„To nie jest koniec, to nawet nie jest początek końca, to dopiero koniec początku." ~ Winston Churchill
Kilka miesięcy później
Odłożyłem gwizdek na kolana i sięgnąłem po butelkę wody. Nigdy nie sądziłem, że pomocnik trenera ma tyle roboty, ale byłem na nogach od siódmej rano. Na lodowisku było cholerne zimno, podczas gdy na zewnątrz panował upał. Zawodnicy ociekali potem, byli zmęczeni i pewnie marzyli o gorących prysznicach. Trener McCall zawsze był ostry, ale teraz rozumiałem dlaczego.
Znałem niektórych zawodników. Z niektórymi chłopakami grałem kiedyś w składzie. Śmiali się, że wróciłem do Detroit po tylu latach, żeby zostać pomocnikiem trenera. Ale mnie było tutaj dobrze. Może asystent nie był zajęciem marzeń, ale trener od dawna zastanawiał się, czy nie dopuścić mnie do składu.
Oficjalnie jeszcze nic mi nie zaproponował. Ja dostałem dwie odpowiedzi ze szkół, jednej z Warren, drugiej z Chicago. Kiedy jednak znów zasmakowałem tego życia hokeisty, zastanawiałem się, czy warto jeszcze wracać do szkoły. Może gdybym jednak został zawodnikiem i za paręnaście lat zszedł z lodu, zacząłbym uczyć w jakiejś szkole. Może, to wszystko było tylko wielkim "może". Miałem jeszcze trochę czasu, by odpowiedzieć na oferty, trener o tym wiedział. Gdybym jednak zdecydował się wejść do drużyny, musiałbym całkowicie zrezygnować z powrotu do Chicago.
Czasem zastanawiałem się, czy jeszcze tam wrócę. Od paru miesięcy nie byłem w Illinois. Dotychczas to Nash i Violet odwiedzali mnie w Detroit. W moim mieszkaniu mieszkała panna Evans. Płaciła za czynsz i inne duperele, bo miała bliżej na uniwerek, a potem do pracy. Nash trzymał się świetnie i nawet awansował, ale ciągle marudził, że nie ma z kim grać w Fifę. A Eichen... Eichen skończyła szkołę. Starałem się nie wchodzić na Facebooka, ale i tak natknąłem się na jej zdjęcia. Nie rozmawiałem z nią od tamtej nocy nad jeziorem, żadne z nas nie czuło potrzeby, by zadzwonić. Ona chwaliła się fotkami swojego nowego samochodu, wstawiała też zdjęcia swoich przyjaciół, uniwersytetu w Chicago i... w Los Angeles. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę zastanawiała się nad UCLA. Nawet chciałem jej pogratulować, ale powstrzymałem się.
Brakowało mi moich przyjaciół. Miałem tutaj Lincolna, Devina i paru innych chłopaków, ale to nie było to. Mieszkałem z rodzicami, ale oni też nie byli najlepszymi kompanami do rozmów. Austin dalej siedziała w Iowa, ale obiecała, że niedługo przyleci do Detroit.
A Detroit... nie wyglądało tak, jak widziałem je dotychczas. Detroit żyło. Ja również żyłem. Byliśmy nędznymi ruinami. Nie pozostało z nas nic i szanse na to, że znów się podniesiemy, były naprawdę małe. Ale udało się nam. Każdego dnia pewniej stawaliśmy na nogach. Detroit było częścią mnie. Ja byłem częścią Detroit.
Coraz bardziej skłaniałem się do tego, by zostać tutaj na zawsze i oddać moje serce hokejowi. Nie wiedziałem, co powiedzą na to Nash i Violet. Liczyłem się z ich zdaniem. W końcu Nash wciąż był moim najlepszym przyjacielem, właściwie moim bratem. A Violet? Nie wiedziałem, kim była dla mnie Violet, a ona nie wiedziała, kim byłem dla niej. Ale coś sprawiało, że musieliśmy rozmawiać każdego dnia. Zastanawiałem się więc, jak zareaguje, bo chyba wciąż miała nadzieję, że wrócę do Chicago.
Już raz poświęciłem wszystko dla kariery. Już raz wybrałem marzenia. Nie miałem pojęcia, czy dorosłem do bycia w związku. Tylko jedna rzecz w moim życiu była pewna. Tylko o jednym pamiętałem.
Żadnych więcej kłamstw. Żadnego udawania. Żadnego chowania głowy w piasek. Jeśli się coś kochało, trzeba było walczyć. Nienawidziłem wyborów, ale miałem nadzieję, że pewnego dnia połączę to wszystko w całość i złapię kota za ogon.
Obietnice nie były z papieru. A ja obiecałem sobie, że będę szczęśliwy. Obiecałem to Eichen.
I nigdy więcej nie zamierzałem jej okłamać.
CZYTASZ
Zrobione z papieru: schronienie | TOM 3
RomanceOSTATNIA CZĘŚĆ "PAPIEROWEJ TRYLOGII" Część pierwsza: ich kłamstwa Część druga: lustrzane odbicia Nie wiedziałam już, gdzie szukać pomocy. Nie wiedziałam, kto jest moim przyjacielem, a kto wrogiem. Najgorszy jest fakt, że to wszystko stało się przez...