„Kiedy dzień przynosi rozczarowanie, noc bywa ukojeniem."
Och, Chicago
Tej nocy pociągi były zbyt głośne, bym mógł w spokoju spać. Zresztą – nawet nie próbowałem zasnąć. Z góry wiedziałem, że byłem zbyt zdenerwowany, by zmrużyć oko na przynajmniej godzinę. Leżałem na sofie w salonie, wpatrując się w okno. Z tej perspektywy widziałem jedynie szczyty okolicznych budynków, tonące w mroku. Od czasu do czasu trakcja trzeszczała niemiłosiernie, kiedy metro pędziło w stronę północnego Chicago. Parokrotnie wstawałem i podchodziłem do okna, przyciskając nos do szyby jak mały chłopiec. A może nim byłem? Może byłem małym, zagubionym chłopcem. Zwykle grałem tego odważnego. W przedszkolu ani razu nie płakałem z tęsknoty za mamą, a w późniejszych latach wszystko brałem na klatę, jak prawdziwy facet. W końcu chciałem być lepszy od swojego ojca.
Bycie bezbronnym dzieckiem nie było takie złe, jeśli miało się po swojej stronie kogoś, kto mógł nas obronić. I chociaż ja miałem Nasha i Austin, nadal czułem się osamotniony. Miałem wrażenie, że coś mi odebrano. Zabrano coś ważnego, co dotychczas pielęgnowałem. Tak czuły się osoby, których kłamstwo wyszło na jaw?
Ledwo pamiętałem, co stało się po moim powrocie do domu. Wściekłość ogarnęła mnie do tego stopnia, że nie wiedziałem, czy kiedykolwiek poczuję jeszcze, że wszystko jest w porządku. Krzyczałem na Austin i było mi z tego powodu wstyd, ale nie potrafiłem się opanować. Potem krzyczałem też na Nasha, którego wezwała moja siostra, martwiąc się moim stanem. Ten moment, w którym opowiadałem im, co się stało... pamiętałem go jak przez mgłę. Byłem zaślepiony złością. Nigdy nie uderzyłbym kobiety, ale w tamtej chwili myślałem tylko o tym, by ukręcić Sarah tę jej durną łepetynę.
Przestałem wierzyć w to, że chciała zachować się fair wobec Eichen i uchronić ją przez zakazanym romansem. Bez względu na wszystko – to nie była jej sprawa, ona nigdy nie miała poznać prawdy. Nie miałem pojęcia, jak to się stało, że wkrótce domyśliła się, że coś wciąż nas łączy. Pojawiła się znikąd i... po prostu wiedziała. Jej aparat pstryknął fotkę szybciej, niż w ogóle zorientowałem się, co się działo.
Nie rozmawiałem z Eichen od wczorajszego incydentu. Wiedziałem, że Nash odebrał jej połączenie, wiedziałem, ż Morgan postara się jakoś udobruchać Sarah. Ona postawiła jednak ultimatum, o którym Eichen opowiedziała Nashowi. Jeśli odejdę ze szkoły – usunie fotki i nie piśnie ani słowa. Ciągle robiłem jej na przekór. Robiłem na przekór wszystkim. Próbowałem zmylić Sarah i dać jej to, czego chciała. Tak długo wierzyła w to, że mnie i Eichen nic nie łączyło, a teraz, kiedy myślałem, jak to skończyć, ona znów pojawiała się w grze.
Ale moje wypowiedzenie leżało już na stole, podpisane i gotowe do oddania Armstrongowi. Nie było już innej opcji. Musiałem powrócić na bezrobocie, jeśli jeszcze kiedykolwiek chciałem uczyć. Czułem się, jak ostatni dupek, ale praca była dla mnie ważniejsza, niż wszystko inne. Marzenie było ważniejsze niż dawne uczucie. Kiedy statek tonął, każdy musiał radzić sobie sam. Pragnąłem tylko, by Eichen jakoś przekonała Sarah do faktycznego usunięcia zdjęć, kiedy już zwolnię się ze szkoły.
Nieraz szykowałem się do oddania wypowiedzenia, ale nigdy nie mogłem zebrać sił. Zawsze miałem jakieś "ale". Teraz go nie było i tym razem na dobre miałem to skończyć.
Odsunąłem cienki koc, którym się okrywałem i sięgnąłem po dżinsy. Wciągnąłem je prędko, starając się być najciszej, jak tylko mogłem, by nie obudzić siostry. Nie mogłam wytrzymać w czterech ścianach. Założyłem bluzę, zabrałem komórkę i czmychnąłem w kierunku wyjścia. Było jakoś po trzeciej w nocy, ale Chicago nadal nie spało. Zamknąłem za sobą drzwi i zbiegłem po schodach, ślizgając się po stopniach.
CZYTASZ
Zrobione z papieru: schronienie | TOM 3
Roman d'amourOSTATNIA CZĘŚĆ "PAPIEROWEJ TRYLOGII" Część pierwsza: ich kłamstwa Część druga: lustrzane odbicia Nie wiedziałam już, gdzie szukać pomocy. Nie wiedziałam, kto jest moim przyjacielem, a kto wrogiem. Najgorszy jest fakt, że to wszystko stało się przez...