Rozdział 30

115 13 5
                                    

Kilka dni później...

MARLA

Zajrzałam po raz kolejny tego dnia do pokoju Toby'ego i dwóch innych proxy. Chłopak nie wychodził z niego odkąd dowiedział się, że moja siostra nie żyje. Wyglądał na okropnie przybitego, z nikim nie gadał i tylko leżał na łóżku cały dzień. Było zupełnie tak jakby jego życie całkiem straciło sens i nie miał już w nim żadnego celu do wypełnienia, więc równie dobrze mógłby umrzeć. Wszyscy się o niego martwiliśmy. Każdy lokator zdał sobie nagle sprawę jak Marlena była dla niego ważna. Większość przedtem nie miała o tym pojęcia, a inni się domyślali. 

Uchyliłam szerzej drzwi, by móc wejść do środka. Podeszłam do łóżka Toby'ego i na komodzie obok postawiłam talerz z obiadem. Posłałam chłopakowi współczujące spojrzenie, mimo że nie mógł go zauważyć, ponieważ twarz miał przyciśniętą do poduszki. Pewnie płakał i chce teraz ukryć oznaki tego. Wstyd mi się przyznać, ale nawet ja nie żywiłam do Marleny tak silnych uczuć. Zaczęłam kierować się w stronę drzwi, lecz zatrzymał mnie zachrypnięty głos. 

- Przepraszam...

Od razu zawróciłam i tak jak matka do dziecka, przysiadłam się obok chłopaka na skraju materaca.

- Nie masz za co. Ja też jestem w rozsypce - przyznałam. Momentalnie przypomniało mi się moje odbicie w lustrze. Podkrążone oczy, blada skóra, Rozczochrane włosy, których nie miałam siły układać, by wyglądały co najmniej znośnie, pomięta, poplamiona bluzka i mina jak u trupa. 

- Ale to lrzeze mnie nie ma jej z nami. Gdybym tylko został przy niej... Poza tym ci nikt nie poświęca przez to swojego czasu. Przynosisz mi codziennie posiłki, a ja tu tylko leżę i gniję - stwierdził. 

- Z tego co mi wiadomo, podobnie było z tobą i z nią. - Nie chciałam wypowiadać przy nim jej imienia. - Po prostu się odwdzięczam, a poza tym co mi szkodzi poświęcić ci dwie minuty - zauważyłam. - Leż tu ile chcesz. Ważne jest, żebyś w końcu doszedł do siebie. My poczekamy - zapewniłam go i ponieważ brunet już nic nie mówił, opuściłam pomieszczenie.

Skierowałam się szybko do swojego pokoju i upewniłam się, że domknęłam drzwi. Następnie rzuciłam się na materac i zaczęłam po cichu płakać. To nie była dla mnie łatwa rozmowa. Wstrzymywałam łzy, aby nie rozkleić się przy Tobym i jeszcze bardziej go nie załamać. Uczucie pustki w sercu jest nie do zniesienia. Czasem uda ci się je stłumić, ale później wraca ze zdwojoną siłą i nie możesz tego wytrzymać. Poduszka zaczęła powoli robić się wilgotna, by po chwili widniała na niej dość spora mokra plama. W tym feralnym dniu, gdy wróciliśmy do rezydencji po misji, chciałam wszystkim powiedzieć, że Marlena zmarła przez kontrakt ze swoim demonem, mimo że ilość pozostałych dni się nie zgadzała. Zwaliłam to na jej osłabienie. Zanim się to stało, Toby uświadomił mnie jak było naprawdę. Podobno przejęła demona po Kamikadze i dzięki niemu mogła jeszcze żyć. Nie powiedział mi dokładnie ile, bo sam nie wiedział. Gdy poszliśmy w miejsce, gdzie miała być, zastaliśmy tam tylko kupkę prochu i zaschniętą wokół krew. Nie słyszałam o takich przypadkach, ale może to dlatego, że swojego demona mam stosunkowo od niedawna. Pewnie się wykrwawiła, a przez to, że była właścicielką jednej z demonicznych broni, jej ciało się spopieliło. 

Nagle poczułam jak materac obok mnie się ugina i kogoś dłoń ląduje na moim ramieniu. Nawet się nie zorientowałam, że ktoś tu wszedł. Uniosłam powoli wzrok i napotkałam współczujące spojrzenie Maskyego.

- Coś się stało? - Mój głos był okropny i zachrypnięty, aż odechciało mi się odzywać.

- Będzie dobrze - szepnął chłopak, ignorując moje pytanie i mnie przytulił. Zaskoczył mnie tym trochę, ale tego właśnie potrzebowałam. Brunet położył mnie, cały czas obejmując, a ja wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. Czułam, że nie muszę się przy nim powstrzymywać i mogę wreszcie dać upór swoim emocjom. Trochę to trwało, ale po jakimś czasie zasnęłam z wyczerpania.

Przyniosłam się oczywiście do pustki, w której miałam przyjemność bywać codziennie od około trzech miesięcy.

- Cześć - mruknęłam smętnie w stronę przebywającego tu chłopaka.

Nazywa się Kamal i jest określany jako demon klasy średniej. Pochodzi z Egiptu. Jego tęczówki są koloru niebieskiego z granatowymi plamkami. Odcień cery podchodzi pod bardzo wyblakły kolor indygo. Ma lazurowe, krótkie i wymodelowane na szpic włosy. Jego ubranie składa się z błękitnej koszuli i atramentowych spodni do kostek. Charakter ma cóż... Specyficzny... Wszystko co robi i mówi jest aż nazbyt nasycone emocjami i uczuciami.

- Co się stało kochaniutka? - zapytał przesadzonym, typowym dla siebie tonem.

- To jeszcze ci nie wspominałam? - zapytałam zrezygnowana, kładąc się na ziemi.

- Niestety sobie nie przypominam - zasmucił się.

- Moja siostra nie żyje - wypowiedziałam te słowa z ogromną trudnością. Ledwo co przeszły mi one przez gardło.

- Co za tragedia! Nie wytrzymam tego! - mężczyzna wręcz teatralnie chwycił się za serce. - Czy chodzi ci o tą dziewczynę z demonem, o której opowiadałaś mi jakiś czas temu? - zaciekawił się.

- Tia... - przyznałam.

- Co jej się stało - zatroskał się.

- Byliśmy na misji, podczas, której ktoś ją postrzelił. Dwójka chłopaków wyprowadziła ją na dwór, gdzie jeden z nich zbadał mniej więcej jej stan. Dostała kulkę blisko serca, która najwyraźniej uszkodziła jedną z tętnic. Podejrzewamy, że się wykrwawiła - opowiedziałam mocno skróconą wersję tych wydarzeń.

- Och, to doprawdy tragiczna historia - westchnął - ale dlaczego "podejrzewacie" - nie zrozumiał.

- No cóż... Po tym zostawili ją samą, a gdy nasza misja się zakończyła i poszliśmy do miejsca, gdzie powinna się znajdować, zastaliśmy tylko kupkę prochu - wyjaśniłam.

- Hmm... - Demon nagle spoważniał, co kompletnie do niego nie pasowało. Jego niecodzienne zachowanie od razu zwróciło moją uwagę. Podniosłam się gwałtownie do siadu i wlepiłam w niego zaciekawione spojrzenie, czekając aż powie coś więcej.

- W takim razie muszę ci coś wyjaśnić - stwierdził.

- Zamieniam się w słuch - oznajmiłam, po czym zaczęlismy naszą o dziwo normalną rozmowę.

***

Powoli otworzyłam oczy. Było jakoś inaczej. Dopiero po chwili doszło do mnie, że Masky cały czas mnie przytula. Wynikało z tego, że zasnęłam w jego objęciach. Teraz, jednak mnie to nie obchodziło. Liczyły się tylko informacje, które zdobyłam.

- Wszystko w porządku? - zapytał szeptem chłopak.

- Nawet nie wiesz jak zdenerwowana i szczęśliwa zarazem jestem. - Uśmiechnęłam się do niego.

Jeszcze dwa planowane rozdziały do końca 😏😏

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jeszcze dwa planowane rozdziały do końca 😏😏

Enigma [Z CREEPYPASTAMI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz