MARLA
Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi wejściowe, więc wychyliłam się z kuchni. Zobaczyłam dzięki temu Marlenę z niewyraźnym wyrazem twarzy, szybko zmierzającą w stronę schodów.- Coś się stało? - zapytałam, żeby się upewnić.
- Nie, źle się czuję - rzuciła krótko, po czym zniknęła na piętrze.
Skrzywiłam się. Na pewno coś jest nie tak. Stałam jeszcze chwilę zamyślona, aż w salonie pojawił się Masky.
- Cześć! - uśmiechnął się. - Wszystko w porządku? - zagadał.
- Martwię się o siostrę - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Chłopak zmarkotniał.
- Dlaczego się nią przejmujesz, po tym jak cię zaatakowała? - zapytał niezadowolony.
- Pomogła mi - wyjaśniłam - nie mam pojęcia czemu się o to cały czas czepiacie - dodałam. Powoli zaczynały irytować mnie te głupie oskarżenia.
- No dobra, nie zmienisz swojego zdania, rozumiem - odpuścił. - Idź po prostu z nią porozmawiaj i po problemie - stwierdził, gdy do środka wparowała kolejna osoba. Jak się okazało był to Toby. Widocznie się zamyślił, bo nawet nas nie zauważył tylko od razu skierował się do swojego pokoju. Posłałam sobie z Maskym znaczące spojrzenia.
- Jak widzisz, raczej nie jestem osobą, z którą Marlena dogaduje się najlepiej - oznajmiłam, po czym wróciłam do kuchni i wznowiłam krojenie warzyw do sałatki.
- Niby czemu? Przecież jesteś jej siostrą - zdziwił się chłopak.
- Wiesz - mruknęłam - nie sądzę, że ta dwójka będąc na dworze całkiem sama nie wykorzystała sposobności do rozmowy.
- Zresztą jakbym się nad tym zastanowił, to ostatnio Toby jakoś się zmienił. Pamiętasz, jak poprosiłem cię, żebyś pomogła przekonać mi Enigmę do ćwiczeń? Zaraz po tobie, wszedł do jej pokoju i dzięki jego propozycji jakoś dałem radę ją namówić. Gdybyś tylko słyszała ich rozmowę - zaśmiał się - brzmieli jak zakochana para - przyznał, na co uśmiech wypłynął na moją twarz.
- Myślisz, że coś z tego będzie? - spytałam.
- Kto wie. - Uśmiechnął się, opierając o blat. - Wydaję mi się, że szanse są dość duże - przyznał.
- To tak jak mi. - parsknęłam śmiechem, spoglądając na bruneta. Przez moją nieuwagę skaleczyłam się niechcący w palec.
- Au - syknęłam, odkładając nóż na bok i szukając wzrokiem ręcznika papierowego.
- Pokaż to - usłyszałam. Zerknęłam na Maskiego i podałam mu dłoń. Obejrzał dokładnie mój palec.
- Od tego raczej nie umrzesz, ale przydałby się jakiś plaster - zażartował, przez co spojrzałam na niego z politowaniem.
- Dziękuję panie doktorze za tą dokładną i specjalistyczną diagnozę - powiedziałam nieco sarkastycznie, nieco dla żartu, gdy chłopak wyciągnął z górnej półki paczkę plastrów i jeden z nich wyjął.
- Należy się mi, więc jakaś zapłata - spojrzał na mnie, unosząc lewą brew do góry i kończąc opatrywanie mojej ranki.
- Może jeszcze jakaś kolacja, co? - zaproponowałam na niby.
- Jak dla mnie wystarczy sama kolacja - odrzekł i ewakuował się szybko z kuchni.
- Nie mówiłam na serio! - Pobiegłam za nim.
- To za dwa dni, bo dzisiaj mamy misję! - odkrzyknął tylko i zniknął mi z pola widzenia. Zrezygnowana zaprzestałam gonitwy i stwierdziłam, że muszę najpierw dokończyć te rąbane śniadanie, przez które zostałam w kopana w jakąś pseudo randkę. Co jak co, ale życie pod jednym dachem z tyloma chłopakami jest czasem dużym utrapieniem.
***
Zbliżał się wieczór, a z nim także i misja. Nie mówiłam jeszcze tego siostrze, ale też będę brać w niej udział. Jest to moje trzecie zlecenie. Pierwsze dwa wykonałam, gdy była jeszcze nieprzytomna. Wiązało się z tym także kilka dusz, które już tkwiły na moim sumieniu. Chciałam jej to wyznać podczas ostatniej rozmowy, ale była już w zbyt złym stanie by słuchać czegoś takiego. Postanowiłam, więc oszczędzić jej już kolejnych nerwów. Moim zadaniem przed misją jest przypilnowanie Marleny by dobrze się na nią przygotowała. W związku z tym skierowałam się w stronę jej pokoju. Już chciałam zapukać, ale doszły mnie z niego czyjeś głosy.
- Masz wszystko?
- Tak.
- Ale na pewno?
- Tak.
Chwila ciszy.
- No dobra, jednak nie. Podręczny scyzoryk na wszelki wypadek. Gdzie go schować...? - dziewczyna zamyśliła się.
- Jak ci wygodniej - polecił ktoś.
- W takim razie ląduje w bucie - oznajmiła Enigma.
- No nie wiem czy tak jest wygodnie, ale jak uważasz. Czy teraz masz wszystko?
- Tak.
- Ale tak na pewno, pewno wszystko? - wyraźnie ktoś się z nią drażnił, a że jeszcze nie leżał martwy na podłodze i nie byłam to ja, to tylko jedna osoba mogła sobie z nią tak pogrywać.
- Toby do cholery, ile chcesz to ciągnąć? - burknęła zirytowana.
- No dobra, dobra. Już jesteś w pełni przygotowana do misji.
- W takim razie możesz sobie już iść?
Usłyszałam skrzypienie łóżka, więc musiała się na nim położyć. Zresztą jak to ona... Po chwili odgłos się powtórzył, a moje mięśnie się spięły.
- Nigdzie się nie wybieram - oznajmił chłopak.
- C-co ty wyprawiasz?! - krzyknęła Marlena, a do moich uszu dobiegł jakieś dziwne odgłosy. Po chwili ktoś chyba spadł z łóżka, bo dało się słyszeć głuche uderzenie. Odetchnęłam z ulgą.
- "Zmieniam zdanie. Jeśli oni nigdy nie będą razem to nie wiem co z tym światem jest nie tak."
Jakieś nowe shipy? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
CZYTASZ
Enigma [Z CREEPYPASTAMI]
Fanfiction[książka jest już bardzo stara, może pojawić się wiele niedociągnięć, błędów, styl pisania też woła o pomstę do nieba, więc jeśli chcesz ją przeczytać, to uprzedzam ✌] Dwie różne historie, których wątki nigdy nie powinny się połączyć tworzą całkiem...