Początki CZĘŚĆ I (Marco x Reader)

1.1K 51 11
                                    

Jeszcze żyję, także na prośbę fusaexo
Miłej lektury

     Zegar wybił pierwszą w nocy. (Imię) przetarła oczy i usiadła na łóżku. Niezależnie od przybranej pozycji ani liczby naliczonych owiec, nie mogła zasnąć. Spojrzała na wytartą drewnianą podłogę. Drewniane deski oświetlało słabe światło księżyca. Dziewczyna wstała i podeszła do okna. Zza szyby spoglądał na nią srebrzysty dysk. Czarne zarysy drzew złowieszczo falowały na wietrze. (Imię) otworzyła okno i natychmiast poczuła na policzkach napływające do pokoju zimne powietrze. Mimo to stała niewzruszona i wpatrywała się w niebo. Udało jej się dostrzec kilka gwiazd, niewiele, gdyż po firmamencie stale przesuwały się szare obłoki.
     Czy kiedyś i ona tam trafi? Tak bardzo tego pragnęła, tak usilnie starała się uwierzyć, lecz na marne. Żadna wizja zaświatów nie była wystarczająco przekonującą dla dziewczyny. Bo właściwie czemu człowieka ma czekać coś jeszcze? Niech żyje i cieszy się swoją szarą egzystencją i codziennym znojem, bo to jedynie ma pewne. A później niech zrobi miejsce innym, młodszym, których kolej na karuzeli życia właśnie się zaczęła. Trzeba umrzeć i zgnić, by użyźnić ziemię, której płody jeść będą potomni.
     (Imię) przyspieszyło tętno i łzy napłynęły do oczu. Choć nie chciała takiej przyszłości, wiedziała, że to właśnie ją czeka. To jej czas by łapczywie pić wiatr, płakać ze śmiechu i tańczyć póki starczy sił. Więcej takiej szansy nie dostanie, tak powtarzali jej starcy.
     Dziewczyna zamknęła okno i położyła się do łóżka. Pokój zdążył się już bardzo wychłodzić, więc otuliła się szczelnie kocem i, z wciąż wilgotnymi oczami, próbowała zasnąć. Starała się przypomnieć sobie jakieś miłe wspomnienia, które zwróciłyby jej myśli na pogodniejsze tematy. Nie udało jej się, ale przynajmniej zasnęła próbując.

*****

      Piekarnię wypełniał zapachy świeżego chleba. Matka przed chwilą wyciągnęła bochenki z pieca. Wciąż jeszcze gorące, niemalże parzyły dłonie (Imię), gdy ta układała je na półkach. Niewyspana, nie mogła skupić się na pracy. Powolna praca córki doprowadzała matkę do szału, która stale poganiała dziewczynę. Piekarnia zaraz miała być otwarta, a część półek wciąż stała pusta.
     Dziewczyna niezbyt przejmowała się słowami matki, która stała z rękami zagłębionymi w cieście. ,,Nie uderzy mnie przecież” myślała (Imię) i w niezmiennym tempie nosiła wypieki.
   - (Imię), czy ty mi to robisz na złość?! Pośpieszże się dziewczyno! - wołała matka z coraz większym rozdrażnieniem w głosie.
      (Imię) zostało już zaledwie kilka bochenków. Postanowiła wykonać już ostatni kurs i załadowała je wszystkie na tacę. Stałą już prawie przed półkami, zaraz wyłoży już ostatnie chleby i otworzy sklep.
      I wtedy zobaczyła stojącą po drugiej stronie witryny, wpatrującą się w nią, postać.  Oczy nieznajomego były puste. Puste, a zarazem tkwiło w nich coś niezmiernie przerażającego, coś co wciągało patrzącego. Nie można było oderwać wzroku. Dziewczyna struchlała i z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w tę straszną, obcą twarz. Nawet nie zauważyła jak taca wysunęła jej się z rąk. Dopiero brzęk uderzającego o podłogę metalu wyrwał ją z osłupienia. Spojrzała pod nogi. Wszystkie bochenki leżały na ziemi.
   - Coś ty znowu zrobiła? - dobiegł ją z kuchni wściekły głos matki.
     (Imię) nic nie odpowiedziała. Skierowała przerażony wzrok na miejsce, w którym wcześniej stała postać. Nikogo już tam nie było.  ,, Czyżby przywidziało mi się? Nie ’’ pokręciła głową w zamyśleniu ,, Na pewno go widziałam!’’ .
    W tej chwili do pomieszczenia weszła matka i widząc walające się po ziemi bochenki, ze złością skierowała się w stronę córki. Już miała ją uderzyć, gdy zazgrzytały drzwi. Ktoś próbował dostać się do środka. Kobiety równocześnie spojrzały na zegar. Piekarnia już od dziesięciu minut powinna być otwarta.
     Pozbieraj natychmiast ten chleb i wynieś go na zaplecze, ja otworzę sklep - syknęła tylko starsza i poszła w otworzyć drzwi.
     (Imię) nie chcąc już bardziej narażać się matce szybko pozbierała bochenki i udała się z nimi na tyły piekarni.
    Już miała wracać pomóc matce z klientami, gdy usłyszała znajomy głos wzywający jej imię. NIe należał on jednak do matki. Wołał ją jakiś młody mężczyzna, taki jej się przynajmniej wydawało. Szybko spojrzała w stronę, z której dochodził.
    W tylnych drzwiach sklepu, wychodzących na podwórze, zdołała jedynie dostrzec czyiś niewyraźny kontur, który zaraz zniknął za framugą drzwi.
   - Hej, zaczekaj- krzyknęła za nieznajomym i rzuciła się biegiem w kierunku drzwi.
Jednak gdy dziewczyna znalazła się w progu drzwi, nieznana postać wychodziła już z podwórka na ulicę. Nie znajdę go w tym tłumie, pomyślała tylko i zerwawszy fartuch, rzuciła się w dalszy pościg.
     Na ulicy było bardzo tłoczno. O tej porze większość ludzi spieszyła się do pracy i (Imię) nie była wstanie określić, którym spośród nich był nieznajomy z przed chwili. Stała chwilę licząc, że może da jej jeszcze jakiś znak. Ale nic się działo. Potok ludzi nieprzerwanie płynął i dziewczyna zdecydowała się wreszcie wrócić do piekarni.
     Dopiero podnosząc z ziemi porzucony fartuch uświadomiła sobie co przed chwilą zrobiła. Czemu pobiegła za tajemniczym nieznajomym? Czy ją rzeczywiście wzywał? Wszystko to nagle wydało jej się dziwnie mgliste i zagmatwane, tak że nie mogła złożyć wspomnień w logiczną całość. Wszystko to karmiło przekonanie, że musiała działać wtedy w transie. Dodatkowo martwiło ją całkowite zatracenie poczucia czasu. Nie wiedziała jak długo czekała na ulicy. Mogło to być pięć minut, mogła to być godzina, oba warianty wydawały się być równie możliwe. W przypadku tego drugiego ze strachem myślała jak wytłumaczy matce.

Attack on Titan oneshoty (i nie tylko)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz