„Najważniejszym powodem, dla którego ludzie nie osiągają tego, czego chcą, jest to, że sami nie wiedzą, czego chcą" ~ Harv Eker
O jeden krok za daleko
Kim był Roscoe Blaine Walker? Czy rzeczywiście urodził się w szarym Detroit w Michigan? Czy naprawdę ostatnie lata swojego życia spędził w Illinois, spełniając marzenia? Czy walczył o to, by zostać nauczycielem? Chyba tak. Więc dlaczego pozwolił, by to wszystko przepadło?
Patrzyłem w lustro, zawieszone w szkolnym kantorku, ale nie miałem pojęcia, kogo tak naprawdę widziałem. Moje lustrzane odbicie wyglądało jak siedem nieszczęść. Twarz zdobił siniak, który jak na złość nie chciał mnie opuścić, złote włosy były oklapnięte i nie błyszczały. A oczy... oczy były po prostu smutne. I tak się czułem. Bo po tym wszystkim wreszcie ogarnął mnie smutek.
Jadłem jogurt. Truskawkowy, bo ten ostatnio polubiłem. Jadłem go i zastanawiałem się nad tym, jak bardzo wszystko zjebałem. Koncertowo spierdoliłem każdą rzecz, na której mi kiedykolwiek zależało. Nawet jogurt nie smakował tak, jak powinien, bo zapomniałem do niego płatków śniadaniowych.
Ciągle jeszcze byłem senny, ale zaraz zaczynałem kolejną lekcję. Nie pamiętałem, z którą grupą, wiedziałem tylko tyle, że nie z Eichen. I cieszyłem się z tego powodu, bo unikałem jej od kilku dni. Wiedziałem, że wkrótce przyjdzie czas na to, byśmy się spotkali, ale wolałem jeszcze trochę od niej pouciekać. A właściwie nie od niej. Nie uciekałem od Eichen.
Bo Eichen Morgan nie zrobiła nic złego. Była tylko uroczą siedemnastolatką z ogromnym zapałem do tańca, która poznała złego faceta. To wszystko nie było jej winą i jej nie obwiniałem. Nie zrobiła nic, co mogłoby świadczyć o tym, że była...
Zwodziłem ją. Uwiodłem ją, rozkochałem, zwodziłem i postanowiłem rzucić. Niczego bardziej nie żałowałem jak tego, że zmarnowałem jej te miesiące życia na uganianie się za kimś, kto jej nie kochał. A miało być tak pięknie. Mieliśmy walczyć, mieliśmy się ukrywać, mieliśmy wygrywać z przeznaczeniem.
Ale ja już przegrałem.
— Roscoe, jesteś... Wszystko w porządku? — W drzwiach kantorka pojawił się Craig. Widziałem jego zaniepokojoną minę w lustrzanym odbiciu.
— Jasne, coś się stało? — odchrząknąłem najpierw, a potem odpowiedziałem, odwracając się do niego. Nalepiłem na usta neutralny uśmiech.
— Wszędzie szukam stopera, widziałeś go?
— Nie położyłeś go na stole? — Podszedłem do mebla i podniosłem segregator, który na nim leżał, ale nie zauważyłem stopera. — Może ktoś go zabrał?
— Mam nadzieję, że nie — warknął, rozzłoszczony na możliwego żartownisia. — Zbieraj się, zaraz dzwonek.
Skinąłem, ale tego nie widział, bo zdążył wyjść. Wyciągnąłem plastikową łyżeczkę z jogurtu i wsadziłem ją sobie do ust. Niedojedzone śniadanie wrzuciłem do kosza, a łyżeczkę położyłem obok swoich rzeczy. Jeszcze raz spojrzałem w lustro, a potem opuściłem kantorek.
Zdążyłem polubić tę salę, Craiga i nawet uczniów. Byli naprawdę fajni. Na ich twarzach zawsze widniały uśmiechy, byli zgrani i zabawni. Polubiłem nawet wchodzenie do śmierdzącej szatni – jakkolwiek to brzmiało. A myślałem tak dlatego, że lubiłem tę szkołę za te wszystkie małe rzeczy, które dotychczas dawały i dalej miały dawać mi szczęście. Fakt, że tego nie robiły, był już niestety przesądzony.
W ciągu ostatnich dni – siedząc w domu – miałem dużo czasu, by poszperać w Internecie w poszukiwaniu nowej pracy i nowego samochodu. Mój stary był już skasowany, zamienił się w kupkę złomu. Musiałem teraz znaleźć nowy wóz, dość szybko, bo dojazd do Gary zajął mi dziś czterdzieści pięć minut; metro toczyło się latami. Bez względu na to, czy miałem pracować w Chicago – gdybym oczywiście znalazł tam nową pracę – to auto było mi potrzebne.
CZYTASZ
Zrobione z papieru: schronienie | TOM 3
Roman d'amourOSTATNIA CZĘŚĆ "PAPIEROWEJ TRYLOGII" Część pierwsza: ich kłamstwa Część druga: lustrzane odbicia Nie wiedziałam już, gdzie szukać pomocy. Nie wiedziałam, kto jest moim przyjacielem, a kto wrogiem. Najgorszy jest fakt, że to wszystko stało się przez...