Rozdział 7

319 33 11
                                    

Nie pamiętał jak był dzień i średnio go to obchodziło. Nawet to, że pogoda była okropna nie zwróciło jego uwagi. Wiało i zbierało się na deszcz, ale co z tego... Ważne, że czekała. Stała nad brzegiem rzeki, jak zawsze. Jego ukochana Bella... Już wariował na myśl, że jej nie ma, że może jej nie zobaczy. Nie pocałuje tych małych czerwonych warg.

Uśmiechnęła się smutno gdy zbliżył się i przytulił ją mocno.

-Wyjeżdżam.-Rzekła prawie płacząc i zaciskając piąstki na jego koszuli.

- Co?- Zszokowany, z otwartymi ustami patrzył jak w jej oczach zbiera się wilgoć.

-Do szkoły. –Wydukała, krople spłynęły po jej policzkach. – Hogwart... Za dwa dni pierwszy września...

-Nie zobaczę cię do świąt!?- Przerażony dotknął drżącymi dłońmi jej mokrych policzków.

-Nie... do wakacji. Nie przyjeżdżam na święta... W mojej rodzinie się ich nie obchodzi.-Stwierdziła. Wiedział, że w jej rodzinie nie dzieje się dobrze, ale teraz serce stanęło mu w piersi z innego powodu.

Wrzesień, październik, listopad, grudzień, styczeń, luty, marzec, kwiecień, maj, czerwiec...- Liczył w myślach. Dziesięć... Dziesięć miesięcy...

Poczuł jak psychiczny ból staje się realny. Jego ciężki oddech chyba ją zaniepokoił.

-Poczekam na ciebie nawet rok, tylko pisz do mnie...- Wydukał trzęsącym się głosem.

Pocałowała go namiętnie, przyciągając do siebie. Z nieba lunęło. Deszcz spływał po jej włosach. Kwiecista sukienka, tak podobna do tej w której widział ją po raz pierwszy, stawała się coraz bardziej mokra, jej materiał oblepiał jej ciało, miejscami był już przezroczysty.

Pocałunki stały się bardziej łapczywe. Nie mógł opanować dłoni, dotykających tam gdzie nie powinny. Nie broniła się, jakby nie czuła, jego palców gładzących jej pośladki, błądzących po udzie.

Osunęli się na ziemię. Przejechał językiem po jej szyi. Nie wiedziała jak się zachować. Nie umiała odwzajemnić takiej ilości dotyku, takiego natłoku czułości...

Powinna się bronić. Odepchnąć go. Nie powinna tego akceptować... Karcił ją w myślach za to, że pozwala... Sam nie umiał już przestać, obsesja jaką miał na jej punkcie zmieszana z bólem jaki przyniesie rozstanie zamroczyły mu umysł. Mógł już tylko pożądać.

Nie chciał by ta mała wróżka, która wywróciła mu życie do góry nogami, odeszła. Nie chciał by ktoś mu ją odebrał. Dlaczego nie mógł trzymać jej w ramionach do końca świata i jeszcze dłużej.

Mokre ubrania opadły na ziemię. Żadne z nich nie martwiło się, że mógłby je porwać wiatr.

Jej szybki oddech przerywany jękami brzmiał w uszach Mortimera. Jej małe piersi doskonale pasowy do jego dłoni. Jej ciało całe pasowało do niego oddając się kawałek po kawałku. Jej coraz szybciej unosząca się klatka piersiowa, mokra od potu i spływającego deszczu kołysała się w jego ramionach.

Duże krople deszczu chłostały jego nagie ciało. Palce Belli wbiły się w jego ramiona. Była tak drobna, taka malutka... Przykryta w całości jego ciałem pojękiwała w rozkoszy coraz ciszej i ciszej...

I nagle wszystko się skończyło. Już oddychał powoli, mózg trzeźwiał. Docierało do niego co właściwie się stało. Spojrzał na dyszącą cichutko dziewczynę leżącą pod nim. Miała zamknięte oczy, jej piegowate blade ciało kontrastowało niesamowicie ze zdrowym brązem jego opalenizny.

Napiętnowani | Lily i James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz