Rozdział VII

4.1K 224 23
                                    


Czuła się równie zdenerwowana jak Bridget Jones przed kolacją prawniczą Marka. I wcale nie dlatego, że była spóźniona czy źle pomalowana. Powodem był oczywiście mężczyzna. 

Wchodząc po schodach wiodących do pozłacanych drzwi posiadłości Państwa Daucer, nerwowo przetrząsała kopertówkę w poszukiwaniu zaproszenia. Gdy przeszła przez próg, w hallu tłoczyła się spora grupa ludzi. Wszyscy byli ubrani w wyjątkowe stroje, a ich bogactwo biło po oczach. Po obu stronach korytarza wisiały potężne lustra. Hester przyjrzała się swojej wieczorowej sukni. Długa z lekkim wcięciem w talii, odkryte plecy pokazujące dołeczki Wenus i cienkie ramiączka utrzymujące całość. Winny kolor sukni kontrastował z jej cerą. 

Gdy tłum przerzedził się podeszła bliżej wejścia. Otworzyła zaproszenie by jeszcze raz przyjrzeć się jak starannie wpisała swoje nazwisko w miejscu osoby towarzyszącej. 

Czy brak głównego gościa może budzić wątpliwości?

Podeszła jeszcze bliżej. Wysoki mężczyzna o rzadkim zaroście wyciągną rękę po kartonik. Czekając na jego rekcję nieświadomie wstrzymała oddech, ale mężczyzna bez mrugnięcia okiem wpuścił ją do środka. 

W sali było już mnóstwo ludzi. Rozmowy wśród gości trwały w najlepsze, a zespół grał nastrojowo, czekając aż będzie mógł pokazać na co go stać. W jednej chwili jeden z kelnerów zabrał jej z ręki wierzchnie okrycie, a drugi zastąpił je kieliszkiem schłodzonego szampana. Uśmiechnęła się z wdzięcznością. Szybko znalazła miejsce przy barze skąd miała dobry widok na większą część sali. 

- Witam. 

Usłyszała za sobą, mało nie oblewając się szampanem. 

- Mogę coś pani podać? - Jej oczom ukazał się przystojny mulat w dość nieumiejętnie zawiązanej muszce. W jednej dłoni trzymał ścierkę a w drugiej wysoką szklankę. - Proszę Pani? 

- Nie, dziękuję - odparła, unosząc do góry na wpół pełen kieliszek. Już miała się obrócić, gdy mężczyzna zapytał.

- Jest tu Pani sama?

- Nie do końca. - Upiła łyk szampana, na moment skrywając się za szkłem. Spojrzała wymownie, chcąc zakończyć rozmowę. 

Tobias, jak głosiła plakietka na jego piersi, uśmiechnął się odrobinę zbyt szeroko.

- Więc gdzie się podział Romeo? - kontynuował wciąż wycierając to samo szkło. 

- Musiał się odświeżyć - rzuciła lekko poirytowana.

Barman jednak nie miał zamiaru odpuszczać. Już szykował się do zadania kolejnego pytanie, gdy Hester warknęła.

 - Rozmiar stanika też ci podać? 

Zdumiony odłożył ścierkę i uważnie przyjrzał się jej.  

- Na oko strzelałbym, że B. 

Hester zamurowało. Z niedowierzaniem patrzyła na zadowoloną twarz mężczyzny. Odetchnęła głęboko i dopiła resztę szampana. 

- Tom Hiddleston. Jetem tu z Tom'em. - Ostentacyjnie odłożyła kieliszek. - A miseczka ma rozmiar C, dupku.

W tej samej chwili, gdy obróciła się  scenę oświetliły reflektory, a na sali zapanowała cisza. Po schodkach wspiął się mężczyzna ubrany w szary garnitur. Jego gęste siwe włosy były idealnie ułożone. Mayron sięgnął po mikrofon. 

- Witam was serdecznie na dwunastym balu charytatywnych pod przewodnictwem mojej ukochanej żony Oktavi. - Dłonią wskazał uroczą kobietę siedzącą przy stoliku tuż koło sceny. Uśmiechnęła się delikatnie a jej wąskie usta zamieniły się w cienką linię. - Szczególnie chciałbym przywitać moich dwóch wieloletnich przyjaciół. Henry'ego Oza! 

Czarnoskóry mężczyzna, którego Hest widziała w gazecie, wstał i ukłonił się gościom. Chwycił za dłoń swoją towarzyszkę i ucałował delikatnie, jednocześnie przedstawiając ją pozostałym. Salę obiegły oklaski. Ogolona głowa mężczyzny skupiła na sobie światło reflektora, przypominając zapaloną świecę. Mayron ponownie nachylił się nad mikrofonem. 

- Powitajcie również Tom'a Hiddlestona, którego zapraszam na scenę! 

Rudowłosej zabrakło tchu. Niczym duch wśród tłumu pojawił się jej szef, pewnym krokiem zmierzając ku scenie. Poczuła jak kurczy się w sobie. 

Mężczyźni wymienili uściski nie stroniąc od dowcipów. Daucer wręczył młodszemu drugi mikrofon. 

- To właśnie on poprowadzi tegoroczną licytację - dodał, klepiąc Toma po ramieniu.

O cholera, pomyślała Hester. 

- Korzystając z chwili - Mayron spojrzał na kolegę. - Chciałbym przywitać piękną kobietę, która towarzyszy mojemu drogiemu przyjacielowi w tak ważnym dniu. 

Na twarzy Thomasa malowało się niezrozumienie. Nie był pewien czy to kolejny żart starego druha. Nie raz zaskakiwały go jego pomysły. 

Hest bardzo powoli obróciła się w stronę baru, z zażenowaniem patrząc na Tobiasa. 

- Jednak się napiję - szepnęła, ale barman chyba nie przyjął przeprosin.

- Tu jest! - wykrzyczał tak głośno, że jego głos odbił się jej w czaszce. 

Strumień światła padł na bar nie dając szans na ukrycie się pod ladą. Starając się wyglądać naturalnie, Hester zwróciła się ku scenie z nieznacznym uśmiechem. 

Tom był zdecydowanie zaskoczony. Jego uśmiech rósł z każdą chwilą przemieniając się w niezręczny chichot. 

- No tak, naturalnie - przemówił patrząc na nią. - Zapraszam cię do nas, moja droga. 

Przez dłuższą chwilę nie mogła się poruszyć, ale z pomocą przybył jeden z kelnerów, który już wprowadzał ją na scenę. Nadal nie mogła wyjść z szoku. Jedyne nad czym starała się skupić to utrzymanie przytomności.  Szatyn podszedł do niej bliżej swobodnie oplatając ją w pasie. 

- Mam przyjemność przedstawić Państwu Hester Lapwing. - Spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek. - Moją dobrą przyjaciółkę i współpracownicę. 

Na te słowa odzyskała świadomość. Była zaskoczona, że Hiddleston poprawnie przedstawił ją, ale największe wrażenie zrobił na niej fakt, że ta szybko zostali dobrymi przyjaciółmi. Uśmiechnęła się, a tłum nagrodził ją oklaskami. 


Hiddleston Company  [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz