Pozycja 17 - Archer

236 28 48
                                    

„Wszystko się powtarza. Dopasowujemy się do zużytych formułek, uczymy się jak idioci już dawno wykutych ról." ~ Julio Cortazar

Ta dziewczyna    

     Pożegnałem się z rodzicami, którzy byli zbyt zajęci, by odpowiedzieć, i wyszedłem z domu. Sprawnie wycofałem samochód na naszym podjeździe, wjeżdżając na kompletnie pustą ulicę. Każdego dnia wszystko wyglądało tak samo, jak zatrzymane w czasie. Stare, zardzewiałe trybuny trzeszczały na wietrze, a sąsiadka z naprzeciwka siedziała z nosem przy szybie, czujnie obserwując każdy mój ruch. Często to robiła, ona albo jej dziwny synalek, który wyglądał, jakby dopiero co wyszedł z pierdla. Gapili się na nasz dom albo mój samochód, dlatego ciągle zamykałem go w garażu i zmusiłem rodziców do założenia alarmów. Nie czułem się tutaj bezpiecznie.

     Ludzie w Gary zachowywali się momentami jak jacyś tubylcy. Nieraz widziałem na tej ulicy – lub też na boisku – jak jakieś gangi tłukły się po mordach kijami. Bałem się o swoje cholerne życie, czy było w tym coś dziwnego? Kiedy mieszkałem w Ohio, nigdy czegoś takiego nie widziałem.

     Mieliśmy dom na Grandview Heights. Było tam jedno strzeżone osiedle i właśnie tam spędziłem wiele lat swojego życia. Czasem czułem się tam, jak w pułapce, bo ochrona była zaostrzona do granic możliwości, ale było fajnie. Nawet grałem z jednym z ochroniarzy w piłkę, kiedy nikt nie patrzył. To było fajne miejsce. Nikt nie gapił się na mnie i auta, którymi jeździliśmy, wszyscy byli uprzejmi, a ja nie bałbym się pójść do sąsiada po mąkę, gdyby jej nam zabrakło. Tutaj dostałbym pewnie kokainę i policję na karku, gdybym to zrobił. W Gary było pełno ćpunów.

     Każdego ranka na ekranie mojego telefonu pojawiała się nowa liczba, włączyłem odliczanie już jakiś czas temu. Nie mogłem doczekać się końca szkoły i przeprowadzki. Rodzice rozkręcili firmę i wiedziałem, że niedługo też się stąd wyniosą. Jeśli myśleli, że ukryją przede mną niechęć do tego miasta, mylili się. Przecież widziałem, że dla matki zwyczajne robienie zakupów było katorgą i wolałaby kogoś zatrudnić, by robił to za nią. Z tego powodu jeździła ciągle do Chicago. Dalej nie wiedziałem, dlaczego wybrali akurat Gary. Ale w porządku, przygotowali nowe miejsca pracy dla tej hołoty, niech im będzie.

     Nadszedł jednak czas, by ruszyć dalej. Tutaj nie dało się zagrzać miejsca. Moja rodzina w życiu nie zgodziła się na pozostanie w domu, w którym nie czuliśmy się swobodnie. Jasne, dom był całkiem niezły, ale to był tylko budynek, w którym zrywałem się ze snu w środku nocy, słysząc jakieś awantury pod oknem. Rodzice mieli jeszcze wiele stanów do wyboru, wiedziałem, że w końcu postawią szpilkę na mapie i podejmą decyzję o wyprowadzce. A przy dobrych wiatrach mnie miało nie być w tym miejscu za jakieś dwa miesiące. Początkowo myślałem o tym, by przenieść się do Chicago, ale stwierdziłem, że miałem dość zimna. Myślałem więc nad studiami w Miami, Los Angeles lub w Nowym Orleanie. Czułem, że ostatecznie wyląduję w Kalifornii.

     Te decyzje kiedyś wydawały się jednak łatwiejsze. W końcu do dziś teoretycznie nic mnie tu nie trzymało. Tylko... dotychczas żadna dziewczyna mi się nie podobała. Nie zwracałem na nie uwagi i trzymałem się z facetami z drużyny. Czasem kręciłem się przy cheerleaderkach, ale nigdy nie czułem do żadnej mięty. Zresztą uważałem, że miłość była przereklamowana. Potem pojawiła się Eichen. To brzmiało tak idiotycznie – w mojej głowie oczywiście – że kilkakrotnie uderzałem w klakson, stojąc na czerwonym świetle. Ta dziewczyna coś w sobie miała, ale nie wiedziałem, co takiego. Z początku patrzyłem na nią jak na zwykłą partnerkę do tańca, niczego od niej nie chciałem. A potem zobaczyłem, że wiele nas łączyło, no i ładnie razem wyglądaliśmy. Nawet ludzie zaczęli o nas szeptać.

Zrobione z papieru: schronienie | TOM 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz