MASKY
- Po czym zrobiła mi to - zakończył Toby swoją opowieść wskazując na ranę ciętą na jego policzku. Wszyscy zamilkli zastanawiając się czy przypadkiem chłopak nie zmyśla. Mimo wszystko widać było, że kiedy wbiegł do rezydencji był podenerwowany i się spieszył.
- Niezła bajeczka Toby. Tylko powiedz mi... Czemu po prostu nie przyznasz się, że tą ranę zrobił ci jeden z domowników podczas twojej misji? - powiedział wyluzowany Jeff. Jak widać był przekonany, że brunet po prostu nie chce się ośmieszyć.
- Spoważniałbyś przynajmniej raz - odparła Jane na jego słowa marszcząc brwi.
- Ty lepiej w ogóle się nie odzywaj - rzucił chamsko chłopak z założonymi za głowę rękoma.
- Pomyślałeś co będzie jeśli ona naprawdę jest dla nas zagrożeniem?! - dziewczyna podniosła głos zirytowana jego postawą.
- Jesteśmy niepokonani. Wojska czy tajne służby już nie raz próbowały nam coś zrobić zawsze z tym samym skutkiem. A ty! Ty mówisz mi, że całej naszej paczce zagraża jakaś zbyt pewna siebie smarkula? Proszę, nie ośmieszaj się. Poza tym wiemy, że Toby nie jest najlepszy w walce. Nie wiem w ogóle jakim cudem jest jednym z proxy - podsumował grubiańsko czarnowłosy. Widziałem jak Toby zaciska dłonie w pięści. Nie tylko mnie wkurzało lekceważące zachowanie Jeffa.
- To, że jest pomocnikiem operatora musi o czymś świadczyć! - Jane aż wstała ze swojego dotychczasowego miejsca nachylając się nad psychopatą i wygrażając mu palcem. - Poza tym nie zmieniaj tematu! Musimy coś wymyślić i się jej pozbyć.
- Jestem tego samego zdania - odezwałem się. Podobnie jak reszta domowników zgadzałem się ze słowami dziewczyny. - Może wystarczy napaść na nią całą grupą. Łącznie jest nas piątka. W każdej chwili możemy się zebrać i ją zabić - zaproponowałem.
- Co prawda to prawda ale nie możemy być jednak zbyt pewni siebie. Mimo wszystko jest naprawdę dobra - ostrzegł Toby.
- Myślę, że na dzisiaj to koniec naszego zebrania. Gdyby ktoś dowiedział się czegoś więcej natychmiast niech mówi o tym innym - zakończyłem naszą konwersację wstając i kierując się do swojego pokoju, który dzieliłem z dwójką pozostałych proxy. Korzystając z ich nieobecności przebrałem się w jakieś luźniejsze ubrania z zamiarem pójścia spać. Położyłem się w wygodnej pozycji na swoim łóżku oczekując na nadejście snu. Mimo wczesnej godziny nie musiałem zbyt długo czekać, bo już po kilku minutach moje powieki stały się cięższe i opadły.
Nie śniło mi się nic szczególnego. Przynajmniej tak myślałem na początku. Po prostu chodziłem po lesie napawając się widokiem promieni jesiennego słońca przedzierających się przez nagie konary i gałęzie. Kolorowe liście szeleściły pod moimi nogami, a wiatr rozwiewał je na różne strony. Spacerowałem rozmyślając o różnych małostkowych problemach i nieistotnych sprawach. Widziałem wiewiórki skaczące z drzewa na drzewo lub jeże małymi kroczkami idące do swoich norek. Ale nie opuszczało mnie dziwne uczucie niepokoju. Co chwila coś zmuszało mnie żebym rozejrzał się dokładnie po okolicy w poszukiwaniu jakiegoś zagrożenia. Jednak nic nie rzucało mi się w oczy więc po pewnym czasie dałem sobie z tym spokój. Był to wielki błąd. Jak za dotknięciem magicznej różdżki cały otaczający mnie krajobraz zaczął się zmieniać.
Drzewa powykręcały się nienaturalnie i zszarzały, słońce schowało się za ciężkimi, deszczowymi chmurami, a zwierzęta zniknęły. Atmosfera panująca wokół stała się smutna i nie do zniesienia. Nim spostrzegłem z nieba zaczął padać deszcz lecz nie był on normalny. Zamiast z wody krople stworzone były z czarnej mazi leniwie spływającej i zostawiającej po sobie czarne ślady na ubraniu i skórze. W pewnym momencie dziwna substancja zaczęła mnie oblepiać, sekunda po sekundzie odbierając dostęp do cennego powietrza. Wlewała mi się do ust, nosa a po chwili także do oczu. Ostatnie co udało mi się zobaczyć to jakąś postać stojącą nade mną z wykrzywioną w dziwnym grymasie twarzą.
Potem obudziłem się zalany potem, oddychając ciężko. Odruchowo sprawdziłem czy mojego ciała przypadkiem nic nie oblepia. Całe szczęście nie. Poczekałem aż mój oddech się uspokoi po czym rozglądnąłem się po pokoju myśląc co mam robić, ponieważ nie byłem pewny czy uda mi się ponownie zapaść w sen. Ku mojemu przerażeniu w kącie pokoju nad łóżkiem Tobiego stała jakaś postać. Była wyraźnie nad czymś skupiona i chyba nie zauważyła, że już nie śpię. Wziąłem ostrożnie nóż z półki stojącej obok łóżka tak by niczego nie potrącić i nie wydać żadnego hałasu po czym powoli wstałem. Podejrzewałem iż mogła być to ta dziewczyna z lasu, o której szczegółowo opowiadał nam Toby. Zakradłem się szybko aczkolwiek bezszelestnie za plecy włamywaczki. Uniosłem prawą rękę, w której trzymałem broń do góry i zamachnąłem się z zamiarem wbicia go w jej plecy. Mimo moich starań by się nie zdradzić dziewczyna jakimś cudem uchroniła się przed atakiem. Obróciła się o 180 stopni i zanim zdążyłem ją zranić złapała moją rękę dzierżącą nóż i boleśnie wykręciła. Nie zwracając uwagi na ból wpatrywałem się w jej twarz zasłoniętą w połowie przez maskę jakby chcąc przebić się przez nią wzrokiem i ujrzeć co się pod nią skrywa.
Jasnowłosa chyba zauważyła, że się w nią wpatruję więc puściła mnie i szybko wyskoczyła przez otwarte okno.
- Zaraz? Przecież mieszkamy na drugim piętrze! - pomyślałem biegnąc za nią lecz ostatecznie nie mając zbytnio odwagi by skoczyć i udać się w pościg. Oparłem się o parapet szukając jej wzrokiem lecz nadaremno. Było tak jakby rozpłynęła się w powietrzu. Wtem przypomniałem sobie o Tobym. Podbiegłem do niego i zacząłem nim potrząsać, tak aby się obudził.
- Co się dzieje? - zapytał zaspanym głosem. W końcu był środek nocy.
- Ona tu była - nie musiałem mówić nic więcej by chłopak zrozumiał i całkiem się rozbudził. Szybko zmienił pozycję na siedzącą i zaczął rozglądać się po pokoju.
- Ale jak? - zapytał przerażony. Wskazałem ruchem głowy na otwarte okno.
- Nic ci nie zrobiła? - zapytałem mając nadzieję, że odpowiedź będzie przecząca.
- Nie wiem, przecież nie czuję bólu - powiedział lecz po chwili namysłu zaczął dokładnie sprawdzać swoje ciało w poszukiwaniu jakiś ran. Dziewczyna dobrze wiedziała kogo wybrać, aby się nie obudził.
- Tu coś jest! - wykrzyknął wskazując na nacięcia na jego ręce, a także przy okazji budząc Hoodiego.
- Co się dzieje? - zapytał niemrawo lecz nie zwracaliśmy teraz na niego uwagi. Być może właśnie dostaliśmy jakąś wskazówkę.
- Coś tu pisze tylko jest niewyraźnie - powiedziałem przyglądając się krzywym kreskom. - M-A-R - przeliterowałem.
- Najwyraźniej przeszkodziłeś jej i nie zdążyła napisać tego co chciała. Trochę szkoda, bo moglibyśmy się czegoś dowiedzieć - zauważył brunet.
- No cóż. Na to nic nie poradzimy...
***
CZYTASZ
Enigma [Z CREEPYPASTAMI]
Fanfic[książka jest już bardzo stara, może pojawić się wiele niedociągnięć, błędów, styl pisania też woła o pomstę do nieba, więc jeśli chcesz ją przeczytać, to uprzedzam ✌] Dwie różne historie, których wątki nigdy nie powinny się połączyć tworzą całkiem...