Rozdział 25

82 12 7
                                    

Dźwięk uderzającego o ziemię ryżu, rzucanego garściami w państwa młodych poniósł się echem wokół kameralnego kościółka. Lily poczuła jak zmęczony staniem James zachwiał się więc przytuliła go pospiesznie przytrzymując.

Ledwie przed chwilą mógł zginąć...

Nie dane jej było zbyt długo o tym myśleć, bo goście rzucili się ku nim, ściskając, podając kwiaty, życząc wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.

***

Ann lekko zażenowana wyszła z kościoła podtrzymując tren sukni kroczącej przed nią panny młodej. Kiedy ludzie rzucili się na Lily i Jamesa z uściskami i życzeniami odeszła lekko do boku, patrząc na podwiędłą wiązankę kwiatów, jaką miała w rękach.

Serce wciąż jej waliło... Nie mogła przez to skupić się na niczym, tylko dlatego, że Remus ją dotknął. Na chwilę powróciło wspomnienie szoku i strachu o przyjaciółkę, gdy upadła tuż przed ołtarzem. Łzy same pociekły po policzkach wrażliwej Any. I w tedy tak po prostu podszedł do niej. Przymknęła oczy przypominając sobie zapach męskich perfum i ciepła jego ramienia, które pomogło jej ustać na nogach. Cichy szept głosu mówiącego : „Chodź... Spokojnie... Usiądź..." pobrzmiewał w jej uszach. A przecież to było tak niewiele. Tylko odrobina zainteresowania. Tak nie wiele wystarczyło by przekonała się, że wciąż jej na nim zależy, że w ciąż ją do niego ciągnie. Podczas pobytu na Miętowym Wzgórzu unikała go jak mogła... A teraz... Tak bardzo tego żałowała. Zdecydowanie za bardzo. Próbowała przywołać się do porządku. Zerknęła odruchowo no oblężoną przez gości parę młodą. Namierzyła wzrokiem i drużbę. Remus Lupin przestępował z nogi na nogę i uśmiechając się szeptał coś do Syriusza Blacka, który szczerząc się wzruszył ramionami.

Ann poczuła jak zaciska palce na sukience, gniotąc ją i szybko się opanowała. Odwróciła wzrok i znów utkwiła go w przywiędłej wiązance kwiatów. Musiała z nim porozmawiać. Dowiedzieć się, czy jest coś co mogła zrobić by pokochał ją, tak jak ona kochała jego.

***

Bella wkroczyła na salę weselną. Musiała być tam pierwsza, wszystko sprawdzić, wszystko skontrolować. Nieco się zirytowała widząc przesadne przybranie sali bankietowej. Zbyt dużo ozdóbek sprawiało, że nie poznawała tego pomieszczenia. Skrzaty domowe nie mają umiaru... – Pomyślała i rozejrzała się dookoła w lekkiej panice.

Nie mogła sobie przypomnieć niczego ze swego przerażającego snu prócz krwi i narastającej paniki. No i koszula Jamesa. W koszmarze przeraziło ją, że była biała. Nie miała pojęcia dlaczego. Było to wręcz absurdalne, ale zmusiła syna do włożenia kremowej. Choć tyle mogła zrobić by zmienić bieg przerażającej wyśnionej przez siebie wizji. W jej mniemaniu ten szczegół był ważny. Wmawiała sobie, że obstając przy swoim zrobi wszystko, by uratować swoje dziecko, jedyną osobę, którą kochała. Tylko na niego mogła liczyć.

-Uspokój się Bello. – Odetchnęła kilkakrotnie by zdusić nie miłe odczucie zaciskającego się gardła. Gdzieś w jej głowie powtarzała się fraza „ a mogłaś nie dopuścić do tego ślubu". Poprawiła serwetę na jednym ze stolików, powitała muzyków. Oddychając głęboko zacisnęła pięści, modląc się w duchu by wszystko się udało. Omdlenie Lily na ślubie, znikniecie Jamesa i jego dziwna zbolała mina przed ołtarzem wystarczająco ją przeraziły.

-Będzie dobrze. – Przywołała się do porządku. Dostrzegła Proteusza Binga, który wślizgnął się do sali i znacząco kiwnął ku niej głową. Państwo młodzi i ich goście zbliżali się...

***

Koścista, jakby wysuszona dłoń zamieszała palcem w dziwacznej, przypominającej krew breji. Usta chudego człowieka wyszeptały parę niezrozumiałych słów i czerwień, rozlanej po stole kałuży stała się przezroczysta, niczym lustro... Ale nie odbijało ono twarzy owego jegomościa, przedstawiało widok na dużą salę udekorowaną setkami ozdób . Ona tez tam była. Bella... Wyglądała ładnie, mimo upływu lat nie zmieniła się za bardzo. Wciąż młodzieńcza, urocza, wciąż tak samo piękna.

Napiętnowani | Lily i James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz