Rozdział 12

267 27 6
                                    

Lily zakaszlała, wychodząc z paleniska. Resztki proszku Fiu i popiołu unosiły się wokół niej. Przez chwilę krzywiła się czując, że ma mnóstwo pyłu w ustach. Bella pomogła jej się otrzepać, a James wyczesał jej popiół z włosów.

Kiedy dziewczyna już się ogarnęła rozejrzała się dookoła. Byli w małej, dusznej knajpce, mieszczącej się w drewnianym budynku. Był to lokal niezadbany i najwyraźniej bardzo stary. Na pewno nie mieścił się na jakiejś ruchliwej ulicy, bo wewnątrz było niewielu ludzi i żaden nie zwracał na nich uwagi. Wpadanie przez kominek było zupełnie normalne w czarodziejskim świecie. Kelnerka, barman i dwóch gości ledwie przelotnie na nich zerknęli.

Lily zauważyła, że siedzący przy barze facet wymienił pospieszne z pracownikami knajpy parę słów i zapłacił. Zdawało się, że i drugi klient zamierza już wychodzić. Lily zwróciła na niego uwagę tylko dlatego, że był blady, a jego blond włosy miały lekki odcień platyny. W porównaniu z tym drugim, abnegatem i najwyraźniej drobnym pijaczkiem, był zbyt dobrze ułożony. Spodnie w kant i jasna koszula zlewająca się kolorem z jego skórą zupełnie nie pasowały do człowieka, który przesiaduje w podejrzanych knajpkach.

Lily przez chwilę zastawiała się czy to przypadkiem, nie z nim mają się spotkać, ale Bella wcale nie zareagowała na obecność mężczyzny, wiec rudowłosa natychmiast odrzuciła ten pomysł.

-Wychodzimy.-Rozkaz pani Potter zupełnie rozwiał podejrzenia Lily. A wiec nie byli umówieni w tym lokalu...

Wyszli na jasną uliczkę. Droga przed nimi nie była nawet brukowana. Kiedy się po niej chodziło piach wzbijał się ku górze, strasznie kurząc buty.

Byli chyba gdzieś na Pokątnej... A raczej jednej z jej wielu odnóg. Nie była to jednak dzielnica handlowa. Oprócz pozostawionej w dali knajpy minęli tylko jeden sklep z przedmiotami przypominającymi zegarki , na wystawie.

-No tak, tu to nas na pewno nic nie zaatakuje...- Zakpił James wlokąc się za matką.

Nie odpowiedziała, była wyraźnie obrażona. Odkąd przyłapała ich w altance odpowiadała mu tylko półsłówkami, bądź wcale nic nie mówiła.

Tym razem wybrała tę drugą opcję ignorując zaczepkę. Lily uczepiła się Jamesowego ramienia, by przypadkiem się nie zgubić. Nie znała tutejszych zakamarków. Nigdy nie wyprawiała się poza Pokątną. Zawsze trzymała się głównej ulicy. Zresztą było tam tyle ciekawych rzeczy, że nie miała takich pokus.

-Gdzie idziemy?- Zapytała chcąc przerwać nieznośnie milczenie. Ale Bella zignorowała jej pytanie.

James westchnął tylko, sugerując dziewczynie spojrzeniem, żeby dała sobie spokój.

Skręcili w bardziej ruchliwą ulicę. Tu dzięki Bogu był już bruk. Jakaś okropnie brzydka straganiarka próbowała im wcisnąć dziwaczne, śmierdzące trunki, ale udało im się wymknąć. Szli już dość długo, a uliczki zdawały się nie kończyć.

Lily wydawało się, że już któryś raz z kolei mijają te same budynki. Ba zdawało jej się nawet, że widziała kontem oka platynowowłosego klienta z knajpy. Zaczęła podejrzewać, że się zgubili. Ale Bella i James zdawali się zupełnie spokojni, więc dziewczyna odegnała złe myśli.

-Czy my przypadkiem nie łazimy w kółko?- Odezwał się nagle James, burząc dopiero co osiągnięty spokój Lily.

Bella z początku zignorowała pytanie po czym obejrzawszy się przez ramie westchnęła.

-Próbuję zgubić tego białasa, który nas śledzi... – Stwierdziła półszeptem.

Lily doskonale wiedziała o kogo chodzi. Platynowowłosy facet udając zupełnie pochłoniętego oglądaniem wystawy, wydawał się zupełnie nie zwracać na nich uwagi. A jednak, lazł za nimi całą tę drogę...

Napiętnowani | Lily i James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz