Ko spojrzała na mnie, marszcząc brwi. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz milczała.
- To niemożliwe- szepnęła, kręcąc głową- Nie, to nieprawda- powiedziała stanowczo, nadal biegnąc.
Przed sobą widziałyśmy już najbliższe budynki. Miałam tylko nadzieję, że dotrzemy do nich nim dogonią nas szturmowcy. Zapewne wszystkie patrole w okolicy zostały już powiadomione o naszej obecności.
- Ależ oczywiście, że tak!- wtrąciłam- Mój przyjaciel został w tym mieście, musimy po niego wrócić!- zaprotestowałam. Zwróciłam wzrok na Ko, ale na jej twarzy ujrzałam niedowierzanie i żal.
- To niemożliwe, że chcesz to zrobić!- krzyknęła ze złością.
Nie rozumiałam, co ma na myśli, przecież oczywistym jest, że nie zostawimy tu Finna na pastwę Najwyższego Porządku.
- Mamy po prostu uciec?!
- Tak, i to jak najszybciej- powiedziała, próbując mnie przekonać.
- Jest członkiem Ruchu Oporu, liczy na naszą pomoc!- usiłowałam wybić dziewczynie z głowy jej pomysł.
- A my liczymy na twoją! Tylko ty masz szansę coś zmienić. A skoro Finn jest jednym z nas, z pewnością nie chciałby, żebyś przedkładała jego życie ponad los miliarda innych istot!- stwierdziła dziewczyna.
Nie mogłam temu zaprzeczyć. Finn już raz chciał się poświęcić, lecz nie pozwolę mu na to po raz kolejny. Jednak, wracając teraz po niego mogę narazić życie Ko i całej załogi Sokoła.
- Pójdę po niego sama, ty udaj się do Maz i czekaj na nas na statku- rozkazałam.
- Nie możesz! Razem musimy iść do Maz! Rey!- krzyki Ko odbijały się echem po uliczce, lecz ja nie zważając na nie szłam dalej.
Muszę sobie z tym poradzić bez jej pomocy.
Szybkim krokiem udałam się przed siebie, lecz już po chwili poczułam nieprzyjemny ból w klatce piersiowej. Było coraz gorzej. Oparłam się ręką o ścianę i rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu żołnierzy Najwyższego Porządku. Narazie nikogo nie zobaczyłam, ale to za chwilę może się zmienić.Nagle usłyszałam świst pocisku, przecinającego powietrze niecały metr ode mnie. Natychmiast się schyliłam, by dobyć blastera, którym mogłabym unieszkodliwić napastnika. Jednak ktoś mnie w tym uprzedził. Usłyszałam krzyk szturmowca, a następnie dźwięk osuwającego się ciała. Spojrzałam w górę i ujrzałam Ko.
- Chyba nie myślisz, że będę sobie siedziała, podczas, gdy ty narażasz życie dla tego dezertera- powiedziała, podając mi rękę. Spojrzałam się z uśmiechem na wyciągniętą dłoń i złapałam ją, podnosząc się.Ruszyłyśmy w głąb uliczki. Ko trzymała mnie za ramię.
Niestety już po chwili dogonili nas kolejni żołnierze. Natychmiast rozpoczęli ostrzał, a my chcąc uniknąć strzałów schowałyśmy się za kontenerem.
- Skontaktuj się z Finnem, ja zajmę się nimi- nakazała dziewczyna, wychylając się, by strzelić. Pociski latały ponad nami. Nie czekając ani chwili dłużej, pospiesznie wyciągnęłam z kieszeni komunikator.
- Rey! Co się dzieje?- usłyszałam głos przyjaciela. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że odebrał.
- Najwyższy Porządek wie, że jesteśmy na Corousant. Ściagają nas, dlatego musisz wraz z Rose udać się przed szpital. Ko i ja zaraz do was dotrzemy- wyjaśniałam szybko.
- Słabo cię słyszę, gdzie jesteś?- zapytał. Najwyraźniej nie zrozumiał co mówię przez odbywającą się tu strzelaninę. Przyłożyłam komunikator bliżej ust.
- Udaj się z Rose przed szpital, zaraz tam dotrzemy!- powiedziałam głośniej, by chłopak mnie usłyszał.
- Co?!- krzyknął tak głośno, że z urządzenia wyleciał długi pisk, zagłuszający nawet odgłosy strzałów. Natychmiast przyłożyłam sobie ręce do uszu, chcąc odciąć się od hałasu. Strzelanina także ucichła. Po chwili Ko wyrwała z mojej ręki komunikator.
- Weź dziewczynę! Wyjdź przed budynek! Czekaj!- wydała mu instrukcję, mówiąc słowa bardzo głośno i wyraźnie, po czym wyłączyła urządzenie, nie czekając na odpowiedź.Nagle obok mojego ucha przeleciał pocisk. Tego było już za wiele. Szybko chwyciłam swój blaster i postrzeliłam paru szturmowców. Ostatniego wyeliminowała Ko. Obydwie podniosłyśmy się z ziemi. Jednak nie zdążyłyśmy pobiec dalej, gdyż zatrzymał nas kolejny patrol.
- Rzućcie broń i ręce do góry- usłyszałyśmy mechaniczny głos. Stałam przodem do napastników, natomiast Ko odwrócona była do nich tyłem. Wiedząc, że nie zamierzam wykonać ich polecenia, popatrzyła na mnie znacząco. Mimo sporych obaw, wyczułam, że ma plan. Więc pozostało mi jedynie czekać na ruch dziewczyny i mieć nadzieję, że jej się uda. Powoli odwróciła się przodem do żołnierzy. Wyprostowała rękę, trzymając broń i najwolniej jak to możliwe zaczęła się schylać. Szturmowcy, myśląc, że mają nas w garści podeszli do nas z kajdanami. Lecz gdy blaster dziewczyny był parę centymetrów od gruntu, ta chwyciła za spust i pociągnęła za niego. Jeden z żołnierzy upadł postrzelony na ziemię. Drugi, nie zdążył zaatakować, gdyż Ko podcięła mu nogi jednym obrotem. Nie czekając na reakcje pozostałych, szybko dobyłam blastera celując w oszołomionych żołnierzy. W tym samym czasie Ko siłowała się z dwoma napastnikami. Jeden z nich trzymał ją za ramiona, a drugi chciał ją skuć, lecz ta skutecznie odpychała go nogami. Po chwili wymierzyła pierwszemu z nich cios w głowę. Drugiego postrzeliła w kolano. Ten wyjąc z bólu upadł obok innego szturmowca. Gdy już unieszkodliwiłam ostatniego stojącego żołnierza, podeszłam do ciężko oddychającej Ko. Wciąż trzymała w swej ręce blaster. Nagle skierowała lufę w głowę, ledwo żyjącego szturmowca.
- Nie! Przecież- urwałam, bo z broni dziewczyny wyleciały dwa pociski.
Wszyscy leżeli martwi.Nagle ziemia zaczęła drżeć pod wpływem marszu kilkudziesięciu ludzi. Ko rozejrzała się wokół i pociągnęła mnie za sobą. Popchnęła mnie na sam róg ciasnej uliczki, a sama podeszła do kontenera. Oparła się o niego plecami, by go popchnąć. Z dużym trudem udało jej się przesunąć tą zardzewiałą kupę metalu pod mur, tak aby upozorować naszą ucieczkę. Po wszystkim podbiegła do mnie i oparła głowę o ścianę. Stałyśmy w cieniu, więc nikt nie powinien nas zobaczyć. Wstrzymałam oddech i uważnie obserwowałam około pięciu oddziałów szturmowców przebiegających parę metrów od nas. Dowódca spojrzał na postawiony kontener, a następnie przeniósł wzrok na martwe ciała szturmowców. Rozkazał zabrać je z ziemi, po czym przeczesał wzrokiem okolicę. To był ślepy zaułek. Tak jak chciała Ko, pomyślał, że przeskoczyłyśmy przez dosyć sporą ścianę, podsadzając się na kontenerze. Wyjął ze swojego skafandra komunikator i najpewniej skontaktował się z patrolami po drugiej stronie. Następnie pokazał ręką swoim podwładnym, by wracali. Po paru minutach zostałyśmy z Ko same. Zapanowała grobowa cisza, przerywana jedynie wyciem syren.
Dziewczyna uniosła wzrok ku górze, patrząc na dosyć niskie budynki, w porównaniu z innymi drapaczami chmur na tej planecie. Postawiła parę kroków, a następnie chwyciła się starej drabiny, prowadzącej na dach. Zaczęła się wspinać. Ruszyłam tropem blondynki. Gdy znalazłam się wyżej zmrużyłam oczy, przed rażącym słońcem, które przebijało się przez wieżowce. Powoli zachodziło, pozostawiając miasto pod osłoną, nadchodzącej nocy. A więc minęła doba od naszego przylotu.
To stanowczo za długo.
Zerknęłam w górę, lecz nie zauważyłam ani śladu po dziewczynie. Pewnie jest już na szczycie. Chwyciłam ostatni szczebel i wspięłam się na krawędź budynku. Mimo, że nie byłyśmy na dużej wysokości, z łatwością mogłyśmy zaobserwować okolicę. Szpital znajdował się kilka przecznic dalej.
- Mamy szczęście- powiedziałam z uśmiechem- Jesteśmy niedaleko- oświadczyłam, odwracając się w stronę dziewczyny. Stała oddalona ode mnie o parę kroków trzymając się za ramiona. Zmartwiona podeszłam bliżej.
- Czy wszystko dobrze?- zapytałam łagodnym głosem, lecz Ko mi nie odpowiedziała. Położyłam jej dłoń na ramieniu.
- Jeśli coś jest nie...- zamilkłam, bo blondynka odwróciła się i wtuliła się we mnie.
- Nic nie jest dobrze- wyszeptała, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza- Jeszcze nigdy nie odebrałam tylu żyć, co dzisiaj- powiedziała ściszonym głosem. Nie odpowiedziałam jej. Nie widziałam, co może przeżywać. Podczas walki wydawała się taka pewna siebie, jakby miała w tym duże doświadczenie. Myliłam się.
- Jeszcze nigdy nie musiałam- dodała- Zawsze stałam na mostku, pomagałam pani Generał Organie. Odpowiadałam za dane techniczne, nie byłam zmuszona trzymać blastera w ręce. Wysyłałam pilotów do ataku na bazę Starkiller, nigdy samodzielnie nie pilotowałabym jednym z tych statków. Ochraniałam ludzi podczas ewakuacji, a nie zabijałam ich- wyznała łamiącym się głosem. Nie miałam pojęcia jak ją pocieszyć, dlatego tylko przytuliłam ją mocniej. W życiu nie byłam w podobnej sytuacji, na Jakku nikt nie szukał wsparcia. Żadna istota nie użalała się nad sobą, po prostu żyła. Ale to nie było prawdziwe życie.
- Jednak muszę i będę walczyć- odsunęła się ode mnie, wycierając wilgotne policzki.
- Będę stała u twego boku- powiedziała stanowczo. Posłałam jej łagodny uśmiech. Czemu ktoś chciałby za mną podążać? Działam odruchowo, nie myśląc o konsekwencjach. Polegam na przeczuciach, a nie sprawdzonych informacjach. Chcę uratować Finna, bo to mój przyjaciel, pierwsza osoba która nie chciała ode mnie nic w zamian, która pomogła mi w potrzebie. Wiem, że mogę na niego liczyć w każdej sprawie, tak samo jak on na mnie. Dlatego go nie zostawię. Ko uważa mnie za wzór, ale to ja widzę w niej osobę godną naśladowania. Wiem, że jej chęć ucieczki była podyktowana przez strach, ale nie o siebie, lecz o innych. Nie jest samolubna. Walczy tylko o swe ideały, o wolność. Myśli, że dzięki mnie wygramy, lecz nie wiem, czy tak się stanie. Nie mam pojęcia co przyniesie przyszłość, ale za wszelką cenę będę starała się zmienić ją na lepsze. A pomogą mi w tym tacy ludzie jak Ko.