Dziś dzień wyjazdu. Spakowałem siebie i Charliego i poszedłem po śniadanie. Zamówiłem dla niego naleśniki polane syropem klonowym, kakao, tosty, owoce i galaretkę z owocami i bitą śmietaną. Kiedy wróciłem do pokoju chłopak siedział na łóżku. Był jeszcze nie ubrany.
-Dzień dobry gwiazdko - położyłem na półkę tace z jedzeniem i pocałowałem go namiętnie - jak się spało - usiadłem obok niego.
-Cześć tatusiu - przetarł zaspaną twarz - bardzo dobrze - przytulił mnie- gdzie byłeś - zapytał.
-Po śniadanie - położyłem go sobie na kolanach - martwiłeś się - przyłożyłem swoje czoło do jego - ubierz się gwiazdko, zjedz i jedziemy do domu - potarłem nosem o jego. Pokiwał głową i wstał. Jako iż był na go to uderzyłem go w tyłek jak kucał i miałem ciekawe widoki. Pisnął cicho i zarumienił się. Kiedy zjadł wyszliśmy z pokoju. W recepcji zostawiłem kluczyk i poszliśmy do samochodu. Schowałem torby do bagażnika. W czasie drogi powrotnej było bardzo wesoło. Charlie bawił się radiem i jak leciała jakaś fajna piosenka to śpiewaliśmy. Mimo dobrej zabawy ja i tak byłem skupiony na drodze. Nie chciałem spowodować wypadku. Po jakimś czasie kiedy Charlie usnął to zjechałem na jakąś stacje. Z bagażnika wyjąłem koc i przykryłem nim Charliego. Charlie słodko spał cicho chrapiąc. Prawdopodobnie coś mu się śniło. Uśmiechał się i mamrotał coś pod nosem.
Około dwudziestej drugiej byliśmy u Charliego pod domem. Z bagażnika wyjąłem jego torbę i zaniosłem ją do jego domu. W salonie siedziała ciocia Karen z Brooke i oglądały jakąś bajkę. Wybiegłem szybko do samochodu i delikatnie wziąłem Charliego na ręce. W jego pokoju położyłem go na łóżku i zdjąłem mu niepotrzebne ubrania czyli bluzę, spodnie i buty. Założyłem na niego dresy i przykryłem kołdrą. Pocałowałem go w czółko i wyszedłem z pomieszczenia.
-Leo - zawołała Brooke kiedy mnie zauważyła - gdzie Charlie - zapytała mnie i przytuliła. Kiedy położyła swoje ręce na moje plecy cicho zasyczałem z bólu. Rany po pięknym wieczorze z Charliem jeszcze się nie zagoiły i trochę bolą - co się stało Leo - spojrzała na mnie zdziwiona.
-Umm...kot mnie podrapał - spojrzałem na panią Karen i zarumieniłem się. Wiedziałem że wie o co mi chodzi ale nie mówiła o tym przy Brooke.
-To co wy tam robiliście - ciągnęła dalej.
-Uwierz mi Brooke. Ciekawe rzeczy i to bardzo - przypomniałem sobie jęki Charliego i to jaki był seksowy i uśmiechnąłem się do siebie - ale Charlie jest w lepszym stanie - Brooke spojrzała na mnie nie rozumiejąc.
-Go kot nie podrapał - usłyszałem śmiech cioci.
-Nie booo...- szukałem odpowiedniego wytłumaczenia - zdążyłem tego kota odgonić - bardziej zapytałem niż odpowiedziałem. Byłem cały czerwony. - wiesz jest późno a ja jestem zmęczony pójdę już - wybiegłem z pokoju. Kiedy byłem w domu zostawiłem torbę i poszedłem do pokoju Tilly. Miała tam lustro więc bez problemu mogłem zobaczyć co mam na plecach.
-Leo co ci się stało - usłyszałem głos Tilly. - to nie wygląda za dobrze. MAMO- zawołała.
-Matilda nienawidzę cię za - to warknąłem w jej stronę.
-Co się dzieje - nasza mama wbiegła do pokoju - Leooo - pokręciła głową - chodź opatrzę ci to - wyszła. Spojrzałem tylko krzywo na siostrę i poszedłem za nią. No to nie moja wina że tak bardzo potrafię podniecić mojego chłopaka. Nadal w głowię siedzi mi to jak jęczy kiedy go całowałem albo jak robię mu loda. Był cały czerwony. Jego oczy były zamknięte a on jęczał. Było cudownie i nie żałuje tego. I mam nadzieje że on też nie. Kiedy byłem w kuchni mama wacikiem namoczonym wodą utlenioną przemywała mi rany. Bandażem owinęła mi klatkę piersiową chociaż ja tego nie potrzebowałem - a użyliście przynajmniej tego co wam dałam - zapytała. Zrobiłem się ponownie czerwony - więc nie -westchnęła - idź już do pokoju. Złapałem telefon i udałem się do pokoju. Napisałem jeszcze do Charliego aby spał dobrze i sam usnąłem.
CZYTASZ
True Friend - Chardre
FanfictionCharlie od dziecka przyjaźni się z Leondre. W szkole Leo jest dość popularny, a Charles to cicha myszka i przez to w szkole się z niego śmieją. Leo wie o tym, ale Charlie nie karze mu z tym nic robić. Czy ich przyjaźń przerodzi się w coś mocniejsz...