Pozycja 9 - Eichen

233 28 19
                                    

„Kłótnie nie trwałyby długo, gdyby wina leżała tylko po jednej stronie." ~ François de La Rochefoucauld

Gwiazd naszych wina

     Porażka. Leżałam na brzuchu na swoim łóżku, ukrywając twarz w poduszce, chociaż nadal miałam pełny makijaż. Jęczałam żałośnie, kiedy tylko pomyślałam sobie o kolacji u Roscoe. To była kompletna katastrofa, przynajmniej z mojej perspektywy. Tak cieszyłam się na myśl, że poznam Austin i Nasha, obawiałam się, że coś pójdzie nie tak, ale finalna wersja była jeszcze gorsza. Teoretycznie nic takiego się nie stało, ale fakt, że Austin dowiedziała się o nas prawdy, jakoś mnie podłamał.

     Zaczynając od początku, stres zjadał mnie do tego stopnia, że robiło mi się niedobrze. Próbowałam jakoś nad nim zapanować, ale nawet podczas kolacji wmuszałam w siebie jedzenie, bo nie potrafiłam niczego przełknąć. Atmosfera przy stole była nie tyle, co napięta, a dziwaczna. Czułam się, jakbym kompletnie tam nie pasowała. Austin ciągle czujnie na mnie patrzyła, Ross wyglądał, jakby był nie w sosie, i w sumie tylko Nash uśmiechał się szczerze, zabawiając nas.

     To wydało mi się niemal naturalne – to, jak zachowywał się Nash Sullivan. Z niewielu opowieści Rossa mogłam wywnioskować już, że Nash był typem śmieszka, przy którym nie dało się nudzić. I faktycznie tak było. Jednak niektóre jego żarty sprawiały, że znów czułam się jak niedopasowany puzzle. Jak dziecko wśród dorosłych, chociaż wcale nie byli tak tragicznie starsi ode mnie.

     Mimo wszystko dowiedziałam się o Roscoe kilku nowych rzeczy i po raz pierwszy posłuchałam czegoś więcej o czasach, kiedy grał w drużynie, jeszcze w Detroit. Okazało się, że Nash znalazł w sieci jakieś jego zdjęcia i pokazywał nam je. To był chyba jedyny moment, w którym naprawdę się śmiałam. Niektóre pochodziły z jakichś meczów, Ross był ubrany w te wszystkie ochraniacze i pruł przez całe lodowisko z krążkiem, na niektórych ktoś podnosił go, kiedy ten unosił wysoko ręce i cieszył się ze zdobytego punktu, na jednym leżał gdzieś, próbując się podnieść, na innym ściągał kask, a na jeszcze innym miał zakrwawioną twarz. Roscoe powiedział, że to zdjęcie pochodziło z jakiegoś treningu, a krew była efektem bójki z jednym z kumpli z drużyny.

     Ale kiedy kolacja trwała, ja momentami zastanawiałam się, jak Roscoe tak naprawdę mnie przedstawił. Nie powiedział "moja dziewczyna" ani "moja przyjaciółka". Więc kim byłam podczas tej kolacji? Jak później myślałam – intruzem.

     Roscoe i Nash zniknęli na moment, a Austin wykorzystała ten moment, by ze mną porozmawiać. Sprawiała wrażenie takiej, co nie dała sobie w kaszę dmuchać i miała bardzo czujny wzrok, jakby próbowała mnie przejrzeć. Kiedy powiedziała mi, że wiedziała o tym, kim byłam dla Rossa, musiałam usiąść, bo zrobiło mi się słabo. Myślałam, że każe mi go zostawić, powie, że to wszystko moja wina, że to przeze mnie mógł mieć kłopoty.

     A w końcu nie ja jedyna byłam winna. Miałam świadomość, że też przyczyniłam się do tego, jak miała się nasza sytuacja. Może zabrzmi to egoistycznie, ale gdyby Austin postanowiła zwalić wszystko na mnie, na pewno uświadomiłabym ją, że Ross też maczał w tym palce. Kilka miesięcy temu pewnie zabrakłoby mi odwagi, ale przez te kłótnie z Sarah i spędzanie czasu z Rossem i jego niewyparzonym jęzorem, potrafiłam znaleźć w sobie trochę siły, by się postawić.

     Ona jednak zachowała się inaczej, niż się spodziewałam. Pytała mnie tylko o moje plany w tej niecodziennej sytuacji. Odebrało mi na moment mowę, w końcu moje plany były tak mocno zależne od... wszystkiego. Nie chciałam myśleć o porażkach, byłam nastawiona pozytywnie, więc tak też odpowiedziałam Austin. Nie wiedziałam jednak, czy moje słowa ją zadowoliły.

Zrobione z papieru: schronienie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz