Pisanie zakończenie było przyjemniejsze, niż powinno XD
(Imię) stała przed starymi, podniszczonymi drzwiami, zza których dobiegał szelest rozmów i śmiechów. Jeśliby posłuchać uważnie, można było usłyszeć nawet cichy szum muzyki płynącej z radia. Kobieta stała pogrążona w zamyśleniu, podświadomie mnąc w ręku plisy burgundowej sukienki. Druga dłoń złożona w pięść zawisła w powietrzu, gotowa by uderzyć w drewno i zapukać.
Nie była pewna, czemu tak naprawdę zgodziła się przyjść. Nie wiedziała czy przed domem rodzinnym Reinera stała ona jako (Imię), stara znajoma z dzieciństwa czy może doktor (Nazwisko), której powierzono misję dokładnego zbadania powracającego w podejrzanych okolicznościach Brauna?
Już na pierwszy rzut oka, zauważyła, że coś jest z nim nie tak. I to coś, z powodów, do których sama przed sobą nie chciała się przyznać, martwiło ją, znacznie bardziej niż powinno. Dziwna mieszanka nostalgii i sentymentu do blondyna sprawiały, że ze wszystkich sił chciała mu pomóc. To zresztą ślubowała w chwili podjęcia zawodu lekarza.
Z drugiej jednak strony była obietnica awansu za odkrycie dokładnej przyczyny dziwnego zachowania Reinera. Niektórzy z dowództwa podejrzewali go nawet o zdradę, dlatego nagroda za odkrycie skrywanego przezeń sekretu była bardzo korzystna.
Nagle drzwi się otworzyły i zobaczyła przed sobą Reinera.
- Zaczynałem martwić się, że zmieniłaś zdanie, (Imię). Proszę, wejdź - powiedział zapraszając ją do środka.
Był lekko pijany, co (Imię) z łatwością zauważyła po bardziej zrelaksowanym zachowaniu. Uśmiechał się szeroko,ale dostrzec można było w tym uśmiechu cień goryczy.
- Przepraszam za spóźnienie, w pracy była sytuacja kryzysowa.
- Najważniejsze, że już jesteś. - W uśmiechu, który jej posłał było coś rozbrajającego - Ładnie wyglądasz - dorzucił, coś czego trzeźwy Reiner za pewne nigdy nie odważyłby się powiedzieć.
Policzki (Imię) przybrały kolor niemal ten sam co jej sukienka. Z nieśmiałym uśmiechem podziękowała i weszli do salonu.
Przy złączonych stołach siedziała rodzina i przyjaciele blondyna. Jej matka z radością przywitała doktor, wskazując dla niej miejsce naprzeciwko syna. (Imię) rozpoznała też jego kuzynkę, Gabi oraz jej przyjaciół, których sama nieraz badała. Byli też pozostali wojownicy, Pieck, Porco i Zeke wraz ze swoim przyszłym zastępcą, Coltem. Wszyscy byli w świetnych humorach i kolejne godziny mijały bardzo przyjemnie.
Gdy zegar wybijał pierwszą, zabawa wciąż trwała w najlepsze i nikt nie zamierzał wstawać od stołu. Reiner był już mocno pijany i (Imię), kątem oka, widziała jak blondyn ją obserwuje. (Imię) siedziała koło Colta, który z zaaferowniem i lekkim bełkotem, opowiadał jej kolejną historię. Nagle spojrzenia (Imię) i Reinera się spotkały. Reiner puścił jej oko wstając.
- Wychodzę na chwilę się przewietrzyć - szepnął matce, która spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
(Imię) zrozumiała, o co chodziło blondynowi i również wstała od stołu.
- Dziękuję bardzo za zaproszenie - zwróciła się do matki Reinera - Muszę już niestety iść, rano już muszę być w pracy.
- Ależ to my dziękujemy za przyjście. Już późno, Reiner odprowadzi doktor do domu. - pani Braun uśmiechnęła się ciepło.
(Imię) pożegnała pozostałe osoby, i razem z Reinerem wyszli na ulicę.
Było chłodno i Reiner widząc drżące ramiona (Imię), mimo jej protestów, zarzucił na nią swoją marynarkę. Szli w milczeniu, nie w kierunku jej mieszkania, a w stronę rzeki. Niebo było bezchmurne i zobaczyć można było gwiazdy, których konstelacje układały się w prorocze schematy nad ich głowami.
Zatrzymali się wreszcie na bulwarze. Na wody rzeki lśniły w świetle księżyca. Wpatrzeni w rzekę stali bez słowa.
- Pamiętasz jak czasem w upalne dni, po treningach przychodziliśmy się tu kąpać? - (Imię) przerwała milczenie.
- Wszystko było wtedy takie proste. - Reiner uśmiechnął się smutno.
- Reiner - Blondyn zesztywniał na chwilę, gdy poczuł na ramieniu dłoń towarzyszki, która kontynuowała - Co się stało? Co oni ci tam zrobili? - mówiła delikatnie i cicho, jak gdyby bała się, że może go spłoszyć.
Reiner odwrócił się ku niej i zobaczył troskę malującą się na jej twarzy. W jej spojrzeniu było autentyczne zmartwienie jego stanem. Wysilił się na ostatni uśmiech. Położył swoją dłoń na jej dłoni i poczuł kojące ciepło. Nie mógł już dłużej się z tym kryć. Do oczu napłynęły mu łzy i gorzko zapłakał. (Imię) przygotowana na taką reakcję delikatnie objęła go i pozwalając by się wypłakał.
- (Imię), jestem potworem. Ci ludzie, oni nic złego nam nie robili. Tyle osób nam tam pomogło. Gdyby nie oni, gdyby nie mieszkańcy Paradis, nie byłoby mnie tu. Oni, to są dobrzy ludzie. To ja jestem potworem. Zamordowałem tyle osób. Rzeka była czerwona od krwi. Krew spływała rynsztokami. A te jęki, te jęki słyszę każdej nocy, one nie dają mi spać. To wszystko moja wina.
Nagle (Imię) odsunęła się od niego. Reiner z początku nie zrozumiał, zaskoczony jej gwałtowną reakcją. Dopiero widząc przerażenie w jej oczach, uświadomił sobie, co właśnie zrobił. Z równym przerażeniem, zaczął tłumaczyć się drżącym głosem.
- (Imię), t-to nie tak, ja… - próbował wziąć ją za rękę, ale ona cofnęła ją z lękiem.
- Pozwól mi wytłumaczyć - Reiner coraz bardziej gorączkowo zwracał się do kobiety, które powoli wycofywała się.
- Nie, Reiner, ja muszę już iść. - Jej głos drżał równie mocno co jego.
- (Imię), czekaj!
Reiner złapał ją, więc próbowała się uwolnić. Zaczęła się szamotanina. Nagle oboje wylądowali na ziemi, (Imię) na trawiastym brzegu, blondyn na niej. Reiner nie pamiętał jak to się stało, że nagle jego dłonie znalazły się na jej gładkiej szyi. (Imię) zaczęła krzyczeć, a jego palce zaczęły się zaciskać. Krzyki powoli cichły, na ich miejsce pojawiły się łzy. Palce zaciskały się wciąż coraz mocniej. Ucisk je ciepłych dłoni, który czuł z początku na nadgarstkach zniknął i gdy Reiner, ochłonął zobaczył wpatrzone w siebie, szeroko otwarte, martwe oczy. Jak oparzony zerwał się na nogi i odskoczył od rozpostartej na trawie (Imię). Kobieta nie drgnęła. W jej oczach, które jeszcze chwilę temu patrzyły na niego z troską, była pustka. Wpatrzone w nicość, pokrywały je krwawe plamki.
Reinerowi przypomniał się nagle Marco. Ta sama pustka zionęła i z jego martwej twarzy. Blondyn nagle schylił się w pół i zwymiotował. Gdy podniósł głowę, zobaczył przed soba skrawek głębokiej czerwieni. To fałd jej burgundowej sukienka leżał przed nim na trawie, trochę brudny od ziemi.
Nie mógł na nią patrzeć. Drgającymi rękami popchnął ciało i usłyszał plusk. Spojrzał w wodę, w której wciąż odbijał się księżyc. Widział jak suknie chciwie chłonie wodę i oddalające się ciało coraz bardziej się zanurza.
Odwrócił wzrok, nie mógł już dłużej na to patrzeć. Był potworem, to było potwierdzenie. Przyrzekał sobie nikogo już więcej nie skrzywdzić. Nie dotrzymał przysięgi, więc nie miał innego wyboru. Podjął decyzję, musiał zginąć.Koniec
CZYTASZ
Attack on Titan oneshoty (i nie tylko)
FanfictionTytuł wszystko mówi, czyż nie? Pierwszy oneshot jest, żeby jakoś rozruszać imprezę, hehe, chyba nikt normalny tak nie mówi... Ale po co się przejmował normalnością? Szybkie sprostowanie - postacie i fanarty użyte w opowiadaniach nie należą do mnie...