Medicine

72 6 0
                                    

*zawiera sceny 18+*


Mało spałem w nocy, myślałem cały czas o tym czy przyjdziesz, czy też nie. Nie dawało mi to spokoju. Coś we mnie chciało, abyś przybiegł teraz najlepiej, ale z drugiej strony bałem się, że kolejny raz złamiesz mi serce przez głupią obietnice, której nie dotrzymasz. Była siódma rano ja siedziałem na ogromnym łóżku z wieloma poduszkami wkoło mnie i zastanawiałem się nad naszą sytuacją. Odrzuciłeś mnie, przez presje ludzi, bałeś się, gwoździem w trumnie okazał się Modest i ich idealny plan ustawek i udawania hetero. Spłoszyłeś się niczym jelonek w lesie i wolałeś uciec, niż stawić czoła problemom. Potrzebowałem Cię, ale sam nie mogłem przełamać się, aby do Ciebie zadzwonić mimo, że wiele razy mój kciuk zawisnął nad zieloną słuchawką. Bywały dni, kiedy to przeglądałem nasze wspólne zdjęcia i ocierałem łzy z kącików oczu, a czasami wsłuchiwałem się w Twoje solówki. A czasami miałem ochotę wyrzucić wszystkie Twoje rzeczy i zwinąć się w kłębek. Mimo tego dalej Cię kochałem, tak mocno, że to aż bolało. Dlatego też mimo wszystko, chciałem abyś przyszedł, potrzebowałem wyjaśnienia. Musieliśmy po prostu usiąść przy stole twarzą w twarz i raz na zawsze ustalić na czym stoimy. Ubrałem się w starą bluzę i spodnie dresowe, które głównie służyły mi na siłownie, jednak nie chciałem się dzisiaj stroić. Zaś znowu z drugiej strony, Ty mogłeś odebrać, że  już kompletnie mi nie zależy, a było całkiem na odwrót. Potrzebowałem Cię. Przebrałem się w luźniejsze jeansy i flanelową koszulę, którą rozpiąłem tak jak miałem w zwyczaju. Jedyne co mogłem teraz zrobić, to czekać. Wyciągnąłem dwa kubki i w szafkach znalazłem jakieś ciastka. Czułem się jak babcia, która oczekuje na wnuków.  Puściłem stare piosenki na głośniku i czekałem. 

Podskoczyłem jak usłyszałem dźwięk dzwonka, ta krótka melodyjka wydawała się teraz czymś innym niż zazwyczaj. Ruszyłem się wręcz biegiem do drzwi. Kiedy ujrzałem Cię w progu, moje serce zatrzymało się na moment. Byłeś przeraźliwie chudy, koszulka wisiała na Tobie, jak na wieszaku, a rurki, które kiedyś były raczej ciasne, teraz stały się luźnie. Za uchem miałeś papieros, a obrączka obietnicy* świeciła na Twoim palcu. Ja sam swoją nosiłem na łańcuszku, albo między swoimi pierścionkami, ty zaś swoją rzadko kiedy nosiłeś, zazwyczaj miałeś ją przypiętą do paska spodni, albo w kieszeni, widok jej na twoim palcu mocno mnie zdziwił. Jednak kiedy spojrzałem w Twoje oczy, czułem jak ponownie w nich tonę, czułem, że zakochuje się w Tobie na nowo i miałem tak cholerną ochotę Cię pocałować, że o mało tego zrobiłem. Jedyne co mnie przed tym powstrzymało to,to że jesteśmy dalej na przerwie i możliwe, że dnia dzisiejszego zakończymy swój związek. 

- Cześć.

Nie wytrzymałem, wbiłem się w Twoje usta. Miałem gdzieś, Twoją reakcje, musiałem to zrobić. Zbyt długo byłem od Ciebie oddalony, żebym mógł tak obojętnie zareagować. Jednak Ty oddałeś pocałunek, wplatając swoje palce w moje loki i ciągnąc je lekko, tak jak zawsze lubiłem. Jęk wydostał się z moich ust, ale miałem to gdzieś. Czułem jak w moich spodniach robi się za ciasno, zresztą Ty byłeś w podobnej sytuacji. 

Here to take my medicine, take my medicine
Treat you like a gentleman
Give me that adrenaline, that adrenaline
Think I'm gonna stick with you

- Jezu, kocham to jaki wrażliwy jesteś Hazz. 

Hazz. Tak dawno nie słyszałem tego zdrobnienia w Twoich ustach, że musiałem ponownie Cię pocałować. Nieco zachłannie i niechlujne. 

- Jesteś jak lekarstwo wiesz?

- Sypialnia Louis proszę.

Byłem spragniony i bardzo podniecony, gdyby nie to, że znałeś drogę do sypialni, to sam bym tam nie dotarł. Całowaliśmy się i dotykaliśmy idąc tam, a ja zapomniałem o celu Twojej wizyty, nie obchodziło mnie to, potrzebowałem Ciebie, Twojej bliskości i po prostu poczucia, że nadal coś do mnie czujesz. Zimny metal obrączki obietnicy, powodował u mnie dreszcze, a w połączeniu z Twoim językiem na mojej szyi, byłem zdolny dojść w parę minut. 

Songs #Larry Stylinson#Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz