Rozdział 14

189 14 0
                                    

ENIGMA

Byłam w dobrze znanym mi miejscu. Był to przedsionek mojego dawnego domu. Jak zwykle wisiała tu masa kurtek, a na ziemi walały się porozrzucane wszędzie buty. Na półce poukładane były równo czapki z daszkiem i kaski, które zakładałyśmy kiedyś z siostrą, gdy chciałyśmy pojeździć na rowerach. Nagle usłyszałam krzyk.

- Marla! Chodź szybko do kuchni - kobiecy głos dotarł do moich uszu. Z emocji aż zakryłam dłonią usta, by zagłuszyć łkanie. Czy ja śnię? To musi być sen! Inaczej tego nie wytłumaczę... Szybko pobiegłam do wskazanego pomieszczenia. Zastałam tam moją siostrę siedzącą na krześle oraz klęczącą przed nią brunetkę.

- Mamo - wyszeptałam czując zbierające się w mych oczach łzy. Czemu ten sen jest tak realistyczny? Cierpię. Ona nie jest prawdziwa, to tylko wytwór stworzony z moich wspomnień.

- Czemu sama nie przyszłaś, żebym opatrzyła ci kolano? - zapytała uśmiechając się wesoło i przyklejając kolorowy plaster na ranę.

- Nie miałam czasu. Obiecałam siostrze, że jeszcze pójdę oglądać z nią gwiazdy, a wcześniej musiałam przygotować koc i krzesła, żebyśmy miały gdzie siedzieć - wyjaśniła wesoło. Z przerażenia cofnęłam się krok do tyłu. To było dzień przed... Przed tym wszystkim...

- Idę, nie mogę się spóźnić - oznajmiła dziewczynka, zeskakując z krzesła.

- Tylko nie siedźcie tam do późna - poleciła kobieta.

- Dobrze! - odkrzyknęła Marla, wybiegając z kuchni. Skierowałam się za nią. Wybiegła na dwór. Dostrzegłam tam siebie obserwującą nieboskłon. Zwykłam tak robić codziennie po zmroku. Uwielbiałam beztrosko obserwować migoczące gwiazdy do czasu... Do czasu, gdy pewnego dnia przysłoniły je gęste, czarne kłęby dymu. Od tej pory znienawidziłam nocne niebo... W pewnym momencie otoczenie się zmieniło i znajdowałam się w swoim pokoju wraz z moją mniejszą, śpiącą kopią. Odruchowo wyjrzałam przez okno. Z przerażeniem stwierdziłam, że w oddali widać już zbliżający się ogień. Zamarłam. Nie chciałam przeżywać tego ponownie. Dlaczego musi mi się to śnić! Ale z drugiej strony... Ja nie mogę pamiętać sceny z kuchni (nie było mnie tam) ani tego momentu skoro spałam. Czy to naprawdę jest sen? W pewnym momencie ktoś pojawił się w pokoju. Szybko obróciłam się w jego stronę. Był to Slenderman. Co on tu robi? Podszedł on do śpiącej mnie i przyłożył mi dłoń do policzka. Co on wyprawia? To nie mnie chciał zabrać. Kiedy zabrał rękę z mojej twarzy, dało się na niej dostrzec jakiś znak. Odruchowo przyłożyłam rękę do swojego naznaczenia. A więc wtedy mi to zrobił.

- Potrzebujesz motywacji. Kiedyś po ciebie wrócę - szepnął by mnie nie obudzić, po czym gdzieś się przeteleportował. Chciałam iść go znaleźć, jednak gdy postawiłam pierwszy krok, sceneria znów się zmieniła. Stałam ponownie w ogrodzie. Spojrzałam w niebo, lecz żałując szybko opuściłam wzrok. Ten widok napawał mnie strachem i odrazą oraz przywoływał złe wspomnienia. Kłęby czarnego dymu unoszące się coraz wyżej, przysłaniające wszystkie gwiazdy i księżyc. Wtedy właśnie znienawidziłam obserwacje nieboskłonu nocą... Nagle to wszystko zniknęło i zostałam sam na sam z otaczającą mnie pustką... Co mam robić? Chcę się obudzić... Wyjść z tego koszmaru... Ale jak? W ogóle czemu nie ma tu Michiru? Mniejsza z tym... Zaczęłam próbować zmusić moje ciało do posłuszeństwa. Wysiliłam umysł i zaczęłam o tym gorączkowo myśleć aż straciłam poczucie czasu (o ile wcześniej w ogóle je miałam). Nie wiem ile to trwało zanim poczułam nagły przypływ bólu. Następnie czucie w nogach, trochę później także i w rękach. Po chwili zdziwiona stwierdziłam, że ktoś musi trzymać moją prawą dłoń. Chciałam otworzyć oczy jednak wydawało się to być bardzo trudnym zadaniem. Moje ciało było takie ciężkie... Ale nie mogłam się poddać. Tak daleko zaszłam. Z wielkim trudem uchyliłam nieco powieki, ale zaraz tego pożałowałam, ponieważ promienie słońca były skierowane prosto na moją twarz. Szybko więc ponownie zamknęłam oczy, a z moich ust mimowolnie wydostało się ciche syknięcie.

- Marlena? - usłyszałam dziewczęcy głos. Nie słyszałam go nigdy. Poczułam, że ktoś puścił moją rękę, a następnie usłyszałam zasuwanie zasłon. Podjęłam drugą próbę. Z ulgą stwierdziłam, że słońce już mnie nie oślepi. Gdy mi się udało mogłam zlustrować dokładnie wszystko spojrzeniem. Znajdowałam się w nie dużym pomieszczeniu z dwoma łóżkami, niewielką szafą, komodą i biurkiem wykonanymi z ciemnego drewna. Wzrok wlepiała we mnie jakaś blondynka. Wszędzie rozpoznałabym ten szpiczasty nos i spojrzenie ciemnych oczu jak zwykle przepełnione troską.

- Marla? - wyszeptałam zarazem szczęśliwa, jak i zdezorientowana. Dziewczyna bez słowa podbiegła do mnie i mocno przytuliła. Po chwili usłyszałam cichy płacz.

- Co się dzieje? - zapytałam wprost. Mam nadzieję, że nikt jej nic nie zrobił.

- Tak bardzo się o ciebie martwiłam - odkleiła się ode mnie i starła łzy.

- To ja powinnam martwić się o ciebie - stwierdziłam, spuszczając głowę.

- Ty już zrobiłaś swoje - odparła.

- Tak w ogóle, gdzie my jesteśmy? - zapytałam chcąc zmienić temat.

- W domu Slendermana - odpowiedziała na co zacisnęłam dłonie w pięści. Nie chcę tu być...

- Coś się stało? - zmartwiła się siostra.

- Nie, nie... Powiedz mi ile spałam? - zaciekawiłam się na co mina jej zrzedła.

- Kiedy cię tu przynieśli, nie wiedzieli czy przeżyjesz. Twój organizm był na skraju wyczerpania. Gdyby zaczęli ratować cię chwilę później, mogłabyś się już nie obudzić. Martwiliśmy się o ciebie. Siedziałam przy tobie cały czas, czasem tylko zmieniał mnie Toby bym mogła coś zjeść i się ogarnąć, a czasem dotrzymywał mi towarzystwa. Nie wiem co mu zrobiłaś, ale wyglądał jak pies, który oczekuje od długiego czasu aż zobaczy swojego pana - powiedziała, posyłając mi mały uśmiech. - Ogółem trwało to niecałe dwa miesiące - zakończyła. Kiedy jej słowa do mnie dotarły od razu cała zesztywniałam.

- Coś nie tak? Nie martw się o na...

- Ile dokładnie? - przerwałam jej. Zastanawiała się chwilę zaniepokojona.

- Gdybyś leżała jeszcze sześć dni, wyszłyby równe dwa... Ale o co ci chodzi? - dociekała. Bez odpowiedzi schowałam twarz w dłoniach. Zacisnęłam zęby. Jak to możliwe. Chciałam wykorzystać ten czas na pożegnanie, a teraz pozostał mi na to niecały tydzień.

- Proszę powiedz mi co się dzieje! - krzyknęła zdesperowana blondynka, potrząsając mną lekko.

- J-ja, j-ja... Zostało mi sześć dni nim umrę - wyszeptałam przerażona. - Przed bitwą ustaliłam z moim demonem, że pozwoli mi bez problemu siebie kontrolować jeśli skróci mój pozostały czas do dwóch miesięcy - wyjaśniłam całkowicie załamana.

- Że co? Czemu mi nie powiedziałaś? - usłyszałyśmy głos dobiegający od strony drzwi. Jak się okazało stał w nich Toby.

Tak dobrze pisało mi się ten rozdział, że aż nie zauważyłam, że już mogę go zakończyć ;p

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tak dobrze pisało mi się ten rozdział, że aż nie zauważyłam, że już mogę go zakończyć ;p

Enigma [Z CREEPYPASTAMI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz