"Być może w świecie ślepców wszystko będzie wreszcie prawdziwe. Ludzie zaczną wreszcie być sobą, ponieważ nikt nie będzie się im przyglądał." ~ José Saramago
Tak mi przykro
Byłem kompletnie rozdarty i nie wiedziałem, co robić. Eichen poszła w jedną stronę, a kiedy się odwróciłem, zobaczyłem, że Violet szła w drugą. Dziewczyna szła w stronę skrzyżowania, pewnie zatrzymałaby się, gdybym ją zawołał. Pobiegłem jednak za Eichen. W tamtej chwili nic innego się nie liczyło. Musiałem porozmawiać z Morgan i powiedzieć jej prawdę, na którą od dawna zasługiwała.
— Eichen, czekaj! — wołałem za nią, biegnąc slalomem pomiędzy przechodniami. — Eichen!
Szedłem za nią aż do pasów, gdzie w końcu była zmuszona się zatrzymać. Mocno zacisnęła wargi i skrzyżowała ramiona, nie patrząc na mnie nawet kątem oka, kiedy podbiegłem do niej, dysząc z przejęcia.
— Eichen, musimy porozmawiać, proszę — wybełkotałem, składając ręce do modlitwy.
— Nie musimy rozmawiać, Roscoe — odparła tonem, jakiego jeszcze u niej nie słyszałem. — Zostaw mnie.
— Eichen... — Światło zmieniło się na zielone, a dziewczyna weszła na jezdnię. — Nie możesz tak po prostu odejść, musimy porozmawiać. Muszę powiedzieć ci prawdę!
Zatrzymała się pośrodku ulicy. Ludzie mijali nas, trącając nas łokciami, a ona stała, patrząc prosto na mnie. Ulżyło mi, kiedy nie zobaczyłem w jej oczach łez. Pozwoliłem sobie popchnąć ją lekko, by zeszła z przejścia, bo zielone światło zaczęło migać.
— Chodźmy do parku, wszystko ci wytłumaczę, Eichen — powiedziałem spokojnie, mając wrażenie, że ona zaraz znów ucieknie.
— A ona? — Wskazała brodą miejsce, w którym ostatnio widziałem Violet.
— Ona... wszystko ci wytłumaczę, obiecuję. Violet nie jest teraz ważna.
Skinęła głową i poszła prosto w stronę parku. Chciałem pójść nad staw, nad którym kiedyś byliśmy. Bylibyśmy w ustronnym miejscu, gdzie spokojnie dałoby się porozmawiać. Nie miałem pojęcia, jak zareaguje Eichen. Może gdyby nie zobaczyła Violet, dalej nie potrafiłbym zdobyć się na odwagę, by to skończyć.
Zresztą, co ja gadałem. Nogi trzęsły mi się jak osika, a dłonie miałem tak mokre, że ciągle wycierałem je o spodnie. Nie miałem jaj, wiedziałem o tym. Nie chciałem złamać Eichen serca, tak jak złamałem swoje. Nic innego mi jednak nie pozostało. Powiedziałem sobie "dość". Nie miałem prawa dłużej nią manipulować, okłamywać jej i udawać, że wszystko było w porządku.
Powiedziałem Violet, że to zrobię. Ona oczywiście niczego ode mnie nie oczekiwała, ale musiałem ją o tym uświadomić. Kiedy ją zobaczyłem, wiedziałem, że ona wcale nie czuła się przy mnie zbyt komfortowo. Wiedziałem, co sobie myślała, bo przecież o tym wszystkim mi już mówiła. Czuła się jak druga opcja i wymówka, a ja wiedziałem, że tego nienawidziła. Jeśli chciałem uratować tę znajomość, musiałem naprawdę się postarać. Albo pozwolić jej odejść.
Eichen skręciła nad staw, jak ją poprosiłem. Rzuciła torbę na beton i usiadła na pomoście, krzyżując nogi w kostkach. Zrobiłem to samo, dłonie zajmując źdźbłem trawy, wystającym spomiędzy płyt. Westchnąłem ciężko, ona zrobiła to samo.
— Kim jest Violet? — zapytała cicho, ani razu nie podnosząc głowy.
— To tylko znajoma. Poznałem ją w klubie jakiś czas temu. Wpadła do mnie w trakcie zajęć.
CZYTASZ
Zrobione z papieru: schronienie | TOM 3
Любовные романыOSTATNIA CZĘŚĆ "PAPIEROWEJ TRYLOGII" Część pierwsza: ich kłamstwa Część druga: lustrzane odbicia Nie wiedziałam już, gdzie szukać pomocy. Nie wiedziałam, kto jest moim przyjacielem, a kto wrogiem. Najgorszy jest fakt, że to wszystko stało się przez...