PODZIĘKOWANIA

280 15 37
                                    

„Kiedy byłem mały, zawsze chciałem dojść na koniec świata." ~ Ryszard Riedel

Dziękuję

Cholera.

Skończyłam tę trylogię.

Dajecie wiarę?

     Ja wciąż w to nie wierzę. Proszę zapisać sobie tę datę w kalendarzu – 30 marca 2018. Zaczęłam pisać tę serię tak dawno, że ledwo pamiętam dzień, kiedy wpadłam na ten pomysł. Wiem tylko tyle, że dopiero poznawałam Wattpada i jeszcze nie wiedziałam, że tyle tutaj książek o romansie uczennicy i nauczyciela.

     Jeszcze w zeszłym roku nie do końca zdawałam sobie sprawę z faktu, że w ogóle uda mi się skończyć trylogię. Pierwszą część pisałam od początku, bo gdzieś pod koniec zorientowałam się, że po prostu nie czuję tej historii. To nie było to, a ja zaczęłam gubić się w faktach. Brakowało mi solidnej podstawy, betonowego muru, na którym mogłam się wesprzeć. Całe szczęście, że go znalazłam.

     Do dziś zdaję sobie sprawę, że ta seria nie jest idealna. Och, nie trzeba mi o tym przypominać. Pisałam dla zabawy, ale zdaję sobie sprawę z faktu, że mogłam zrobić to lepiej. Czuję, że mogłam zrobić to lepiej. No trudno, nie ukrywam, że i tak jestem z niej dumna. Najwięcej zabawy miałam podczas pisania pierwszej i ostatniej części serii, drugą jakoś udało mi się przełknąć, chociaż momentami traciłam ochotę na pisanie jej. No ale wiecie – jak coś się zaczęło, to musi mieć też rozwinięcie, żeby można było to ładnie skończyć.

     A co do zakończenia. Od dawna wiadomo było, co stanie się z Eichen i Roscoe. Dawno, dawno temu planowałam coś zupełnie innego. Po tym, jak wreszcie udało mi się wybrać imiona dla bohaterów (a było milion propozycji – te ostatnie, to na przykład imiona rodziców głównych bohaterów), zaczęłam myśleć, jak stworzyć fabułę dla romansu. I wydawało mi się, że jeśli wcisnę tutaj motyw ucieczki Roscoe i Eichen, to wszystko będzie super. Tak, mieli razem uciekać z Indiany, bo ich rodzice i dyrektor mieli poznać o nich prawdę na zakończeniu roku.

     Podczas pisania pierwszej części uświadomiłam sobie, że nie tego chcę. Nie każda historia musi kończyć się happy endem, chciałam to tutaj zaznaczyć. Jakie jest to zakończenie według mnie? Słodko-gorzkie. W końcu ścieżki głównych bohaterów się rozeszły, ale oni rozstali się w zgodzie i na zawsze będą o sobie pamiętać. W życiu czasem coś się kończy, trzeba po prostu do tego przywyknąć i nauczyć się żyć dalej. Mówię z doświadczenia. Widząc tyle opowiadań na Wattpadzie, w których związek nauczyciel-uczennica był silny, prawdziwy i trwał na wieki, chciałam od tego odejść. Zaczęłam pisać na schemacie, skończyłam na książce z jakimś morałem. Nie wyobrażam sobie jednak, aby ta trylogia zakończyła się inaczej. Albo byłoby za słodko, albo zbyt mrocznie. Złoty środek.

     Kocham tematykę kłamstw. To one ciągle gdzieś się tutaj przewijały, chociaż to właśnie prawda okazała się najlepsza. Pojawiał się motyw rodziny, przyjaźni, zazdrości, trudnych wyborów i przede wszystkim miłości. Nie chciałam dawać wam czystego romansu, nie chciałam pokazywać wam ludzi, którzy nie mają problemów. Któreś z was na pewno pokłóciło się kiedyś z bliską osobą, zakochało, poczuło zazdrość i stanęło przed naprawdę trudnym wyborem, nie wiedząc, co dalej robić. Czy wątek nauczyciel-uczennica wydaje wam się nierealny? Nie takie rzeczy się zdarzały. Nie chciałam, byście powiedzieli, że pochwalam ten rodzaj związku, nie chciałam też, byście powiedzieli, że go tępię. Miłość wybiera sobie czasem naprawdę nieodpowiednie osoby.

     Podczas pisania naprawdę nieźle się bawiłam. Pokochałam Roscoe, Eichen może trochę mniej, bo czasem ciężko się z nią dogadywałam. Uwielbiałam też Nasha, Lucy, a następnie Violet i Archera. Ta dwójka pojawiła się niespodziewanie, kiedy zorientowałam się, że czasem potrzebujemy kogoś postronnego, by zrozumieć, co naprawdę oferuje nam życie.

     Jedynymi rzeczami, które naprawdę smuciły mnie podczas pisania, a także sprawiały, że dostawałam szewskiej pasji, były komentarze na temat Violet, a nawet Roscoe. Ledwo Evans pojawiła się w serii, w pierwszej części jako postać epizodyczna, a już polała się fala nienawiści. Nie rozumiałam tego i broniłam Violet do końca. Czy była złym charakterem? Czy odbiła Rossa? Czy skrzywdziła Eichen? Nie. Violet nigdy nie była "tą drugą", nigdy nie chciała zrobić nic złego, było jej przykro i sama czuła się zdradzona. Ale moje zapewnienia, że Violet jest w porządku, nic nie dawały. Kochani... to tylko postać z książki, racja. Ale na swojej ścieżce spotykamy wiele osób. Nie oceniajmy książki po okładce. Pamiętajcie, by dawać szansę, nawet jeśli wydaje wam się, że nie warto. Gdybyście dali szansę Violet, nie musiałabym tego pisać, czując się jak matka, która uczy własne dzieci tego, jak traktować inne osoby. A Roscoe? Chłopak był zagubiony do tego stopnia, że stał się czarnym charakterem. Ale miał dobre serce i nigdy nie chciał nikogo zranić. Usprawiedliwiałam też falę hejtu na Sarah. Była negatywną postacią, fakt. Ale nikt nigdy nie pomyślał o tym, że może miała jakiś powód. Była wredna, była suką... i już. Tak po prostu. Nie. Coś jednak wydarzyło się w życiu Sarah, że była taka, jaka była. Nie chciała skrzywdzić Eichen, ale coś ją do tego pchnęło. Miała dobre intencje, chciała dobrze. Jasne, że w ostatecznym rozrachunku skupiamy się tylko na tym, co Sarah zrobiła źle. Ale nie wolno zapominać, że ona też miała kiedyś dobre serce.

     Skoro dotrwaliście nawet do tego momentu, jestem pod wrażeniem. Przeżyliście trzy części i nawet mój monolog. Gratuluję, jesteście twardsi od papieru. Ale przechodząc do sedna – chciałabym wam z całego serca podziękować za wsparcie. Pomimo niektórych komentarzy na temat Violet, dalej wspieraliście mnie podczas pisania i zostawialiście miłe wiadomości, mówiąc, że opowiadanie naprawdę wam się podoba. Udało wam się docenić, że to nie kolejny schemat. Bo w końcu jest różnica między schematem, a opowiadaniem pisanym na schemacie. (P.S. Wszystkie opowiadania są pisane na schematach) Dziękuję, że zaglądaliście tutaj w każdy poniedziałek, nawet jeśli te przysłowiowe poniedziałki były totalnie do dupy. Dziękuję za zostawianie gwiazdek (och, ninje, czasem warto napisać kilka słów) i za obserwowanie mojej playlisty. Dziękuję za kibicowanie bohaterom, pisanie do mnie w prywatnych wiadomościach, jak bardzo lubicie tę serię. Nie spodziewałam się, że to coś komukolwiek się spodoba.

     Największym "fankom" dziękuję też za stuprocentową frekwencję! A jednej z nich szczególnie dziękuję za to, że wreszcie przestała wyobrażać sobie swoją przyszłość z Roscoe. Mówiłam ci to nie jeden raz – Roscoe to tylko bohater z książki, w dodatku woli starsze dziewczyny! Znajdź sobie kogoś innego! Dziękuję za wiele miłych komentarzy od osób, które tylko kartkowały książkę, dziękuję za jej polecanie. Kasi dziękuję też za to, że odważyła się podnieść rękawicę i napisać ze mną crossovera. Jeśli jeszcze nie czytaliście naszego opowiadania (w którym występuje Roscoe i pewien śmieszny nastolatek, a także doktorek z jej książki), to serdecznie zapraszam na jej profil. Pewnie zapomnę go podlinkować, ale na pewno znajdziecie Kasię w komentarzach. Jeśli zobaczycie, że wyzywam kogoś od dzieciaków i kłócę się o Rossa, to na pewno z nią! Takie widowisko trudno przegapić.

     Dziękuję za te wszystkie wspólne miesiące. Mam nadzieję, że dobrze się ze mną bawiliście. I mam nadzieję, że pod koniec ktoś uronił chociaż łzę. Nie martwcie się, nie żałujcie i nie pytajcie "co by było, gdyby...". To nie ma sensu, a ta książka musiała zakończyć się w ten sposób. Trzeba cieszyć się z tego, że bohaterowie będą o sobie pamiętać i nie mają do siebie żalu. Nawet ci, którzy odchodzą, mogą nas czegoś nauczyć.

     Pamiętajcie, żeby nie kłamać zbyt wiele, nie patrzeć na świat przez lustrzane odbicia i nie szukać schronienia, kiedy wszystko wydaje się zbyt trudne. A jeśli już znajdziecie miejsce, by przezimować, to nie siedźcie w nim zbyt długo. Ziemia kręci się dalej, czas leci i nikt go dla was nie zatrzyma, trzeba działać. Jeśli wiece, że warto jest walczyć – walczcie. Spełniajcie marzenia i róbcie wszystko, by osiągnąć cel. Szukajcie swojego miejsca, nieważne, czy jest to malutka wioska na mapie, wyspa na środku oceanu czy centrum zakurzonego miasta. Nie jesteście zrobieni z papieru.

Dziękuję, że pozwoliliście mi być częścią waszego roku.

Na zawsze wdzięczna.

Lake.

Zrobione z papieru: schronienie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz