Dla ResaWarfield
Życzę wszystkim miłej lektury!Po widnokręgu ospale przesuwały się puchate chmury. Niebo było kolorach szarego błękitu, gdzieniegdzie podpalanego czerwonymi smugami zachodzącego słońca. Ptaki dnia skończyły już swoje pieśni, a nocne swych jeszcze nie zaczęły. Słychać było czasami rozbawione głosy przyjaciół, którzy grali w karty, albo śmiech plotkujących kobiet. Gdy upały południa ustępowały i miasto ogarniał przyjemny chłód wieczoru, ludzie wychodzili by spotkać się z przyjaciółmi i miło spędzić czas. Czas wtedy zdawał się zwalniać i płynął tak leniwie i błogo do późnych godzin nocnych, gdy ludzie żegnali się, by spotkać się kolejnego dnia. Nie wszyscy jednak czuli w tamtej chwili ową błogą rozkosz.
(Imię) siedziała przy stole intensywnie wpatrując się w dach pobliskiego domu. Nie wypatrywała jednak detali obrośniętych mchem, czerwonych dachówek. Oczy ją paliły i czuła, że zaraz z oczu polecą jej łzy. Nie chciała tego, nie chciała pokazać mu jaka jest słaba. Jego słowa wybijały coraz większe dziury w sercu, oczy boleśnie drążyły umysł. Chłonęła wszystko, a nadmiar bodźców ogniskował bólem głowy. Chciała uciec. Chciała też przylgnąć mu do piersi i pozostać tak na zawsze. Kilka razy uszczypnęła się, by sprawdzić czy nie śni tego koszmaru. Było to jednak bezskuteczne, a słowa poparte swą realnością wyrządzały podwójne szkody.
Wreszcie nastała cisza. Zakończył swój niedługi, ale jakże mocny monolog. Ona wciąż trwała, analizując po raz setny te same słowa, zaszła jednak drobna różnica. Płakała. Słone krople rozbijały się o twardą powierzchnię stołu lub wsiąkały w miękkie fałdy muślinowej spódnicy. (Długość, kolor) kosmyki błyszczały w ostatnich słonecznych promieniach jak jedwabne nici zdobiąc ją piękniej niż niejedna biżuteria.
- Czemu teraz? - zapytała nie spojrzawszy na niego, głosem odmienionym, zimnym, którego sama nie poznała.
- Powiedziałem ci. - odpowiedział spokojnie.
Milczała chwilę, po czym usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu i zapytała ponownie:
- Czemu dopiero teraz?
Nie odpowiedział, pobladł. Nie spodziewał się takiego pytania. Zdziwiło go, zasmuciło, stanowiło pożywkę do wzrostu tłumionych wcześniej obaw.
Ona natomiast uśmiechnęła się szerzej, zadowolona z celnego ciosu. Chciała by cierpiał tak jak ona. Wstała , jej długa, lekka spódnica zawirowała. Zaczęła przechadzać się po pokoju. Po chwili zatrzymała się jednak i wpatrywała się weń wyczekująco. Czekała aż zrozumie co mu zarzuca i zacznie przepraszać. Wybaczyłaby mu, puściła w niepamięć usłyszane przed chwilą słowa. On jednak wciąż milczał. Nie uzyskawszy odpowiedzi, próbowała inaczej.
Podeszła i przylgnąwszy do niego, przestała hamować łzy które obficie spływały jej po policzkach. Objął ją i przycisnął do siebie.
- Czyż nie dałam ci wszystkiego? - łkała.
- Wiesz przecież, że nie o to chodzi - łagodnym głosem uspokajał.
- Ależ tak! Ale wiesz przecież, że zrobiłabym wszystko…
- Dałaś mi więcej niż kiedykolwiek marzyłem. - zatracił się, chciał ją pocałować, wyrwała się jednak.
- No właśnie! Oto wy, mężczyźni! Porzucacie kobiety gdy tylko zaspokoją wszystkie wasze potrzeby! - Nie płakała już, w (kolor) oczach paliły się wściekłe ogniki.
- (Imię)! - W jego głosie była mieszanka smutku i złości.
Nie odpowiedziała, skierowała się ku drzwiom.
- Kocham cię! - Usłyszała za plecami. Choć słabe, starczyło by ją zatrzymać.
Odwróciła się, popatrzyła mu w oczy. W jej oczach spoglądających spod długich, ciemnych rzęs, nie dało się już dostrzec cienia złości. Choć smutne, wpatrywały się w niego z miłością i czułością, nagie, nieosłonięte ani ironią ani złością. Pod wpływem tego spojrzenia poczuł jak jego stalowo błękitne oczy zaczynają zachodzić mgłą łez, a mięśnie napinają się by ruszyć, wziąć ją w ramiona i uścisnąć mocno, tak by nigdy już się z nią nie rozłączyć.
Ona czuła to samo. Wytrwale wyczekiwała z jego strony jeszcze dwóch słów: ,,przepraszam’’ i ,,zostań’’. To by jej wystarczyło. Nie potrzebowała słyszeć nic więcej.
Cisza jednak trwała nie zmącenie. Postanowiła odwrócić się z powrotem ku drzwiom. Może to wywoła w nim jakąś reakcję? Jednak nie powiedział nic i jedynie powiódł wzrokiem za jej sylwetką.
- ,,Proszę! Wciąż milczy. Nie powie tego!’’ - myślała.
Mijały minuty. Nagle (Imię) odwróciła się i drżącym głosem powiedziała:
- Kochałam cię! - I wyszła.*****
Dzień był nieznośnie upalny. Tętent koni niemalże zagłuszał jego okrzyki zagrzewające Zwiadowców do szarży. Czuł pod sobą szybko falujący grzbiet konia. Obrazy szybko przesuwały się przed oczyma. Słyszał dobiegające zza pleców rżenie zajeżdżanych koni, krzyki żołnierzy, szloch, urwane słowa modlitwy. Ciemny, małpi kształt w oddali zatoczył się i Erwin widział jak wyrzucone przez niego kamienie zbliżają się coraz bardziej, zwiększając swe rozmiary od małego punktu do głazu zdolnego powalić konia.
W umyśle wirowały urywki wspomnień. Znowu był chłopcem i siedział w ławce, z uwagą słuchając słów nauczyciela - ojca, którego grób już po chwili odwiedzał. Zobaczył też Nile’a, znacznie młodszego, z czasów gdy obaj jeszcze byli kadetami, oraz hebanowe loki Marie, w której byli zakochani. Później z odmętów pamięci wyłaniały się i znikały twarze znajomych zwiadowców, przyjaciół, których los miał zaraz podzielić. Później stał chwilę z Hanji, Levi’m i Mike’iem dyskutując, zaraz też unoszony był w powietrze przez tytana, który odgryzł mu rękę.
Usłyszał mrożące krew w żyłach rżenie konia i jęk. Pierwsza krew została przelana. Nagle zobaczył, że i jego od lecącego z ogromną szybkością głazu dzielą już tylko centymetry. Wtedy ostatnie wspomnienie stanęło mu przed oczami.
Otwierał właśnie drzwi (Imię), która odwiedzała go po stracie ręki, zmieniając mu bandaże oraz pomagając z domowymi obowiązkami. Tamtego dnia było bardzo gorąco, (Imię) przyszła więc w słomkowym kapeluszu i zwiewnej, batystowej sukience. Widać było, że jest czymś bardzo podekscytowana, od wejścia tryskała radością i energią. Zapytała, czy wie jaki jest dzień. W odpowiedzi podał jej datę oraz dzień tygodnia. Przez moment stała zdziwiona jego obojętnością, zaraz jednak rzuciła mu się na szyję i pocałowała w policzek. Gdy zarumieniony zapytał się o powód jej zachowania, ze śmiechem odpowiedziała, że przecież są jego urodziny. Z przyniesionego koszyka wyjęła nieduży, ale ślicznie ozdobiony tort, a do jego mieszkania zaczęli schodzić się nieliczni goście, których udało jej się zaprosić.
Nagle jednak zobaczył ją znów, gdy w błekitnej spódnicy, mówiła ,, Kochałam cię’’ i nim przestąpiła próg drzwi, poczuł drążący ból w lewej części ciała i usłyszał urwane rżenie swojego konia, któremu głaz przewiercił część czaszki.
Runęli razem na ziemię, w pył. Ostatkiem sił zobaczył wymijających go żołnierzy, którzy wciąż niestrudzenie, z okrzykiem na ustach gnali przed siebie. Zdążył jeszcze zobaczyć jak Tytan Bestia wyrzuca druga salwę, po czym pociemniało mu w oczach, a ciężkie powieki opadły.*****
Lato miało się ku końcowi, na drzewach zaczęły pojawiać się brązowe liście. Wieczory były już coraz chłodniejsze i coraz rzadziej usłyszeć można było wesołe głosy spotykających się ludzi. Niebo zasnuł całun ciemnych chmur. Zbierało się na burzę.
(Imię) znowu siedziała przy tamtym drewnianym stole i wpatrywała się w znajomy dach. Jednak tym razem nie powstrzymywała łez.
- Więc nie żyje? - zapytała kolejny raz drżącym głosem, a jej pierś zafalowała.
- Tak, dziś sprowadziliśmy ciało i na jutro planowany jest pogrzeb. - cierpliwie odpowiedział Kapral.
(Imię) drgnęła. Dopiero teraz dotarła do niej wiadomość o pogrzebie.
- Czy mogę je zobaczyć?! - zapytała z ożywieniem, błagalnie spoglądając na Levi’iego.
- Zważywszy na pani stan nie wydaje mi się to zbyt dobrym...
(Imię) stałą już jednak przy nim i błagała:
- Proszę, ja muszę, ten ostatni raz!
Levi nie miał już więcej sił na dyskusję i przystał na jej prośbę.Gdy następnego dnia ujrzała ciało Erwina w kostnicy, zemdlała. Nie udało jej się być na pogrzebie. Grób odwiedziła tylko raz, miesiąc później. Zostawiła kwiaty - białe asfodele, a wyszeptane przed nagrobkiem słowa porwał wiatr, by powtarzać
,,Kocham Cię”
Koniec
CZYTASZ
Attack on Titan oneshoty (i nie tylko)
FanfictionTytuł wszystko mówi, czyż nie? Pierwszy oneshot jest, żeby jakoś rozruszać imprezę, hehe, chyba nikt normalny tak nie mówi... Ale po co się przejmował normalnością? Szybkie sprostowanie - postacie i fanarty użyte w opowiadaniach nie należą do mnie...