Pozycja 2 - Eichen

291 37 40
                                    

„Kłótnia jest potrzebna, by dostrzec coś co zdawałoby się być oczywiste."

Siostry Hall

     Gorączka przed balem maturalnym była jak rozstrojenie żołądka. Nieważne, że zostało do niego mnóstwo czasu, wszyscy panikowali, jakby miał odbyć się zaledwie za kilka dni. Pierwsze plakaty zdobiły już szkolne tablice korkowe, zapraszając na największy bal w tematyce Hollywood. Miała królować czerwień, elegancja, wszystko miało być pokryte brokatem, złotem i elementami jak z największych premier filmowych. Podobno zamówiono już czerwony dywan, budkę fotograficzną i sztuczne palmy.

     Słyszałam od osób zaangażowanych w przygotowanie balu, że póki co poszło już na niego mnóstwo pieniędzy. Nie wiedziałam, skąd szkoła brała na to wszystko dochody, ale podobno liczono, że nasz bal przyciągnie uwagę okolicznych mieszkańców, który także postanowią wpaść na potańcówkę do szkoły, wydadzą fortunę na bilety i będą bawić się wśród uczniów liceum. Nie wiedziałam, że z balu maturalnego zrobią homecoming, ale chyba nie miałam nic do gadania.

     Rozglądałam się, ilekroć mijałam kolejne klasy i korytarze. W tłumie uczniów próbowałam dostrzec jedną, wysoką osobę, która mogłaby uwolnić mnie od ostatnich zmartwień. Ale jego dalej nigdzie nie było, a ja nie miałam zajęć wychowania fizycznego i nie mogłam iść na salę, kiedy czujna Sarah Hall ciągle kręciła się po szkole, wywieszając plakaty i zbierając uczniów, którzy mogliby pomóc przy dekoracji sali gimnastycznej.

     Podobno wuefiści mieli brać udział w przygotowaniach do balu, ale nie mogłam wyciągnąć od Sarah żadnej innej informacji. Chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej z samego źródła, ale moje źródło nawet nie odpisywało na moje wiadomości.

     Od wypadku Roscoe naprawdę się o niego martwiłam. Wiedziałam, że musi odpoczywać przez kilka dni, co zresztą powiedział mi, gdy ostatni raz ze sobą rozmawialiśmy, ale od tego czasu minął już tydzień, a on dalej się ze mną nie kontaktował. Byłam u niego raz, bo stwierdziłam, że może potrzebuje pomocy. Poza tym... ciągle się o niego bałam i chciałam z nim trochę pobyć, chciałam okazać mu wsparcie. Ale nikt nie otworzył mi drzwi.

     I pomimo wszystko poczułam, że Ross mnie odtrąca. Ale czy to była moja wina? Czy ten cholerny wypadek – o którym dalej niewiele wiedziałam – był moją winą? Czekałam tylko na jedną, jedyną wiadomość, a on traktował mnie jak powietrze. Z jednej strony usprawiedliwiałam go, bo w końcu naprawdę musiał odpoczywać i raczej nie miał głowy, by siedzieć przy telefonie, ale z drugiej... czy tak trudno było się ze mną skontaktować? Odebrać jedno połączenie?

     To cholernie bolało, a ja tylko próbowałam udawać, że tak nie było. I zachowywałam dobrą minę do złej gry. Nie wiedziałam, co Ross sobie ubzdurał, ale rodziło się we mnie pragnienie, by po prostu na niego nakrzyczeć i wytknąć mu to, co zrobił. Bo skoro mieliśmy być razem – co miało nastąpić niedługo, w końcu do zakończenia szkoły niewiele zostało – to ja nie chciałam zaczynać prawdziwego związku od unikania się nawzajem. Też to robiłam, to fakt, ale w końcu uznałam, że to idiotyczne.

     Chociaż to wszystko dalej było nowe, a ja nie zamierzałam posuwać się zbyt daleko, tym razem musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Ross miał temperament i miewał głupie pomysły, których nie zdążył przemyśleć. I ktoś musiał go uświadomić, że skoro nie jest takim znów singlem, to powinien mieć to na względzie.

— Niespodzianka!

     Ktoś ryknął mi prosto do ucha, więc krzyknęłam, zasłaniając sobie usta dłonią. W efekcie mój segregator i gruby podręcznik do angielskiego spadły z hukiem na podłogę. Serce waliło mi jak oszalałe przez Archera, który tak brutalnie wyrwał mnie z zamyślenia i teraz podnosił moje rzeczy. Kiedy wstał, podając mi segregator, uśmiechnął się szeroko, a potem przysunął się i pozostawił na moim policzku muśnięcie swoich ust. Przełknęłam głośno ślinę.

Zrobione z papieru: schronienie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz