mnie tylko słowa mojego wuja, czy on naprawdę myślał, że nędzne przeprosiny, zrekompensują mi ból jaki przeżywałem przez te wszystkie lata, w których jednym sensem mego życia stało się zabijanie i obietnica władzy?! Nazwał wtedy Rey ostatnim Jedi, gwiazdą dla rebelii, która wskaże im drogę. Tylko, że to jej samej trzeba pomóc. Obydwoje mamy mętlik w głowach, nie wiemy co robić dalej, czy strona, którą wybraliśmy i wybory, które podejmujemy są słuszne. Każde z nas zostało wykorzystane i oszukane. Dlatego myślałem, ze znalazłem w tej niezwykłej dziewczynie bratnią duszę, kogoś kto mnie zrozumie i zawsze będzie obok. Mimo iż, każdy kogo w swoim życiu spotkałem mnie zdradził; rodzice, oddając mnie do Akademii, wuj, próbując mnie zabić oraz Snoke, który po prostu mną manipulował, zdołałem jej zaufać. Stała się dla mnie bardzo ważna, poświęciłem dla niej wszystko. Ale gdy chciałem, by do mnie dołączyła, dostrzegła, że razem moglibyśmy stworzyć coś nowego, bez ludzi, sterujących nami jak kukiełkami, odmówiła i tak jak reszta, zdradziła mnie. Razem bylibyśmy niepokonani, ale ona to odrzuciła, nie potrafi zrozumieć, ze wartości, w które wierzy są tak naprawdę wielkim kłamstwem. Chce być jak Jedi, lecz nie wie, ze to przez ich pewność siebie oraz pychę upadli. Chcieli szerzyć pokój i mądrość w galaktyce, a tymczasem nie zauważali ile błędów popełniali. Taki sam był Luke, pamiętam historie z dzieciństwa, których słuchałem z zafascynowaniem, jak mój dziadek zabił Imperatora i tym samym ocalił własnego syna. Coś mi to przypomina. Luke za tamtych czasów był mądry, nie kierował się kodeksem Jedi tylko własnymi przeczuciami i chęcią ocalenia bliskiej osoby. Niestety zakładając Akademię, stał się taki sam jak inni, bał się nawet stanąć ze mną do pojedynku, próbował zabić mnie w środku nocy. Do dziś w mojej pamięci pozostaje wyraz jego twarzy i chęć mordu w oczach, godna najpotężniejszych Sithów. Stał się tchórzem. Rey także, przeraziła ją myśl, ze to ja mam racje. Dlatego odeszła i dlatego ją zniszczę. Tak jak poprzysiągłem na Crait. Od tamtego momentu moc ani razu nas ze sobą nie połączyła. Nigdy nie wierzyłem, ze to był Snoke, chciał nas tylko zmanipulować. Podczas naszego ostatniego spotkania, nie wiem dlaczego, ale chciałem, by Rey po prostu do mnie wróciła. Ale ona została kolejnym Jedi, pragnącym wytępić zło i uratować świat, na szczęście już ostatnim.

Star Wars IXOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz